Nie mam się czym chwalić. Trudno mi będzie znaleźć rodowy klejnot – herb, którym pieczętowali się moi i wasi przodkowie w minionych czasach. Raz co prawda trafiłem, chyba w Pułtusku, na festyn starej broni, a właściwie w ogóle staroci, gdzie było stanowisko heraldyczne i można było, podając nazwisko, sprawdzić do jakiego herbu należy. Nobliwie wyglądający pan zachęcał mnie, za niewielkie pieniądze, do wyszukania tego w grubej, leżącej przed nim, księdze. Nie skorzystałem. Zrezygnowałem. Ze strony ojca nie wiem czym zajmowali się moi antenaci (jeden podobno był szewcem), ze strony matki to byli wieśniacy, rolnicy, popularnie mówiąc chłopi. Jeszcze by się mogło okazać, że moim herbem jest sierp. Ze strony rodziców waszej matki i babki też prości rolnicy; herbowych nie było. Taki los.
Zwracam się zatem do Was moje kochane dzieci, a szczególnie wnukowie. Wybaczcie nam (mówię to także w imieniu waszej Matki i Babci). Nie szukajcie „śladów” waszych przodków. Macie przed sobą czyste pole, na którym możecie zostawić wasz osobisty „ślad” pracą własnych rąk i umysłów. Zapewniam, że będzie to najbardziej prawdziwa, najcenniejsza zdobycz.
Po tym umoralniającym wstępie, warto by napisać dlaczego umieszczam w moim blogu tą zakładkę. To najbardziej osobista, prywatna jego część. Przyszło mi żyć w trudnych czasach. Nie chcę pisać, że były ciekawe. Były raczej trudne, a czasami, szczególnie te okupacyjne, tragiczne. Zdarzenia, które zamierzam tu opisać, ze względu na miejsce w którym zachodziły należą do typowych. Jeżeli zdarzyły się „tu”, w miejscu niczym się nie wyróżniającym, oznacza, że zdarzały się wszędzie. Były wszechobecne, typowe. To cecha charakterystyczna, na którą szczególnie pragnę zwrócić uwagę.
Miałem brata (niestety już nie żyje) Jana Wasilewskiego (mieliśmy różnych ojców stąd inne nazwisko), który miał doskonalą pamięć i zmysł obserwacyjny. Był rolnikiem i większość życia spędził na tym co nazywa się „ojcowizną”. Był starszy ode mnie i przed wojną skończył cztery klasy szkoły powszechnej, jak to się kiedyś nazywało. W wieku 82 lat namówiłem go, by napisał wspomnienia. Synowa kupiła mu zeszyt i długopis, a on dokumentnie i cierpliwie zapełnił go kartka po kartce. Dziś odczytuję to co napisał i czasem dziwię się skąd miał te informacje? Czuję się zobligowany do tego, aby jego trud nie zginął. Będę do jego wspomnień sięgał, zawsze zaznaczając skąd podawane informacje pochodzą. Przejdźmy więc do miejsc i czasów „skąd nasz ród”.