| by Zdzisław Jankiewicz | No comments

Prof. dr hab. Michał Janusz Małachowski

Michał Janusz Małachowski urodził się jako pierworodny syn dn. 06.07.1931 w rodzinie ziemiańskiej Małachowskich herbu NAŁĘCZ. Zabudowania dworskie oraz ziemie tej rodziny znajdowały się w północnej Litwie przylegając do granicy z Łotwą. Edukacja Michała w zakresie szkoły podstawowej odbywała się w okresie burzliwej II Wojny Światowej. Szkołę podstawową kompletuje w dwóch szkołach w Litwie i jednej w Łotwie. Wyłącznie litewski język panuje w tych szkołach. Dzieciństwo, aż do 15 roku życia, to czas spędzony w Litwie. W 1946 roku łącznie z rodziną opuszcza Litwę i osiedla się w Warmii na wsi. Rodzina otrzymuje 8 hektarowe poniemieckie gospodarstwo z zabudowaniami. W Polsce kontynuuje edukację nie mając trudności językowych, bowiem w domu używany był zawsze polski. Matura w Morągu, studia magisterskie w Uniwersytecie Warszawskim na kierunku Fizyka. W 1955 roku, bezpośrednio po studiach zostaje zatrudniony na stanowisku asystenta w Katedrze Fizyki Wojskowej Akademii Technicznej. W tej uczelni autor prowadził zajęcia dydaktyczne ze studentami głównie kierunku Fizyka Techniczna, równolegle wykonując badania naukowe w zakresie półprzewodnikowych przyrządów. WAT jest uczelnią, w której autor uzyskał wszystkie stopnie naukowe, od doktora nauk technicznych do tytułu profesora. A mianowicie: doktor 1968 r., doktor habilitowany 1975 r. i profesor 1991 r. Praca doktorska ma charakter eksperymentalny. Następny okres, to prace teoretyczne dotyczące elementów półprzewodnikowych. Już będąc na emeryturze zajął się badaniem fizyki akceleracji naładowanych cząstek w wiązce promieniowania lasera. Wykazuje dużą aktywność w zakresie publikacji swoich osiągnięć naukowych występując na międzynarodowych konferencjach oraz umieszczając artykuły w czasopismach o zasięgu międzynarodowym. Dowodem zainteresowania głównie zagranicznych naukowców pracami profesora są liczne cytowania jego prac a także zaproszenie na roczną pracę naukową w Uniwersytecie Nottingham na koszt strony zapraszającej.


PRZEZ WIEKI PO POLSCE, LITWIE, POLSCE 

W celu zainteresowania pamiętnikiem szerszego gremium czytelników, nie rozpoczynam go przedstawieniem wątpliwie interesującego zestawu moich przodków. Zaczynam od opisu bardzo drastycznego zdarzenia, a mianowicie od zagłady społeczeństwa żydowskiego, będącego w tamtym okresie istotną częścią naszego życia. W następnej kolejności przedstawiam swoich przodków, zarówno po mieczu jak i po kądzieli. Na tle przodków i ich spuścizny opisuję, może zbyt szczegółowo, nasze codzienne życie w okresie przed II W.Ś. Mając nadzieję, że kogoś może zainteresować szkolnictwo w Litwie, pokazuję je na swoim przykładzie Polaka wśród Litwinów kształcącego się w zakresie szkoły podstawowej. Okres II W.Ś. jest tu przedstawiony głównie przez pryzmat dziecka, lecz ogólnych spojrzeń nie brakuje. Opisuję bardzo istotne dla całej rodziny zdarzenie, jakim był wyjazd w jedną stronę, bez biletu powrotnego, z Litwy do Polski. Dalej opisany jest epizod osiedlenia się na wsi warmijskiej i jej tam 9 letni pobyt. Dalej opisany jest proces kształcenia się autora w Morągu oraz studia Fizyki na UW. Opisane są także prace autora po zatrudnieniu w kolejności w WAT, w Nottingham University, w Uniwersytecie Jana Długosza (UJD) w Częstochowie i w Uniwersytecie Przyrodniczo-humanistycznym w Radomiu. Na koniec przedstawiona jest rodzina autora i jego hobby.


Zdzisław Jankiewicz

Udostępniając miejsce na moim blogu Panu Prof. Michałowi Małachowskiemu powinienem go przedstawić i coś na jego temat napisać. Zwróćcie Państwo uwagę, że jesteśmy prawie równolatkami. Na dodatek przez bardzo długi czas pracowaliśmy w tej samej uczelni: Wojskowej Akademii Technicznej. Ja co prawda kończyłem studia w WAT, a on ukończył wydział fizyki Uniwersytetu Warszawskiego i pracowaliśmy w różnych katedrach uczelni, ale i tak dostatecznie długo przebywaliśmy w tym samym miejscu pracy. W każdym razie nasze drogi się przecinały i aczkolwiek z widzenia, to znaliśmy się. Z przyjemnością dzięki P. Adamowi Dubikowi (byłem promotorem jego pracy doktorskiej) odnowiliśmy znajomość i nawiązaliśmy kontakt (jak to dziś w modzie) mailowy.
Nie żałuję. Pan profesor ma niezwykle ciekawy życiorys, a na dodatek napisał pamiętnik. Przyznaję, że go namówiłem, by wystąpił w zakładce GOŚCINNA mojego blogu i zgodnie z pomysłem mojego wnuka Marcina pamiętnik mógł udostępnić szerszemu gronu czytelników i zainteresowanych losami polskich rodzin w tym przełomowym dla naszego kraju okresie. Namówiłem go także do przyznania się do posiadania herbu (patrz powyżej życiorys M. J. M.) i napisania do pamiętnika, który nazwał: PRZEZ WIEKI PO POLSCE, LITWIE, POLSCE, krótkiego wprowadzenia.
Z dużym zainteresowaniem przeglądnąłem pamiętnik pana profesora.
Z pewnością do niego jeszcze wrócę. Szczególną jednak uwagę zwróciłem na część dotyczącą pracy w WAT i jego udziału w opracowaniu pierwszego w Polsce lasera He-Ne. Nic dziwnego ja w tym czasie już pracowałem nad wzmacniaczami kwantowymi w zakresie mikrofal (maserami), gdy laser He-Ne był uruchamiany. O udziale M. Małachowskiego w jego budowie mało się wtedy mówiło, stąd moje zdziwienie i zainteresowanie. Pisząc na moim blogu o skonstruowaniu pierwszego w Polsce lasera napisałem tam (7. Przygoda laserowa):

Nie wchodząc w szczegóły można stwierdzić, że w kraju wszystkie technologie, większość materiałów, podzespołów oraz urządzeń pomiarowych do budowy lasera gazowego były wtedy dostępne. Produkowaliśmy lampy radiowe, w tym gazowane, wykonywane były reklamy neonowe. Dysponowaliśmy urządzeniami do uzyskiwania wysokiej próżni (pompy rotacyjne i dyfuzyjne), przejściami metal – szkło umożliwiającymi w przyszłości wprowadzanie do wnętrza rury energii elektrycznej.
Pewien technologiczny problem do rozwiązania mogło stanowić wykonywanie mało stratnych zwierciadeł o wysokim (powyżej 99%) stopniu odbicia, oraz pracochłonny proces doboru parametrów mieszaniny gazów i justowanie rezonatora.

Pisząc ten fragment chciałem zwrócić uwagę na fakt, że moim zdaniem w kra-ju, w odróżnieniu do pierwszego lasera Th. Maiman’a w Stanów Zjednoczonych, łatwiej było zbudować laser He-Ne niż rubinowy. Jedyny problem stanowiły mało stratne zwier-ciadła. Laser He-Ne ma niezbyt duże wzmocnienie w szczególności na widzialnych dłu-gościach generowanych fal i zwierciadła do niego powinny być wielowarstwowe – die-lektryczne, a nie metaliczne. Nie do końca wiedziałem skąd takie zwierciadło mogliśmy wziąć. Wyjaśnił ten problem pamiętnik.
Poprosiłem prof. Małachowskiego o więcej szczegółów. Oto one:

Michał Janusz Małachowski

W początkach 1962 r. odwiedzili Katedrę Fizyki dwaj kapitanowie z wydziału Elektroniki WAT: Zbigniew Puzewicz i Kazimierz Dzięciołowski. W jednym z pokoi napotkali mnie coś robiącego przy napylarce próżniowej. Wyjaśniłem co można otrzymać za pomocą tej aparatury. Gdy się dowiedzieli, że także między innymi zwierciadła (srebrne i dielektryczne), to wzięli mnie do siebie i przy herbatce namówili do współpracy.

Napylarka była własnej konstrukcji. Dzięki naszym warsztatom i szklarzom, napylarkę zacząłem budować w 1956 roku. Bowiem przeglądając artykuły w zagranicznych czasopismach, zaciekawiłem się zjawiskiem tunelowym przez bardzo cienkie warstwy dielektryczne. Wytwarzałem je, wykonywałem pomiary prądu i tworzyłem interpretację zaobserwowanych zjawisk. Później napylarka służyła mi do eksperymentalnych badań cienkowarstwowych tranzystorów. Także do badań efektów zmęczeniowych metali za pomocą elektronowego mikroskopu, we współpracy z prof. Kocańdą. W początkowym okresie mojej współpracy towarzyszyłem Z. Puzewiczowi w jego licznych wizytach krajowych instytucji, które mogłyby ułatwić konstrukcję lasera. Na samym początku pojechałem z Z. Puzewiczem do Skawiny, gdyż w tam znajdującej się hucie aluminium, była jedyna w kraju pracownia wytwarzającą rubiny, głównie do celów jubilerskich, jak nam wyjaśniał inż. Czesław Janusz. Puzewicz nawiązał z nimi współpracę. Potem odbyliśmy naszą wspólną podróż do Poznania, gdzie serdecznie nas przyjmował prof. Arkadiusz Piekara. Także bywaliśmy w Warszawie w zakładach optycznych CLO.

Jak się zorientowałem, panowie Z. Puzewicz i K. Dzięciołowski nie mieli na początku żadnego punktu zaczepienia. Nie dysponowali oni nawet żadnym przyrządem, który można byłoby nazwać częścią lasera. Takie były niewesołe początki niestety. Nie posiadaliśmy możliwości wykonywania odpowiedniej jakości elementów optycznych. Takowe wykonywano w CLO. Stąd podróże do nich. Chodziło o szklane płytki płasko-równoległe na okienka zamykające pod kątem Brewster’a rurę wyładowczą lasera Ne – Ne i podkłady na zwierciadła.

Moim najważniejszym udziałem w tym zespole, było samodzielne wytworzenie wielowarstwowych zwierciadeł umożliwiających akcję lasera gazowego He-Ne emitującego promieniowanie zarówno w zakresie podczerwonym (1,15 mikrometra), ale szczególnie o barwie czerwonej (0,63 mikrometra). Bez zastosowania selektywnego zwierciadła Bragga, działającego na tej czy innej zasadzie, nie mamy szansy uzyskać akcji laserowej w tym laserze. Wiadomo, że ten laser gazowy może emitować promieniowanie o kilku długościach fal. Na każdą z nich musi być wytworzone inne, selektywnie odbijające zwierciadło. Usiłowaliśmy namówić CLO na wykonanie selektywnych zwierciadeł. Tego zamówienia nie mogli się podjąć, niestety.

Miałem trochę szczęścia, mimo olbrzymich braków przyrządów oraz środków na zakupy, zwierciadła udało się wytworzyć. Jak wspomniałem, już miałem napylarkę próżniową i praktykę w napylaniu w niej warstw. Przede wszystkim w posiadaniu Katedry znajdowały się nieodzowne do wytwarzania takich zwierciadeł, selektywne filtry na długości fal w laserze He-Ne. Nieco pracy miałem nad wykonaniem i próbami prowadzącymi do powstania układu optycznego zapewniającego kontrolowane osadzanie na szkle dielektrycznych cienkich warstw. Bowiem polega to na naparowywaniu przemiennym warstw dwóch materiałów o różniących się współczynnikach załamania. Wytwarzałem stos 11 warstw, każda o precyzyjnej grubości.

Pierwszą akcję laserową uzyskałem w obecności Kazimierza Dzięciołowskiego, późniejszego dziekana wydziału Elektroniki. Nie było przy tym Z. Puzewicza, co skutkowało ogłoszeniem tego faktu przy okazji późniejszej powtórki eksperymentu. Puzewicz do mnie, – zamiast skakać do sufitu z radości (tak jak ja i K. Dzięciołowski): – co to ma znaczyć, partyzantkę pan tu uprawia? Rzekł wyraźnie poirytowany. Tymczasem był to najbardziej spektakularny eksperyment, bowiem uzyskaliśmy czerwoną wiązkę laserową. Odniosłem wrażenie, że Dzięciołowskiemu sława wisi, zwłaszcza wobec groźby konfliktu z Puzewiczem. Wkrótce potem zrezygnowałem ze współpracy z tym zespołem. Przewidywałem długi okres odtwarzania już znanych za granicą laserów. Głównie w celach rozgłosu, dla pozyskania funduszy. A co z moim doktoratem? Mimo niezwykle atrakcyjnej dla fizyka, właśnie rozwijającej się gałęzi nauki, nie widziałem dla siebie miejsca w tych warunkach. Przyszli do mnie panowie Puzewicz i Dzięciołowski., żebym nie rezygnował ze współpracy, lecz byłem uparty – zająłem się badaniem także nowego urządzenia, jakim był półprzewodnikowy tranzystor. Aczkolwiek przez pewien czas wykonywałem dla nich selektywne zwierciadła.

Mnie zaciekawił fakt niezachowania się w pamięci u żadnego z uczestników tych pamiętnych, pionierskich badań, źródeł pochodzenia selektywnych zwierciadeł. Może Puzewicz nie życzył sobie dzielenia się osiągnięciami z np. Dzięciołowskim, bowiem byłem świadkiem przypomnienia przez niego pierwszej akcji lasera He-Ne i lekceważącej reakcji Z. Puzewicza, a było co wspominać – to był pierwszy laser czerwony w WAT. Jeden z współpracowników zespołu, Malinowski wytwarzał zwierciadła srebrne , bowiem jedno z dwójki zwierciadeł mogło nie być selektywne. Po upływie paru lat CLO sprowadziło napylarkę próżniową Balzersa, a za wykonywane w niej o niewątpliwie lepszej jakości zwierciadła selektywne, podobno pobierali słone sumy. Potem WAT też nabył Balzersa. Małachowski swoją aparaturę mógł rozebrać. Tak wyglądał drobny epizod początkowego okresu laserowych badań w WAT. Może za dużo szczegółów przytaczam? Skłoniła mnie do opisania detali następująca rozmowa. Otóż w roku 2019 spotkałem profesora Bronisława Steca, który był w wyżej wymienionym początkowym zespole. Wspomniałem mu o fakcie wyprodukowania przeze mnie zwierciadła selektywnego, co umożliwiło pierwsze uruchomienie lasera Ne-He. On na to: – co pan mówi? Przecież Malinowski napylał zwierciadła srebrne i laser działał! Jemu należy przypisać pierwszeństwo w tym zakresie! Nie będziemy zmieniać historii laserów w WAT! Może w tym byłaby racja, gdyby się nie pojawił w tej wypowiedzi błąd merytoryczny, bowiem na wyłącznie srebrnych zwierciadłach akcja laserowa w laserze He-Ne nie następuje z powodu zbyt dużych strat przy odbiciach.


[1] Nie tyle napylał co miał do nich dostęp (uwaga Z. J.).