Chłopcy ze „WSI”
Przyczynek do historii WAT – powstanie SP WAT[1]
1. Wprowadzenie
W WAT wielu pracowników pochodziło ze wsi. Ja też. Tylko o „wsi” mojego pochodzenia nie pisano dużymi literami. Cóż wiemy na temat tej „WSI”? Wojskowa Służba Informacyjna (WSI) formalnie powstała w 1991 r. Była kontynuacją przesławnej z pierwszych lat powojennych Informacji Wojskowej i późniejszej z czasów PRL, równie sławnej (stan wojenny) Wojskowej Służby Wewnętrznej. Kadry tych służb zostały podobno beż jakichkolwiek weryfikacji przejęte przez nowopowstałą w III RP WSI. Ukształtowane we wczesnych latach powojennych i w Polsce Ludowej te kadry cechowała elitarność, poczucie wojskowej odrębności, a co ważniejsze kompletnej bezkarności. Wielu z ich członków przeszło przeszkolenia oraz kursy w KGB i GRU. W każdym razie tych, którzy stanowili kadrę kierowniczą. To nie mogło trwać. Z działaniem WSI nierozerwalnie związane jest nazwisko Antoniego Macierewicza jako autora tzw. listy Macierewicza tajnych współpracowników w sejmie 1992 (rząd Jana Olszewskiego), oraz autora „Raportu o działaniach żołnierzy i pracowników WSI…” , a także z inicjatywy prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, likwidatora WSI w 2006 r. Tym opracowaniom A. Macierewicz zawdzięcza powszechną krytykę mediów (gazeta wyborcza, TVN), a chyba nawet nienawiść pewnych byłych kół wojskowych naszego kraju.
Jeden z rozdziałów Raportu Macierewicza poświęcony jest naszej uczelni. To rozdział o nazwie: 10. Działalność oficerów WSI w Wojskowej Akademii Technicznej (1.)[2].
Świadczyć on może o tym, że w WAT zatrudnionych było wielu współpracowników WSI. Ja tego potwierdzić nie mogę. Nie mam takiej udokumentowanej wiedzy. Byli tacy którzy twierdzili, że WAT, a szczególnie jego Wydział Cybernetyki był „wylęgarnią chłopców”. Wystarczy popatrzeć na kadrę dowódczą tego związku. Większość podobno kończyła ten wydział. Nie potwierdzam i nie zaprzeczam. Nigdy mnie to nie interesowało i takich statystyk nie robiłem.
Pracownicy WAT co prawda podlegali wprowadzonej w 2006 lustracji i ja także takie dokumenty lustracyjne wypełniłem. Otrzymałem wtedy polecenie Komendanta WAT o konieczności poddania się lustracji (2a.), dokument lustracyjny (2b.) i zawiadomienie o miejscu złożenia dokumentu lustracyjnego (2c.). Dokumenty te w zamkniętej kopercie złożyłem w tajnej kancelarii WAT, gdzie dość długo przeleżały i jak przypuszczam nie były otwierane. „Służby” zawsze miały się dobrze i wtedy też. Ujawnienie kto współpracował mniej lub bardziej tajnie nie było na rękę wielu, wielu którzy znaczyli wiele i mogli skutecznie przeciwdziałać. Po pewnym czasie zostałem wezwany i wręczono mi z powrotem zaklejoną kopertę lustracyjną, każąc z nią zrobić co chcę. Lustracją nikt się już nie chciał interesować. Gdyby mi na tym zależało, mogłem dokumenty te zniszczyć. Mnie na ich zniszczeniu nie zależało, dlatego przetrwały. Nie mam powodu, by je ukrywać, to też ujawniam je teraz. Ani jawnym, ani tajnym współpracownikiem służb nie byłem.
Zapewne uważacie za dziwne, że tak wyraźnie numeruję i skrupulatnie powołuję się na dokumenty w tym rozdziale. Czynię to celowo. Nie chcę być posądzony o tendencyjność, o tworzenie zawartych w nich opisach. Dlatego jeżeli będę w stanie, większość z nich nie będzie mego autorstwa, a dosłownymi cytatami odpowiednich dokumentów. Dlatego dokumenty te będą do tego rozdziału załączone, chyba że są powszechnie znane i dostępne. Takie są również.
Nie do wszystkich dokumentów na które się będę powoływał miałem osobisty dostęp. Otrzymałem je od znaczących pracowników WAT, którzy takowy mieli, gromadzili je i mi udostępnili. Tych, których to dziwi pragnę poinformować, iż mieli nadzieję, że je opublikuję. Byli pewno w tym zainteresowani. Mieli nadzieję, że je opublikuję znacznie wcześniej. Zawiedli się nie dlatego, że nie chciałem tego zrobić. Weto postawiła rodzina. Uznałem ich rację. Kopanie się z koniem nie należy do rozsądnych. Dziś upłynęło tyle czasu, że mogę ewentualnie o tym pomyśleć. Dla potomnych.
Niektóre z przytaczanych dokumentów nie mają oficjalnej rangi. Są kopiami bez podpisów. Takie otrzymałem. Mogę jednak wszystkich zapewnić, że są tożsame z tymi, które taką rangę miały.
Jeszcze jedno zastrzeżenie. Zapewne pytacie się, dlaczego to czynię? W tych zdarzeniach uczestniczyłem osobiście jako członek senatu WAT, a w ostatnim okresie jako przewodniczący Uczelnianej Komisji Wyborczej. Ta mało ważna funkcja dawała mi dużą niezależność, a nawet pewną samodzielność. Jednocześnie nakładała na mnie obowiązki, z których nie tyle nie mogłem, co nie chciałem rezygnować i nie rezygnowałem. Miałem także osobiste powody. By do nich sięgnąć, muszę się cofnąć aż do 1992 roku. Powstał wtedy pozawydziałowy, samodzielny Instytut Optoelektroniki (IOE WAT), komendantem WAT był gen. Edward Włodarczyk, a jego zastępcą ds. naukowych płk Andrzej Ameljańczyk. Jako komendant nowo powstałego instytutu zwróciłem się do mego naukowego szefa, płk. Ameljańczyka z propozycją pisma do szefa badań i rozwoju MON, o skonsultowanie programu prac tego instytutu tak, by był on zbieżny z widzianymi z jego strony potrzebami wojska. Właściwie mogłem się nie pytać. Szefa badań i rozwoju w MON znałem i mogłem z nim po prostu porozmawiać. Coś mnie podkusiło iść drogą służbową. Nie trafiłem. Chyba go uraziłem. Zaczął mi dowodzić, czy wiem „za co Aleksander Wielki kazał stracić swoich generałów”. Nie rozumiałem jego irytacji. Chciałem zebrać możliwie dużo informacji, a program prac instytutu i tak on by zatwierdzał. Z drugiej strony, co za porównanie. Ja nie byłem generałem Aleksandra, a jemu do niego było jeszcze dalej. Machnąłem ręką, chociaż dziś mam już inny pogląd. Byłem na odstrzał. Za niecałe dwa lata, wykorzystany został krótki pobyt gen Włodarczyka w szpitalu i zastępstwo na stanowisku komendanta WAT przez jego zastępcę stanowiło pretekst do zmiany na tym stanowisku. Płk Ameljańczyk dość niespodziewanie został komendantem WAT. Jako jedną z pierwszych jego decyzji było połączenie Instytutów Elektroniki Kwantowej i Instytutu Optoelektroniki. Przy okazji zostałem pozbawiony kierowania instytutem z powodu, jak mi oświadczył, mego wieku. Skończyłem wtedy 60 lat i powinienem ustąpić miejsca młodszym. Jak widzicie mam powód, by pana Andrzeja nie lubić. Nie powoduje to jednak bym celowo coś na niego tu napisał. Zawsze będą to cytaty z posiadanych dokumentów. Dymisja nie dotknęła mnie bardzo. Dowodzenie nie leżało w mojej naturze. Martwił mnie inny problem. Załatwiałem wtedy możliwość utworzenia krajowego programu badawczego zamawianego (PBZ), którym miałem kierować. Kierowanie takim dużym programem z pozycji zwykłego profesora WAT nie wchodziło w grę. Ale to już zupełnie inna opowieść, do której może uda mi się dotrzeć.
2. Geneza powstania Stowarzyszenia Przyjaciół WAT
Krótko o genezie powstania Stowarzyszenia Przyjaciół WAT. Byłem pomysłodawcą tej organizacji. Napisałem kiedyś również zarys historii Stowarzyszenia Przyjaciół WAT na potrzeby tej organizacji w związku z dziesiątą rocznicą jej powstania. Ta wersja przekazana została Zarządowi SP WAT i pewno gdzieś w papierach tam się znajduje. Jednocześnie nastąpił mój rozbrat ze Stowarzyszeniem, do czego pod koniec tego opisu na pewno dojdę i przyczyny rozbratu wyjaśnię. Historia Stowarzyszenia jest jednocześnie ważną częścią wtedy historii całego WAT i tak chcę potraktować ją w tym wydaniu. Postaram się uwypuklić genezę powstania Stowarzyszenia, jego działalność i wpływ na przebieg zdarzeń w uczelni. Zachowam w miarę możliwości przyjęty na wstępie sposób opisu. Ma to być przewodnik po dokumentach, które udało mi się zgromadzić. Wiarygodniej będzie, gdy zamieszczać będę fragmenty dokumentów, a dodatkowo udostępnię je w całości do ewentualnego zapoznania się z nimi i samodzielnej oceny przez czytelnika.
Lata, w których zacząłem zastanawiać się nad możliwością i sensem powołania organizacji społecznej związanej z Wojskową Akademią Techniczną przypadają na początek nowego XXI wieku. Okres ten i lata go poprzedzające nie były dla Naszej Uczelni łatwe. Przeżywała wtedy szereg trudności związanych z sytuacją zewnętrzną, ale nie tylko. Wewnątrz Uczelni zaistniały zdarzenia, które były przyczyną niekorzystnych dla niej decyzji i zaważyły na dalszym jej losie.
Do przyczyn zewnętrznych zaliczyć chyba należy ówczesną sytuację polityczną: rozpad Związku Sowieckiego, wejście Polski w struktury NATO i do Unii Europejskiej. To paradoksalne, że wydarzenie te tak istotne i korzystne dla Polski, w których uczestniczyła czynnie znacząca część społeczeństwa naszego kraju, dla WAT i innych uczelni zaliczanych do tzw. wyższych uczelni wojskowych tworzyły nową, niekoniecznie korzystną, aurę. Jak nas informowano zgodnie z potrzebami, a mam także takie wrażenie, być może umowami międzynarodowymi, liczebność naszej armii ulegała znacznej redukcji (do ok. 100 000 – 120 000 żołnierzy). Zaczęto się także zastanawiać, czy nie powinna to być armia zawodowa i ostatecznie tak zadecydowano. Dla tak zredukowanej liczebnie armii istniejący system szkolnictwa wojskowego był zdecydowanie zbyt rozbudowany. Powinien ulec także redukcji. Zaczęły dochodzić do nas wieści, że likwidacji podlegają nie tylko Szkoły Oficerskie nazywane na wyrost Wyższymi i inne szkoleniowe instytucje militarne, niepewny jest także los szkół, które uzyskały status wyższych uczelni takich jak np. Wojskowa Akademia Techniczna. Realizację tego scenariusza rozpoczęła likwidacja Wojskowej Akademii Medycznej (WAM) w Łodzi. Uzasadnienie tego kroku w pojęciu likwidatorów było logiczne i nie podlegało dyskusji. Choroby żołnierzy (a nawet rannych) nie różnią się zbytnio od przypadków spotykanych ogólnie w społeczeństwie. Nieliczną grupę specjalistów lekarzy potrzebnych armii można wziąć spośród absolwentów uczelni cywilnych, ubrać w mundury, przeszkolić na kursach oficerskich i mieć problem z głowy. Będzie tanio i bez kłopotów. Pozornie wszystko OK! Tak się stało i WAM zniknął, został wchłonięty przez Akademię Medyczną (teraz Uniwersytet Medyczny) w Łodzi. Kłopotów jednak nie dało się uniknąć. Niestety. Tego wyidealizowanego scenariusza nie udało się zrealizować. W wojsku zabrakło lekarzy, o czym przekonano się wkrótce.
Z WAT sytuacja nie była tak prosta. Była to uczelnia większa, szkoliła absolwentów wielu specjalności w większości bezpośrednio związanych z potrzebami wojska, ale przede wszystkim miała niekłamany, autentyczny dorobek i autorytet naukowy w kraju i zagranicą. Pomimo tego w stosunku do WAT zapoczątkowany został scenariusz podobny jak w przypadku WAM. Nie będę odnosił się do innych uczelni np. Akademii Marynarki Wojennej, „Szkoły Orląt” w Dęblinie itp. Każda z nich ma swoją specyfikę.
Liczbę kandydatów na studentów i przyszłych oficerów rożnych specjalności dla wojska wyznacza i przesyła do rożnych uczelni w tym do WAT Ministerstwo Obrony Narodowej. Jeżeli chodzi o WAT to w omawianym czasie limity te stopniowo zaczęły ulegać znaczącej redukcji, by w końcu zostać zredukowane do zera. Stało się jasne, że WAT zdecydowano „zagłodzić”. Brak studentów w pełni miał uzasadnić brak perspektyw dalszej egzystencji WAT i konieczność zasadniczej jej reorganizacji z być może likwidacją włącznie. WAT musiał się z tym problemem zmierzyć.
Przejdźmy do przyczyn wewnętrznych. Wiązały się one z problemami już poruszonymi. WAT zawsze posiadał potencjał dydaktyczny wykraczający poza potrzeby wojska. Te jak wiadomo były limitowane, a konieczność akademickiego szkolenia wielu specjalności wymaga pewnego minimum kadry wykładowców i wyposażenia laboratoryjnego niezależnego od liczby studentów danego kierunku czy wydziału. Potrzeby te narastają dopiero po przekroczeniu pewnej granicznej liczby studentów, której WAT szczególnie w ostatnim okresie nie osiągał. Nadmiarowy potencjał wykorzystywany był w aktywności naukowej, licznie organizowanych kursach dokształcających itp. Nowa, zaistniała sytuacja dysproporcje, o których mowa powyżej, pogłębiała.
Pomysłem dziwnym, wyjątkowo nieudanym, była budowa przy WAT wyższej szkoły prywatnej. Nazwano ją Wyższą Szkołą Warszawską (WSW lub SzWW). Osiągnięto nawet pewien poziom organizacji tej uczelni. Miała ona rektora, dziekanów, kierowników instytutów, wirtualne laboratoria, ale nic więcej. WAT wydzielił dla WSW klub, którego była właścicielem, za który nowo tworzona szkoła nie płaciła, bo i z czego.
W Raporcie Macierewicza: „O działaniach żołnierzy i pracowników WSI” (przed 9 lipca 2003) (1.) napisano na ten temat:
Współpraca WAT ze Szkołą Wyższą Warszawską (SzWW), formalnie zorganizowaną przez ustanowioną z inicjatywy WAT Fundację Rozwoju Edukacji i Techniki i finansowaną – teoretycznie rzecz biorąc – ze środków publicznych była możliwa dzięki utworzeniu w 2000 r. przez WAT: Biura ds. Współpracy z Uczelnią Niepaństwową. Koszty tego biura były finansowane z dotacji przyznanej WAT przez MON na cele dydaktyczne. W 2003 r. SzWW posiadała wobec WAT dług za dzierżawę pomieszczeń w wysokości prawie 1,5 mln zł.
Był to chyba jedyny przypadek, by szkoła wyższa na swoim terenie otwierała konkurencyjną uczelnię, z którą konkurować nie miała zamiaru. Była to, jak sądzę, robione na bazie ogólnego pędu prywatyzacyjnego, próba prywatyzacji i przejęcia WAT, oraz otworzenia na jej majątku i dorobku prywatnej wyższej uczelni technicznej. Zamiar był na tyle absurdalny, że na szczęście nie został zrealizowany, chociaż sam pomysł oddaje ducha polskiej transformacji ustrojowej tamtych czasów.
Problem niedoboru studentów rozwiązany został na szczęście w sposób prosty, logiczny, godny, biorący pod uwagę nie tylko interes WAT, ale także interes nauki i szkolnictwa technicznego oraz w szczególności interes wojska i obronności kraju. Po prostu nadmiar możliwości szkoleniowych postanowiono zagospodarować przyjęciem stosownej liczby studentów cywilnych. Ich program studiów powinien różnić się od programu studiów studentów wojskowych, lecz niediametralnie. Szkolenie studentów cywilnych w WAT powinno mieć swoją specyfikę, tak jak ewentualnie w przyszłości ich zatrudnienie. WAT powinien szkolić specjalistów dla przemysłu obronnego, budowy infrastruktury obronnej oraz obsługi obiektów i urządzeń obronnych, gdzie nie ma potrzeby zatrudniania ludzi w mundurach. Chwała tym osobom z kierownictwa WAT i MON, którzy ten sposób zaproponowali, przekonali do tego rozwiązania ludzi z rządu i wprowadzili go do codziennej praktyki studiów w WAT.
Do problemów wewnętrznych, mających wpływ na powstanie SP WAT należą jeszcze inne zdarzenia, o których mówić trudno, a może i niestety wstyd mówić. Dziś znacznie więcej na ten temat wiadomo. W tamtym okresie wiedza o nich była nikła i docierała do nas raczej w postaci plotek. Byli jednak lepiej poinformowani, którzy przekonywali, że plotki są w pełni prawdziwe. Ukazywały się artykuły w prasie (prym wiódł tygodnik NIE) o wyjątkowej niefrasobliwości w gospodarowaniu środkami finansowymi przeznaczonymi na działalność dydaktyczną i naukową w WAT. Wyjątkowo zjadliwy artykuł w NIE pt.: „Ameljańczyk – lampas w oscylatorze” (3.) pozwalam sobie tu zamieścić w całości. Co bym nie sądził o tygodniku NIE i jego redaktorze naczelnym P. Urbanie, nie ulega wątpliwości, że na temat WAT pisał dużo i raczej prawdziwie. Można stamtąd dowiedzieć się na temat „przekrętów w WAT” najwięcej i ciekawych tych wieści tam wysyłam.
Negatywne opinie prasowe o uczelni (było ich znacznie więcej) uwiarygodniły aresztowania, jakie miały miejsce wśród wojskowych pracowników WAT oraz brak reakcji i rzetelnych wyjaśnień tak ze strony kierownictwa WAT jak i MON.
Wszechstronnym informacjom, dotyczącym zagadnień nieprawidłowości w WAT poświęcony jest w całości Rozdział 10 „Działalność oficerów WSI w Wojskowej Akademii Technicznej” wspomnianego już wcześniej Raportu Macierewicza: „Odziałaniach żołnierzy i pracowników WSI”. Jako konkluzja tych działań może służyć poniższy fragment:
„Przykładem tego rodzaju aktywności oficerów WSI była prowadzona przez nich w latach 1996-2000 działalność gospodarcza wokół Wojskowej Akademii Technicznej. Na ślad tej przestępczej działalności oficerów WSI natrafiono w połowie 1999 r. podczas kontroli finansowej prowadzonej w WAT przez UKS (Kontrola dotyczyła realizacji założeń budżetowych uczelni). Ujawniono wówczas sfabrykowane dokumenty finansowe świadczące o przestępczym procederze na WAT. W związku z ustaleniami UKS, w lipcu 1999 r. Prokuratura Rejonowa w Warszawie przy współudziale Zarządu Ochrony Interesów Ekonomicznych UOP wszczęła śledztwo, w trakcie którego potwierdzono istnienie przestępczych mechanizmów na WAT przy udziale szeregu podmiotów gospodarczych, z uczelni tej nielegalnie wyprowadzono 381.962.568 zł. Jak ustalono, pieniądze te wypływały z budżetu WAT przez utworzone w roku 1996 Centrum Usługowo-Produkcyjne, które miało zajmować się handlową i marketingową obsługą WAT[3]).
Proceder polegał na podpisywaniu przez CUP WAT umów wieloletnich na dostawę towarów bądź świadczeń usług na rzecz WAT z różnymi spółkami. Znaczna część z nich miała bardzo bliskie powiązania z Fundacją „Pro Civili”[4].
To, dlatego pozwoliłem sobie na taką nazwę tego rozdziału. Zastanawiające, jak z wojskowej uczelni, będącej jednostką budżetową, można wyjąć tak znaczne kwoty podobno bez wiedzy władz uczelni i przełożonych. Trwało to przecież tak długo. Zgodnie z powyżej podaną informacją przeszło 6 lat.
Oprócz doniesień prasowych (prasa jak wiadomo szuka sensacji i nie zawsze należy w jej doniesienia wierzyć), dokumenty obrazujące stosowany wtedy proceder, a także główne przedsięwzięcia, na które wydatkowano te sumy pojawiły się po 2003 roku, gdy gen. dyw. A. Ameljańczyk przestał być komendantem WAT (chyba w nagrodę przeniesiony został na prestiżowe stanowisko w MON), a rektorem WAT został gen. bryg. Bogusław Smólski. Dokumenty te powstawały w związku z czynionymi WAT zarzutami ze strony urzędu skarbowego i procesów sądowych, które WAT z reguły przegrywał. Nikt nie zamierzał i nie czynił nic co zgodnie ze znanym przysłowiem „kalałoby gniazdo”. Pewno lepiej byłoby jednak nie „kalać gniazda” pierwotnymi czynami, ale o tym znane przysłowie nie wspomina.
Przejdźmy do jednego (jest ich więcej) z powstałych wtedy dokumentów: Informacja dyr. Administracyjnego A. Witczaka dla Komendanta WAT gen. bryg. B. Smólskiego (dot.: Ogólnego stanu i zagrożeń wynikających z działalności przestępczych w latach 1997- 1999 rzutujących na aktualną sytuację WAT) – (4.).
Podjęto w nim próbę uporządkowania podjętych wtedy działań przestępczych i jego czasowego usystematyzowania. Nie próbuję nawet zrozumieć na czym polegał mechanizm wyłudzania środków z Akademii, chociaż dokument, na który się powołuję jest obszerny i raczej kompetentny. Posłużę się jedynie (tak jak to zapowiadałem) kilkoma gotowymi z niego sformułowaniami.
„W pierwszej fazie obejmującej lata 97-98 osoby funkcyjne WAT w oparciu o rachunki i integralne jednostki organizacyjne (aczkolwiek z pomijaniem nawet wewnętrznych procedur) Akademii dokonywały licznych transakcji finansowych z podmiotami trzecimi polegającymi głównie na udzielaniu pożyczek oraz zawieraniu fikcyjnych umów na dostawy towarów.
Obrót ten w efekcie przyniósł zarówno straty w bezpośrednim wyniku finansowym (wyprowadzenie środków z kont), jak i istotne do dziś mocno oddziaływujące konsekwencje jakim są nałożone sankcje przez organa kontroli skarbowej. Sankcje te obejmowały między innymi naliczenie należnego podatku VAT oraz jego częściowej egzekucji z kont bankowych (ponad 3 miliony złotych), a także stworzenie naliczonej należności (ponad 6 milionów złotych) od której odsetki w znacznym stopniu przekroczyły kwotę podstawową. Zaległość ta jest rozłożona na raty, jednak Akademia nie dokonuje płatności kolejnych rat zarówno na brak środków jak i oczekiwanie na anulowanie zobowiązania.”
„Posiadanie tej zaległości ogranicza możliwość ubiegania się o zlecenia na prowadzenie dużych prac naukowo badawczych w trybie zamówień publicznych, co tylko w ostatnich dwóch lat doprowadziło do utraty dochodów na poziomie 16 milionów złotych.”
Na tym jednak nie kończą się perypetie finansowe WAT. Wróćmy jeszcze do wspomnianej Informacji dyr. Administracyjnego A. Witczaka dla Komendanta WAT gen. bryg. B. Smólskiego (4.).
W 1999 r. skala niejasnych działań narasta. Oto następny fragment wspomnianego dokumentu:
„W drugiej fazie obejmującej głównie rok 1999, działania przestępcze były podejmowane w oparciu o CUP. Były one prowadzone na znacznie większą skalę i obejmowały rozbudowaną organizację obejmującą osoby działające w imieniu i jak się okazało również, na szkodę banku PKO BP IV Oddział w Warszawie. W tym okresie w sposób naruszający nie tylko regulacja prawne jakim podlegał WAT, ale również wewnętrzne przepisy bankowe, osoby funkcyjne założyły konto CUP WAT w PKO BP. Konto to było wykorzystywane do realizacji części przepływów finansowych realizowanych w ramach całej przestępczej działalności.
W pierwszym mechanizmie obejmującym większości tych transakcji firm, na podstawie zawartych umów miały dostarczyć do CUP WAT towary również o wielomilionowych wartościach (np. jachty, ropa naftowa, złożone systemy informatyczne itp.)”.
W Załączniku 2 do tego dokumentu znajduje się wykaz firm, z którymi CUP WAT prowadził działalność handlową. Zawiera on 20 (dwadzieścia) pozycji, a wśród nich znajduje się sławna Fundacja „Pro Civili”, o której wspomina Raport Macierewicza. Działalność „na znacznie większą skalę” stała się możliwa po włączeniu do niej banku i utworzeniu w nim konta CUP WAT, które bank PKO BP IV Oddział w Warszawie (pewno niesłusznie, ale celowo) utożsamiał z kontem WAT. Wszystko jak w kryminalnej powieści lub gangsterskim filmie z tym, że nie był to film. Wszystko działo się w rzeczywistości i dotyczyło realnie wyprowadzanych z Akademii pieniędzy.
Spotykamy też wątek „science fiction”. Podobno CUP WAT dysponował niezwykle wartościową, cudowną substancją, którą sprzedał zarejestrowanej na Cyprze jednej ze spółek firmy PARSLEY. Omawiany dokument relacjonuje na ten temat:
„W drugim mechanizmie CUP WAT dostarczył na podstawie umowy do jednej ze spółek PARSLEY (zarejestrowanej na Cyprze) substancję o nazwie mellatina (prawdopodobnie substancja uzyskiwana z jadu pszczelego o ogromnej wartości). Nie jest znana droga w jakiej substancja ta miała się znajdować w posiadaniu CUP WAT. Ponieważ CUP WAT nie otrzymał zapłaty, dlatego podobnie jak w przypadkach wcześniejszych dokonał sprzedaży wierzytelności do PKO BP”.
Wszystko jedno, kupowaliśmy czy sprzedawaliśmy, zawsze kończyło się jednakowo – stratą.
Nie będę dalej komentował wspomnianego dokumentu bardzo bogatego w fakty transakcji i perypetie związane z przelewami środków. Salda były zawsze ujemne. Ciekawym szczegółów polecam lekturę całości dokumentu. W szczególności części dotyczące decyzji Izby Skarbowej w Warszawie i wyroków sądów powszechnych, odwołań do MF (ministerstwa finansów) i jego reakcji.
Z zacytowanych fragmentów tego dokumentu wynika, że osoby funkcyjne WAT uczestniczyły w udzielaniu pożyczek i zawieraniu fikcyjnych umów. Na dodatek, jakby nie wiedziały, że od działalności gospodarczej należy opłacać VAT. To niesłychane. Ujawnione zaległości w podatku VAT osiągnęły zawrotne sumy. Jak wynika z bilansu przeprowadzonego na dzień 31.12.2002 (5.) zaległości w opłatach podatku VAT wynosiły:
„za lata 1997–1999 kwota 36 158 028,80 zł (zobowiązania, sankcje i odsetki na 31.12.2001.)
za rok 1999 w kwocie 25 228 927,90zł (zobowiązania, sankcje i odsetki na 30.05.2000.)”
Mając zaległości w urzędzie skarbowym Akademia nie może występować w przetargach o prace badawcze. To bolesna strata, ale nie tylko pieniędzy. Ważniejszą jest strata dobrego imienia uczelni, jej prestiżu.
WAT stał się także negatywnym bohaterem książek Wojciecha Sumlińskiego. Jedna z jego książek nosi tytuł: „Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego”. Ciekawe, dlaczego? Otóż autor uważał, że o całej sprawie był poinformowany ówczesny Minister Obrony Narodowej Bronisław Komorowski. W zestaw dokumentów wybrałem i zawarłem dwa duże fragmenty z jego książki. Na wstępie pierwszego z nich (6.) jest zdanie:
„Z całościowej analizy zebranego materiału wynikało, że minister był na bieżąco informowany przez podległe mu służby o sytuacji na Wojskowej Akademii Technicznej. Mimo to nie tylko nie podjął żadnych działań, które położyłyby kres pandemonium, ale wprost przeciwnie – usuwał przeszkody, które powstawały na drodze działalności „Pro Civili”.
Znowu fundacja „Pro Civili”. Czyżby sięgała tak wysoko. Świadczyć ma o tym drugi z zamieszczonych fragmentów książki Sumlińskiego. Jest on poświęcony relacji autora z jego próby przeprowadzenia wywiadu z Bronisławem Komorowskim w sprawie likwidacji WSI. Komorowski był wtedy marszałkiem sejmu. Próba zakończyła się niepowodzeniem po zapytaniu Komorowskiego właśnie o „Pro Civili”. Zachęcam do zapoznania się z tym fragmentem. Warto jednak przeczytać całą książkę; zachęcam.
Aby zakończyć dział nazwany wprowadzeniem chcę jeszcze naświetlić dwa zagadnienia szczegółowe. Wybrałem je może dlatego, że mam pozwalającą na ich naświetlenie dokumentację, ale także dlatego, że uważam je za bardzo charakterystyczne. Pierwsza jest wyjątkowo absurdalna i dotyczy leasingu pełnomorskiego jachtu motorowego. Napisał o tym W. Sumliński we wspomnianej powyżej książce (fragment pierwszy – (6.)
„Przykład takiego działania stanowiła umowa w sprawie zakupu jachtu motorowego przez „Adar” od firmy „Parsley” o wartości sześciu milionów dolarów. „Adar” zawarła umowę z WAT na leasing jachtu na sześć lat[5], której łączna wartość wynosiła trzydzieści sześć milionów złotych plus podatek VAT. Jednak już kilka miesięcy później zawarto kolejną umowę leasingu tego samego jachtu, której wysokość określono na dwadzieścia jeden milionów złotych plus VAT. Wartość każdej z tych umów była zatem wyższa od wartości jachtu, który po okresie leasingowania i tak miał pozostać własnością „Parsley”.
Podróże jachtem po morzu Śródziemnym wybranych osób z WAT i znamienitych zaproszonych innych gości bulwersowały środowisko naszej uczelni. Takich rzeczy do końca nie udaje się ukryć. Informacje podane przez W. Sumlińskiego nie były więc wyssane z palca.
W posiadanym pliku dokumentów znajduje się Umowa Leasingu (31.10.1997) jachtu (7.). Warto zwrócić uwagę, że w umowie jako leasingobiorca występuje WAT, mimo że podpisuje ją dyrektor CUP WAT (dr inż. A. Marciniak). Miesięczny koszt korzystania z jachtu wynosi 507466,67 PLN plus VAT, płatne z góry do dnia 15 każdego miesiąca niezależnie od pory roku. Załączona tabelka wymienia tą kwotę aż 72 razy. Fachowcy od zawierania umów zauważą zapewne jeszcze inne niekorzystne dla zleceniobiorcy zapisy. Mnie jako pracownika WAT najbardziej zastanawia cel leasingu jachtu. Racjonalnego nie widzę. A jednak był zawarty. Chodziły słuchy, że miał służyć do rekreacji studentów. Jeżeli ktokolwiek ze studentów WAT pływał na tym jachcie, proszę o kontakt.
Drugi przypadek warty w tym miejscu do naświetlenia – to budowa na terenie przyległym do WAT tzw. Domku Myśliwskiego przy również budowanej tam w tym czasie strzelnicy. Przedstawiona tu relacja będzie oparta na Protokole Nr. 25/2000 z 30.08.2000 z kontroli przeprowadzonej przez Dział Kontroli Wewnętrznej WAT (8.).
Kontrola dotyczyła: trybu, sposobu finansowania budowy i wyposażenia strzelnicy sportowo – myśliwskiej wraz z obiektami towarzyszącymi.
To bardzo szczegółowy i wnikliwy dokument. W relacji posłużymy się gotowymi tego dokumentu sformułowaniami.
Kontrolę przeprowadzono w oparciu o:
„1. Posiadaną (dostępną) dokumentację przed i powykonawczą,
2. ustne wyjaśnienia (zastępcy komendanta WAT ds. ogólnych, kierownika Zakładu Szkolenia Ogniowego WAT, specjalisty Zakładu Wychowania Fizycznego i kierownika sekcji ds. zamówień publicznych – rozmowa telefoniczna),
3. lustrację wykonanych obiektów (Domku Myśliwskiego, śrutowej strzelnicy szkolno-sportowej do strzelania SKEET i TRAP oraz parkingu i drogi dojazdowej do parkingu),
4. opinię powołanej w rozkazie dziennym …. przez zastępcę Komendanta WAT szefa logistyki, komisji (branżyści z OZUN).”
Z dokumentu tego wynika, że 10.03 1996 WAT zawarł z Korporacją „ADAR” umowę o wspólnym przedsięwzięciu, którego celem była budowa i wspólna odpłatna eksploatacja strzelnicy sportowo-rekreacyjnej. Nie znam się na ekonomii, ale było to w takim razie przedsięwzięcie gospodarcze. Budowa strzelnicy nie wynikała z potrzeb szkoleniowych studentów WAT, a jej celem byłzysk z odpłatnej eksploatacji. WAT miał małą strzelnicę, która jest do dziś wykorzystywana w szkoleniu jej studentów.
Planowany koszt przedsięwzięcia wynosił 1 milion złotych, a termin zakończenia inwestycji 31.05.1998 r.
Na koniec 1998 r. stan zaawansowania prac wyniósł (30-40) % i z inicjatywy WAT umowa z Korporacją ADAR o wspólnym przedsięwzięciu gospodarczym zostaje w dniu 10.07.1999 rozwiązana. Dokonano protokólarnego przekazania do WAT budowanych obiektów (po raz pierwszy pojawia się nazwa „Domek Myśliwski), a ich koszt (zaawansowanych w 30%-40 %) wyniósł łącznie z VAT 1 098 000,00 zł.
Od tej chwili budowę całości przejmuje WAT i w związku z tym odbywała się ona, jak stwierdza przytaczany tu dokument (str. 9):
„Zamierzenia dotyczące prac przy ul. Kocjana 10 całkowicie realizowano ze środków publicznych tj. dotacji budżetowej WAT”.
Ten sam dokument stwierdza (str.3), że dalszą budowę obiektów powierzono temu samemu wykonawcy:
„Kontrolując powyższe zamierzenie, nigdzie nie ma śladu o sporządzeniu dokumentacji niezbędnej do przeprowadzenia postępowania o udzielenie zamówienia publicznego w tematach wynikających z zawartych ww. umów, pomimo że z treści w nich zawartych wynika, że było zaproszenie i zamawiający spośród zaproszonych oferentów wykonał w trybie negocjacji z zachowaniem konkurencji wyboru oferty tego samego wykonawcy – Przedsiębiorstwo Budownictwa Ogólnego z siedzibą w Warszawie.”
Oszczędzę sobie i czytelnikom szczegółowego śledzenia perypetii przy realizacji, opisywanej w dokumencie, inwestycji. Proszę bardzo, mogą Państwo to czynić samodzielnie mimo kiepskiej jakości kopii. Zacytujmy niektóre fragmentów z wniosków końcowych (str.13):
”1. Nie przeprowadzono postępowania o udzielenie zamówienia na prace budowlane w domku myśliwskim i zaplecza oraz budowę strzelnicy szkolno-sportowej…. Jest to sprzeczne z ustawą z 10.06.1994 o zamówieniach publicznych (art.12a, 18, ust.1, 63-66)
2. Wykonawca – przy zawieraniu umów i podpisywaniu aneksu do tych umów posługiwał się pieczęciami o rożnej treści (zmiana nazwy firmy i adresu) oraz różnymi NIP-ami.
3. Umowy i aneksy były zawarte przez osoby nie posiadające pełnomocnictwa komendanta WAT do ich zawierania i podpisywania, …. jak i nie były zaopiniowane i zaakceptowane przez kwestora WAT. Brak także ich zarejestrowania w Dziale Obsługi Prawnej (Zarz. Kom. WAT nr. 80 z 10.06.1994 &5 i &6).
4. Zawarte z Wykonawcą umowy nie były przedłożone Panu Generałowi do zaakceptowania, co jest sprzeczne z ww. zarządzeniem (&5).
5 Umowy zrealizowane ze środków dotacji budżetowej są nieważne, ponieważ Zamawiający dokonał wyboru oferty z rażącym naruszeniem wymienionej w p. 1 ustawy.
6. Brak kontroli i nadzoru ze strony Zamawiającego użytkownika nad przebiegiem prac wykonywanych Wykonawcę, który samowolnie, bez uzgodnienia z Zamawiającym, wykonywał dodatkowe prace i zmienił stawkę za roboczogodzinę.
7. Wystawiane przez wykonawcę faktury za częściowo wykonane prace nie były sumowane dla porównania ich wartości z kwotą ujętą w umowie (aby nie dopuścić do przekroczenia wartości umowy) tak przez osoby kwitujące odbiór faktur jak i przez pracowników kwestury dokonujących przelewu.
8. Brak rzetelnego odbioru końcowego oraz przedwczesne podpisanie „Protokołu odbioru końcowego” spowodowało, że poniesione koszty budowy w porównaniu do wartości wyliczonej przez powołaną komisję została zawyżona o kwotę brutto 1 511 630,50 zł.
9. W notatkach służbowych kierowanych do Pana Generała przekazywano nierzetelne informacje związane z realizacją tego przedsięwzięcia
10. Brak operatu szacunkowego rzeczoznawcy majątkowego (wartość prac wykonanych przez ADAR) oraz brak kosztorysu inwestorskiego określającego standard wykończenia domku myśliwskiego oraz pozostałych robót budowlanych związanych budową strzelnicy, dróg dojazdowych i parkingu, a tym samym nieznajomość pełnej kwoty niezbędnych potrzeb finansowych, powinny uniemożliwić rozpoczęciu procedur zamówienia publicznego, a w przypadku braku realizacji tego procesu, rozpoczęcie robót budowlanych”.
Przyglądając się tym wnioskom można dojść do wniosku, że co najmniej z trzema ich punktami: trzecim, piątym i dziesiątym budowa tych obiektów nie mogła być prowadzona. Chyba nie mogła być nawet rozpoczęta. A jednak była, chociaż nie miała prawa.
Na dodatek główny gospodarz WAT, jej komendant, jakby nie miał pojęcia o tym, że ona istnieje. Zgodnie z brzmieniem p. 4. wniosków jej nie zatwierdził, a zgodnie z p. 9. nie był rzetelnie o jej prowadzeniu informowany. O ile pamiętam w tym czasie prowadził także budowę swojego prywatnego domu. Ciekawe czy równie mało wiedział, co na tej budowie się działo?
W dalszym ciągu dokument wyjaśnia skąd wzięły się procesy sądowe:
„Pomimo naruszeń prawa wszystkie opłaty za prowadzone prace były wnoszone przez WAT terminowo aż do lipca 2000 roku, kiedy to ówczesny Rektor podjął decyzję wstrzymującą opłacanie faktur pomimo ich przyjęcia i formalnego odbioru robót budowlanych. Suma roszczeń z faktur wystawionych przez wykonawcę i przyjętych przez WAT w 2000 r., na podstawie protokołów odbioru robót budowlanych, stanowiła przedmiot sprawy karnej w zakresie usiłowania zagarnięcia mienia o wartości 504 973, 80 zł tj. przestępstw z art. 294 1 k.k. w zw. z art. 278 1 k.k. i objęta była aktem oskarżenia wobec wykonawców robót budowlanych…. Aktem oskarżenia objęto również działania osób funkcyjnych Akademii w tym dwóch zastępców Rektora….
Niezależnie od procesu karnego panowie S. i W. wystąpili z powództwem cywilnym przeciwko WAT o zapłatę należnych im należności. Procesy cywilne…. były powiązane z toczącym się równolegle postępowaniem w procesie karnym przed Sądem Wojskowym.
Sąd karny …. rozstrzygnął wszystkie wątpliwości lub braki dowodowe na korzyść oskarżonych. Wyrokiem Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie …. Wykonawcy robót budowlanych zostali uniewinnieni …, a wobec osób funkcyjnych Akademii … postępowanie umorzono z racji „znikomej społecznej szkodliwości czynu.”
Gen A. Ameljańczyk mógł spokojnie przejść z funkcji komendanta WAT na wyższe stanowisko w MON.
Powróćmy jeszcze na moment do Protokołu z kontroli (dokument 8.). Tam indagowani przez kontrolerów pracownicy WAT przez moment jakby zdawali sobie sprawę z tego co się stało. Powiedzieli wtedy kontrolerom:
Kierownik Zakładu Szkolenia Ogniowego:
„żałuję, że dałem się wrobić”.
Specjalista w Zakładzie Wychowania Fizycznego:
„dałem się wrobić, tyle budowałem i jak dotąd wszystko było w porządku”.
Nie denerwujcie się panowie. W dalszym ciągu, jak widać, wszystko jest w porządku. To tylko budżet. Po prostu wszyscy wybudowaliśmy nikomu (?) niepotrzebne obiekty. Czy rzeczywiście nikomu niepotrzebne, to się jeszcze okaże?
Doprowadźmy do końca sprawy finansowe związane z budową „Myśliwskiego Domku”. Jeszcze jeden cytat z tego Protokołu (8.):
„Strata WAT wynikła z błędnych decyzji kierownictwa WAT z przełomu 1999/2000 roku …. stanowi na dzień 20.11.2006 kwotę 1 088 829, 78 zł.
W związku z brakiem w budżecie Akademii środków niezbędnych do pokrycia wymagalnych płatności będących wynikiem opisanej sytuacji, przy uwzględnieniu konsekwentnie prowadzonej w Uczelni polityce oszczędnościowej, w tym w szczególności w obszarze placowym, uprzejmie proszę o rozważenie możliwości zwiększenia dotacji dla WAT w 2006 roku o kwotę wymagalnej płatności.”
Prawdziwe zakończenie budowlanej epopei domku myśliwskiego z przyległościami nastąpiło dopiero w 2006 r. Dowiadujemy się o tym z meldunku Rektora WAT gen. B. Smólskiego do Ministra Obrony Narodowej (wtedy) R. Sikorskiego z dn. 01.12.2006.(9.)
Zgodnie z przyjętym zwyczajem zacytujemy fragmenty z tego dokumentu:
„…pragnę zameldować, iż w dniach 4.10.2006 oraz 10.10.2006 zapadły wyroki Sądu Okręgowego w Warszawie …… zasądzające od WAT kwoty odpowiednio: 326 025,75 zł z odsetkami od 20.11.2000, oraz 178 948,05 zł z odsetkami od 10.07.2000, co łącznie daje kwotę 1 088 829, 78 zł. Wyroki te uprawomocniły się.
Wyroki są rezultatem działań kierownictwa Wojskowej Akademii Technicznej w latach 1999-2000 w zakresie prowadzenia inwestycji budowlanej tzw. „Domku Myśliwskiego” oraz sąsiadującym z nim strzelnicy sportowej, obiektów nie związanych z funkcjonowaniem i zadaniami Uczelni.”
Po raz pierwszy osoba bezpośrednio związana z Akademią – jej Rektor – powiedział jasno i zdecydowanie, że inwestycji tej WAT do realizacji swoich statutowych działań nie potrzebował. W takim razie, dlaczego obiekty te zbudował i je sfinansował?
Miało być tak pięknie. Wspólne przedsięwzięcie: budowa i wspólna odpłatna eksploatacja strzelnicy sportowo-rekreacyjnej i same zyski. Jednak zysków trudno się dopatrzeć, chociaż koniec końców WAT zbogacił się o nową inwestycję. Jak obecnie korzysta ze strzelnicy – nie wiem. Może lepiej niż to zdefiniował Rektor WAT w 2006 roku: „obiekt nie związany z funkcjonowaniem i zadaniami Uczelni”.
Pozostał „Domek Myśliwski; co z nim?”. Na ten temat istnieją dokumenty, do których możemy sięgnąć (10.). To zestaw aż pięciu pism (czterech pism z 2002 roku i jednego późniejszego z 2003 r.), dotyczących wynajmu Domku Myśliwskiego.
Dla scharakteryzowania zagadnienia wystarczy przytoczyć, zgodnie z przyjętą tu metodą, fragmenty z dwóch: pisma (opinii) Szefa Logistyki WAT do Komendanta WAT i pisma Komendanta WAT do Prezesa Zarządu Invest Partner Construction S.A.
Przed podpisaniem nowej umowy dzierżawy Domku Myśliwskiego w 2002 roku Komendant WAT zasięgnął opinii osób kompetentnych z swego otoczenia. Opinie te w zwartej formie przedstawione są w piśmie Szefa Logistyki do Komendanta WAT z 25.11.2002. Oto fragmenty z tego pisma:
„Po przeanalizowaniu projektu umowy dzierżawy domku myśliwskiego oraz aktualnie obowiązującej umowy najmu … Nr 305/59/2001 przedstawiam następujące stanowisko.
- Proponowany projekt umowy dzierżawy, co do przedmiotu i treści merytorycznej … jest tożsamy z obowiązującą ….
- Zmiany dotyczą:
- nazwy umowy – z umowy najmu, na umowę dzierżawy nie uzasadnia zmiany.
- występuje inny podmiot, ale reprezentowany przez tą samą osobę fizyczną …. Prezesa Zarządu.
Z analizy dokumentów wynika, że zawarcie proponowanej umowy dzierżawy byłoby trzecią z kolei umową zawieraną w tym samym przedmiocie ze zmieniającą nazwę stroną reprezentowaną ciągle przez tą samą osobę fizyczną (pierwsza zawarta w dn. 5.07.2001 nr. 62/0WU/ 2001, druga w dn. 27.11.2001 nr. 305/59/WAT/2001.
Wyjaśnienia wymaga status osoby prawnej, z którą zawarta jest aktualna umowa najmu. Fakt częstej zmiany przez firmę nazwy, siedziby, numeru konta itp. budzi wątpliwości co do jej wiarygodności.
Zawarcie proponowanej umowy może naruszyć interes WAT, albowiem … umowy aktualna i projektowana określają czynsz miesięczny 2500 USD przez 60 miesięcy, a począwszy od 61 miesiąca 5000 USD. Rozwiązanie obecnie realizowanej umowy przerwie bieg 60 -miesięcznego okresu (od 1. 12.2001) płatności czynszu w wysokości 2500 USD, a zawarcie nowej umowy rozpocznie ten okres od nowa.
Wniosek:
Wobec faktów przedstawionych powyżej proponuję pozostać przy kontynuowaniu aktualnie obowiązującej umowy”
Komendant WAT po zasięgnięciu opinii tak szerokiego i kompetentnego grona pracowników Akademii, podjął decyzję i wysłał do zainteresowanych ostatnie z pism zawartych w zestawie (10.) Przytoczę jego najważniejszy fragment:
„Stosownie do wniosku Najemcy – Invest Partner Construction S.A. złożonego w dn 10.12.2002 w sprawie rozwiązania umowy najmu Domku Myśliwskiego w trybie porozumienia stron, zgodnie z …, wyrażam zgodę na jej rozwiązanie w trybie porozumienia Stron z inicjatywy Najemcy z dniem 17.12. 2002. Jednocześnie wyrażam zgodę na zawarcie umowy dzierżawy Domku Myśliwskiego z firmą Red Manor Menagement- sp. z o. o., pod warunkiem: …”
Dalej wpisane są trzy warunki, które nie mają nic wspólnego z zastrzeżeniami opiniodawców, ale mogą świadczyć o „trosce” Komendanta, by cenna własność WAT – Domek Myśliwski – był odpowiednio chroniony, a interes Akademii nie poniósł uszczerbku.
Mieszkam na Bemowie. Mogę podać moją wersję, dlaczego Najemca zmienił nazwę obiektu. Już nie nazywa się „Domek Myśliwski”; ta nazwa źle się kojarzy. Reklama na tablicy dłuższy czas stojącej przy wjeździe z ul. Kaliskiego na ul. Kocjana zapraszała nas do restauracji „Krasny Dwór”. Przyznaję, że jest to nazwa lepsza dla tak renomowanej i drogiej „knajpy” i lepiej oddaje sposób jej powstania.
WAT oczywiście cały czas zarabia na wynajmie (przepraszam dzierżawie) tego Dworu. Wytrwałym polecam obliczyć, kiedy koszt finansowy budowy zwróci się przy wynegocjowanej opłacie dzierżawy. Tu przerwę, choć niekoniecznie trzeba. Materiałów źródłowych o innych wtedy działaniach w WAT nie brakuje.
Jest zrozumiałe, że informacje o tak negatywnych zdarzeniach w Uczelni, choć nie wszystkie wtedy były znane, musiały wywoływać i wywoływały dyskusje o przyczynach tego stanu rzeczy oraz szukanie dróg, które mogły przeciwdziałać powstawaniu tak szokujących zjawisk. Musi się przy tym brać pod uwagę warunki pracy w WAT. Niezależnie od wszystkiego, jest to uczelnia wojskowa i w szczególności pracowników w mundurach obowiązuje pewien rygor i ściśle uwarunkowany regulaminami sposób postępowania. Większość z nas, chociaż już w stanie spoczynku, to byli oficerowie. Mają oni owe zasady zakodowane i wbrew im raczej nie postępują. Zdawaliśmy też sobie także sprawę z ograniczeń, jakie mają osoby pełniące funkcje kierownicze w WAT wobec swoich przełożonych i wobec (może przede wszystkim) urzędników Ministerstwa.
Wydawało się nam (pewno naiwnie), że drogą oddziaływania na struktury WAT, a nawet MON może być zarejestrowana w sądzie organizacja społeczna „non profit”, której zadaniem byłaby bliska współpraca z Uczelnią, a celem niesienie jej pomocy w sprawach, w których wspomniane wyżej ograniczenia utrudniają wystąpienia członkom kierownictwa WAT, a także innym indywidualnym pracownikom uczelni. To oczywiste, że głos takiej organizacji powinien być bardziej ważki, trudniejszy do zlekceważenia niż wystąpienia indywidualne.
W ramach wielostronnej wymiany poglądów uznano, że utworzona taka organizacja (przyjęliśmy jej nazwę: Stowarzyszenie Przyjaciół Wojskowej Akademii Technicznej) powinna mieć następujące cechy:
- Być organizacją niezbyt liczną – kilkadziesiąt do ok. 100 członków;
- Skupiać członków o możliwie dużym autorytecie, związanych z WAT, lecz niekoniecznie będących pracownikami WAT;
- Nie zakładaliśmy zapraszania do udziału w Stowarzyszeniu członków Kierownictwa Akademii – nie chcieliśmy podlegać presji bieżącej polityki na podejmowane uchwały;
- Nie oznacza to, że nasze działania nie będą jawne, o których władze WAT nie byłyby informowane. Stowarzyszenie miało działać przy WAT i w interesie WAT, korzystać z jej bazy np. strony internetowej itp. Mieliśmy na to ustną zgodę Rektora.
Powyższe założenia eliminowały z kręgu naszych zainteresowań Stowarzyszenie Absolwentów WAT, które powstało nieco wcześniej i już działało. Była to jednak organizacji duża o skomplikowanej strukturze (z oddziałami regionalnymi – przynajmniej w założeniu) i równie skomplikowanym sposobie podejmowania decyzji. Nie oznacza to, że nie mieliśmy zamiaru z nią współpracować. Taki zamiar mieliśmy i ze Stowarzyszeniem Absolwentów WAT w przyszłości współdziałaliśmy.
Dla zamknięcia całości dodać należy, że 17. 04. 2003 obowiązki Rektora WAT objął gen. bryg. prof. dr hab. inż. Bogusław Smólski. Były Rektor gen. dyw. prof. dr hab. inż. Andrzej Ameljańczyk został przeniesiony do Dowództwa Wojsk Lądowych na stanowisko Szefa Logistyki. Zmiany powyższej, przyznajmy już nabrzmiałej, dokonał Jerzy Szmajdziński, który był wtedy Ministrem Obrony Narodowej. Stanowisko szefa logistyki A. Ameljańczyk zamienił w 2006 roku na stanowisko Pomocnika Ministra (wtedy R. Sikorskiego) ON do Spraw Reformy Wyższego Szkolnictwa Wojskowego, co znów włączyło go (niestety) w nurt spraw dotyczących Akademii.
3. Działania organizacyjne – pierwsze lata
3.1. Rejestracja Stowarzyszenia
Rejestracja Stowarzyszenia wymaga istnienia stosownego grona osób wyrażających wolę utworzenia takiej organizacji, wyrażenia tej woli na specjalnym zebraniu odpowiednio sformalizowanym i zaprotokołowanym oraz opracowania Statutu Stowarzyszenia. Jeżeli organizacja nie zamierza prowadzić gospodarki zarobkowej (nasz przypadek), procedury są prostsze, co nie oznacza, że są proste.
My z braku doświadczenia i pomocy prawnej, zakładaliśmy Stowarzyszenie Przyjaciół WAT na raty. Pierwsze zebranie założycielskie odbyło się 23 czerwca 2004 r. Zebranie podjęło uchwałę o powołaniu Stowarzyszenia, zatwierdziło Statut oraz zobowiązało swoich członków w osobach Zdzisław Jankiewicz, Waldemar Matusiak i Zygmunt Ognik do załatwiania wszelkich spraw formalnych związanych z jego rejestracją.
Wkrótce okazało się, że istnieją na tyle duże braki formalne w naszym zgłoszeniu, że zmuszeni zostaliśmy do powiększenia liczby Grupy Inicjatywnej do liczby 26 członków (11.) i odbycia ponownie zebrania założycielskiego. Odbyło się ono 18 października 2004 r i na podstawie podjętych na zebraniu uchwał ten sam, co poprzednio zespół założycielski rozpoczął starania o rejestrację Stowarzyszenia. Nie zanudzając czytelnika dalszymi perypetiami formalnymi, które udało się w końcu pokonać (ostatnie zebranie założycieli dostosowujące Statut Stowarzyszenia – (12.) – odbyło się 31 stycznia 2005), w dniu 17 lutego 2005 r. Stowarzyszenie Przyjaciół Wojskowej Akademii Technicznej zostało zarejestrowane i wpisane do Krajowego Rejestru Sądowego stowarzyszeń pod nr KRS 0000228730 na czas nieokreślony (13.). Godne tu wymienienia, jak się wydaje, są zawarte w tym dokumencie cele Stowarzyszenia:
- Wspomaganie działalności WAT, umacnianie jej autorytetu, rozwijanie i popularyzowanie wiedzy o tej Uczelni,
- Integrowanie przyjaciół i sympatyków Wojskowej Akademii Technicznej,
- Utrwalanie tradycji WAT i pamięci jej nauczycieli akademickich oraz innych pracowników
- Udzielanie wszechstronnej pomocy kierownictwu WAT w formułowaniu nowych zadań uczelni oraz aktywizowanie przyjaciół WAT do takiej pomocy,
- Gromadzenie środków materialnych w zakresie niezbędnym dla skutecznej realizacji zadań Stowarzyszenia.
Wynikają one z zapisów Statutu i podkreślają służebną rolę w stosunku do WAT, jaką przyjmuje na siebie Stowarzyszenie.
Dość rozbudowana lista zadań zawarta w Statucie (12.) w tym zapis o prowadzeniu działalności pożytku publicznego, (była ona w późniejszym okresie przedmiotem ostrej krytyki) wynika z priorytetowego znaczeni tego dokumentu w działalności Stowarzyszeń, oraz skomplikowanej procedury jakichkolwiek zmian w zapisach Statutu. Stowarzyszenie nie może podjąć żadnych działań, które nie są zapisane w Statucie. Zapisy zawarte w Statucie stanowią, zatem potencjalnie możliwe pola aktywności, a nie plan pracy i tak są powszechnie przez wielu postrzegane. Nie jest to plan działania organizacji, jak w przyszłości niektórzy te zapisy traktowali.
3.2. Władze Stowarzyszenia
Walne zebranie inauguracyjne Stowarzyszenia odbyło się 25 kwietnia 2005 r. Sprawozdanie z przebiegu zebrania przedstawiono w zbiorze dokumentów (14.). Zebraniu przewodniczył Grzegorz Sundman. Głównym celem zebrania było powołanie władz Stowarzyszenia. Wyjątkowo podaje się tu pełny skład.
Zarząd został wybrany i ukonstytuował się w składzie:
- Gen. dyw. Marian Pasternak – prezes
- Zdzisław Jankiewicz – wiceprezes
- Waldemar Grzyb – sekretarz
- Norbert Andrzejewski – skarbnik[6]
- Tomasz Szajnocha – członek zarządu odp. za stronę internetową
- Waldemar Matusiak – członek zarządu
- Zygmunt Ognik – członek zarządu
Komisja rewizyjna została wybrana i ukonstytuowała się w składzie:
- Ryszard Curyk – przewodniczący
- Antoni Rogalski – członek
- Lech Solarz – członek
Sąd koleżeński został wybrany i ukonstytuował się w składzie:
- Jerzy Barzykowski – przewodniczący
- Ryszard Piotrowski – członek
- Józef Żmija – członek
Składka członkowska w SP WAT przyjęta została w wysokości 60 zł rocznie.
Przytoczę nietypową informację z protokołu (14.). Była propozycja, by na prezesa Stowarzyszenia kandydował gen. Stanisław Świtalski. Odmówił z powodu, jak się wyraził „względów osobistych”. Do tej informacji może jeszcze później powrócę przy innej okazji.
Nowo wybrany prezes Stowarzyszenia podkreślił jego wolę umacniania prestiżu i znaczenia WAT, oraz służenia mu pomocą. Zapowiedział wystąpienie z propozycją spotkania się w tym celu z Rektorem.
W tym miejscu winien jestem podać kilka słów o Panu gen. dyw. Marianie Pasternaku. Ja zaproponowałem mu przynależność do SP WAT i rekomendowałem go na stanowisko prezesa Stowarzyszenia, nie chciałem także kandydować na to stanowisko. Pana Mariana Pasternaka znałem znacznie wcześniej jako studenta Wydziału Elektroniki WAT. Wykładałem w jego grupie studenckiej. Był wtedy już podpułkownikiem. Należał do studentów niezwykle pracowitych i osiągał doskonałe wyniki. Nie to mnie jednak do niego nastawiało na tyle przychylnie, by prosić go o zostanie prezesem Stowarzyszenia.
Byłem uczestnikiem zdarzenia, w czasie którego bardzo mi pomógł.
W 1992 roku powstał w Akademii pozawydziałowy Instytut Optoelektroniki, którego byłem komendantem. W IOE WAT postanowiliśmy zbudować laboratorium pomiarowe urządzeń optoelektronicznych i laserowych, w którego powstaniu były zainteresowane Służby Metrologiczne MON. Wzorce promieniowania laserowego mogły być zbudowane dla nas w jednym z ośrodków badawczych w Moskwie. Specjalistów z tego ośrodka poznałem w czasie konferencji metrologicznej w Charkowie. Wcześniej takie wzorce zbudowali oni dla innych ośrodków w ZSSR w tym dla służb metrologicznych wojska. Była szansa zapoznania się także z nimi (zgodę władz wojskowych ZSRR uzyskali budowniczowie wzorców) w miejscu użytkowania. Zapalili się do tego nasi wojskowi metrolodzy i wzięli na siebie organizację wyjazdu włącznie z załatwieniem środków na pokrycie kosztów podróży.
Po raz pierwszy (i ostatni) wyjechałem za granicę w mundurze, na dodatek w ostatniej chwili dowiedziałem się, że jako najstarszy stopniem naukowym zostałem wyznaczony przewodniczącym delegacji. Po przylocie do Moskwy okazało się, że nie mamy zaplanowanych pieniędzy na hotel. Nie wiem komy w MON przywidziało się, że Rosjanie zapraszając nas zapłacą za hotel. Oczyma wyobraźni zobaczyłem, jak trzech pułkowników Polskiego Wojska w mundurach zostaje w hotelu zatrzymanych z powodu nieopłacenia pobytu. Przedstawiciel Służb Metrologicznych MON rozłożył bezradnie ręce. Jakoś tak wyszło. Natychmiast pojechałem do naszej Ambasady w nadziei znalezienia ratunku. W Ambasadzie spotkałem, proszę sobie wyobrazić, gen. Mariana Pasternaka. Był taki zwyczaj, że na koniec kariery ważne osobistości (nieliczni generałowie też), byli na pewien czas zatrudniani w polskich ambasadach. Mieliśmy szczęście. W Ambasadzie w Moskwie zatrudniony był wtedy Marian Pasternak. Zrozumiał sytuację. Polecił nam realizować program wizyty, a problem opłaty hotelu pozostawić jemu. Bardzo mnie tym ujął. W końcu było to nasze niedopatrzenie, chociaż osobiście nie czułem się winny. Całość spraw organizacyjnych wyjazdu załatwiana była przez metrologów z MON, a nie przez WAT. Skończyło się bez wizerunkowej wpadki.
Powróćmy do zebrania organizacyjnego Stowarzyszenia Przyjaciół WAT. Obecny na zebraniu prorektor WAT prof. Radosław Trębiński przekazał życzenia dla członków Stowarzyszenia od Rektora oraz przybliżył zadania, jakie WAT ma przed sobą. Za najważniejsze uznał umocnienie tożsamości uczelni i określenie jej roli w przyszłości, gdyż kwestie te nie były do końca przesądzone i wymagały przemyśleń. Widział w tym dziele udział aktywności powstałego Stowarzyszenia.
4. Działalność wynikająca z zadań statutowych Stowarzyszenia
Liczba dokumentów jakimi w tej części opisywanych zdarzeń dysponuję jest znacznie większa niż dotychczas. Są one, w mojej ocenie, dość cenne. Nie ma ich również poza moim archiwum. Dlatego, może przesadzam, warte są zachowania. Zmieniam zatem nieco sposób pisania tej części wspomnień. Będę mniej komentował treść dokumentów, a ich analizę i ocenę pozostawiam czytelnikom. Moja relacja zamieni się zatem w coś w rodzaju przewodnika po dokumentach źródłowych. Te nie zawsze będą miały charakter takich tzn. nie zawsze będą odpowiadały wymogom stawianym źródłom historycznym. Posiadane dokumenty czasem są kopiami bez podpisów lub brudnopisami. Proszę mi jednak wierzyć, są to dokumenty prawdziwe, chociaż udowodnić tego nie potrafię.
4.1. Udział w ocenie i redakcji opracowania Zygmunta Kaźmierskiego
„Wojskowa Akademia Techniczna w latach 1951 – 2001”.
Dzieło „Wojskowa Akademia Techniczna w latach 1951 – 2001” miało być wydane w związku z 50. rocznicą powstania WAT (stąd ograniczenie czasowe 1951 – 2001), a jego opracowanie zostało powierzone przez Rektora gen. prof. Andrzeja Ameljańczyka, pracownikowi Instytutu Nauk Humanistycznych WAT, specjalizującemu się w historii szkolnictwa wojskowego (w tym WAT), dr. Zygmuntowi Kaźmierskiemu.
Do powstałego opracowania były zastrzeżenia, stąd jego wydanie nie zostało zrealizowane w pierwotnie przewidzianym terminie.
W międzyczasie zaszło w WAT wiele zmian. Do godności rektora WAT powołany został gen. prof. Bogusław Smulski. Rektor powierzył ocenę opracowania i doprowadzenia go do druku Senackiej Komisji ds. historii i tradycji, której (tak się złożyło) przewodniczył piszący te słowa. Był to już rok 2005.
Uznałem, że jest to doskonałe zadanie dla wykazania aktywności nowo powstałego Stowarzyszenia. Za zgodą rektora Senacka Komisja ds. historii i tradycji powołała zespół opiniujący w składzie: prof. dr hab. inż. Zdzisław Jankiewicz, prof. dr hab. inż. Alfreda Graczyk, prof. dr hab. inż. Jerzy Barzykowski, prof. dr hab. inż. Lech Solarz, dr n.h. inż. Waldemar Matusiak, dr inż. Zygmunt Ognik, mgr inż. Grzegorz Sundman. Wykonania szczegółowych recenzji zobowiązali się W. Matusiak i Z. Ognik.
Jak łatwo zauważyć zespół tworzyli członkowie Stowarzyszenia, a ponadto były to osoby pracujące w WAT praktycznie od początku jej istnienia. Znały one nie tylko większość pracowników uczelni, ale także ich dokonania.
Niestety współpraca pomiędzy recenzentami a autorem dzieła od samego początku nie układała się dobrze. Recenzenci przeglądali opracowanie rozdział po rozdziale. Znajdowali wiele błędów począwszy od literówek w nazwiskach (szczególnie nie mogą być tolerowane) do przeinaczeń lub pominięć ważnych zdarzeń, ludzi, a nawet faktów. Autor wg zdania dwójki recenzentów obiecywał zauważone braki uzupełniać, czego w końcu nie czynił. Uważam, że czynić tego po prostu nie chciał. Czas płynął, konflikt narastał i należało ten proces przerwać. Zespół opiniujący oraz Senacka Komisja ds. historii i tradycji uznała wersją z 2008 roku za wartą wydania mimo nadal istniejących wad. Książka ukazała się praktycznie po dziesięciu latach od pierwotnego terminu tj. w 2010 r. Przedstawiciele zespołu opiniującego (Z. Jankiewicz, W. Matusiak i Z. Ognik) uznali za konieczne zawarcie swych uwag w obszernym „Posłowiu” załączonym na str. 337 dzieła (15.).
Autor przyznał w krótkim wprowadzeniu „Od autora”, że powstała senacka komisja mianując się grupą konsultantów udzielała mu niewielkiej pomocy w doprowadzeniu zadania do pomyślnego końca. No cóż nawet tu autor, jak na historyka, jest wyjątkowo nieprecyzyjny. Senacka Komisja ds. historii i tradycji jest komisją stałą Senatu WAT. Nie powstała na złość autorowi, a odnośnie do stopnia jej pomocy zdania są podzielone. W tym samym miejscu autor zrobił wykład, kogo można nazwać samodzielnym pracownikiem nauki pouczając (tu pytanie, kogo?), iż „bezprawne używanie tytułu profesora (w różnych konfiguracjach), jest nie tylko wielce naganne, ale również niemoralne i nieetyczne”. To zaiste mocna konstatacja autora w swoim dziele dotyczącym historii WAT i chyba powinna być poparta szeregiem przykładów, inaczej trudno ją przyjąć i zaakceptować.
Przedmowę do książki napisał Komendant WAT gen. Zygmunt Mierczyk. Zganił nas nieco za Posłowie nazywając je „kontrowersyjnym”, ale fragmentu o bezprawnym używaniu tytułu profesora we wprowadzeniu Od autora zapewne nie zauważył lub nie chciał zauważyć, bo na ten temat nic nie napisał.
Pomimo załączenia pełnego tekstu Posłowia, wyjaśnijmy na czym polegała między innymi jego kontrowersyjność. Może załączony fragment jego tekstu pomoże zrozumieć i wyjaśnić nasze (autorów Posłowia: Zdzisława Jankiewicza, Waldemara Matysiaka i Zygmunta Ognika), intencje:
„Jak już jesteśmy przy omawianiu najbardziej rozpoznawalnej osobowości Akademii, prof. S. Kaliskiego, nie sposób pomijać wątku sensacyjnego tzn. jego zainteresowań bronią atomową. Autor historii WAT tak jakby potwierdzał sensacyjne doniesienia prasowe. Czy słusznie? Mamy przekonanie, że znane były na tyle zainteresowania Profesora i jego warsztat badawczy, by do sprawy tej podejść mniej sensacyjnie, a bardziej racjonalnie. Prof. S. Kaliski zajmował się także techniką sterowanych wybuchów, a w tym wybuchową, koncentryczną kompresją materii. To jego pomysłem było skojarzenie w eksperymentach syntezy termojądrowej wstępnej wybuchowej kompresji tarczy deuterowo-trytowej przed oddziaływaniem na nią promieniowania laserowego. Taki referat był prezentowany na wspomnianej już konferencji w Ryni w 1973[7] r. Taki sam zabieg, zgodnie z pomysłem prof. S. Kaliskiego, można było wykorzystać w przypadku bomby atomowej. W klasycznej jej odmianie, jak wiadomo, do łańcuchowej reakcji rozpadu atomów, doprowadza się przekraczając masę krytyczną materiału rozszczepialnego. Stosując koncentryczną wybuchową kompresję, przy odpowiednio dużych naciskach można przekroczyć nie masę, a gęstość krytyczną i w ten sposób doprowadzić do wybuchu jądrowego. Zgodnie z tą koncepcją, w powyższy sposób można by konstruować bomby małych rozmiarów i o mniejszej sile wybuchu, jeżeli tylko za pomocą wybuchowej kompresji potrafilibyśmy wystarczająco powiększyć gęstość materiału.Niewątpliwie Prof. S. Kaliski przeprowadził stosowne obliczenia i oceny, chociaż pomysł, co było już podkreślone, pozostał zawsze w sferze rozważań teoretycznych.”
Proszę nie pytać mnie, czy pomysł ten miał szanse realizacji. Nie wiem, nie znam się na tym. Jednak spowodowanie reakcji łańcuchowej przez skrócenie drogi swobodnej neutronu w ściskanym wybuchowo materiale rozszczepialnym jest logicznie możliwe. Natomiast wywołanie tą drogą reakcji syntezy – nie.
Prof. Kaliski był dobrym fizykiem i sugerowanie, że metodą wybuchową zamierzał doprowadzić do inicjacji reakcji syntezy w Bombie H, jest zaprzeczeniem jego inteligencji.
4.2. Udział Stowarzyszenia w obronie WAT przed włączeniem do mającego powstać Uniwersytetu Obrony Narodowej (UON).
4.2.1. AUP – American University of Poland, Inc.
Radosław Sikorski objął urząd Ministra Obrony Narodowej w październiku 2005 r. w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza i przestał go pełnić w lutym 2007 r., gdy urząd premiera objął Jarosław Kaczyński. W pierwszych dniach urzędowania Minister R. Sikorski otrzymał ze Stanów Zjednoczonych pismo, które (być może) miało pewien wpływ na późniejsze jego zachowanie w stosunku do WAT. Dysponuję kopią tego pisma (16.). Nie ma w nim nic osobliwego. Po prostu gratulacje z powodu objęcia w Polsce wysokiej godności przysyła R. Sikorskiemu President & Founder „American University of Poland, Inc,” Michael T. Speidel.
Nie budzi też zdziwienia ani zastrzeżeń fakt, że Sikorski jest na liście Scientific Advisory Board jako pracownik American Enterprise Institute. Na tej liście jest wiele nazwisk również z Polski. Przytoczę jednak z tego pisma fragment, którego nie rozumiem i nie potrafię sobie logicznie wytłumaczyć:
„Pańska pozycja jako Ministra, osoby, która spędziła na Zachodzie wiele lat, będzie bardzo ważnym ogniwem pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Polską, oraz Rosją. Wierzę, że będzie Pan energicznie i rozważnie wypełniał swoją misję i nie zapomni Pan o naszej organizacji w dalekim Haverhill k/ Bostonu.”
Autor pisma, dr Michael T. Speidel, przed emigracją do USA, ukończył studia medyczne w Poznaniu i przez pewien czas pracował w Polsce. Gdy go pisał, byliśmy już w NATO i w Unii Europejskiej. Moje zdumienie budzi jednak umieszczenie Rosji w powyżej przytoczonym zdaniu. Dlaczego R. Sikorski ma być ważnym ogniwem „pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Polską, oraz Rosją”? Co w tym zestawie państw robi Rosja? Kim jest M. Spidel, aby tak pisać do ministra ON RP? Jaką rolę miał w tym odgrywać AUP (American University of Poland, Inc.)? O jaką chodziło misję, którą rozważnie, aczkolwiek energicznie miał wypełniać Minister? Kim jest Radosław Sikorski, do którego jako ministra ON RP można pisać takie listy? To są dziwne pytania, jakie nasuwają mi się po przeczytaniu tego pisma? Nie sądzę, by mi się udało znaleźć odpowiedzi na te dziwne pytania, ale w jakimś sensie zapewne wiążą się one z późniejszymi działaniami ministra ukazanymi w ramach „resetu”.
Przywołuję ten dokument również z innego powodu. Pismo M. Speidela nie było zupełnie bezinteresowne. Proponował pośrednictwo w zaproszeniu do Polski laureata Nagrody Nobla z 2004 roku, prof. Franka Wilczka. Prof. Wilczek ma polskie pochodzenie, jest fizykiem kwantowym i niewątpliwie jego wizyta w polskich uczelniach miałaby sens. Był on związany z AUP (członek Scientifics Advisers to the President) i jego przyjazd do Polski promowałoby tą organizację.
Minister Sikorski odniósł się przychylnie do propozycji M. Speidela i uznał, że właściwą uczelnią do podjęcia współpracy będzie WAT Są w tej sprawie pisma do WAT z MON. Ponieważ mają gryf tajności, nie będę ich tu przytaczał. Rektor WAT gen. B. Smólski został o tym powiadomiony nie tylko bezpośrednio z MON, ale także pismem M. Speidela, które wkrótce (30.01.2006) nadeszło (17.). Aprobatę Ministra M. Speidel uznał za wystarczającą i obowiązującą, bo w swoim piśmie do WAT przechodzi do konkretów:
„Jak Panu zapewne wiadomo, pan Minister popiera naszą inicjatywę i w związku z powyższym proponuję teraz ustalić ramy naszej ewentualnej współpracy. Ze względu na dość wysokie koszty zorganizowania w/w wykładu, chcielibyśmy zaproponować, aby WAT (i ewentualnie inni sponsorzy w Polsce) ofiarował chociaż część sumy, czyli 200.000 złotych, która to suma pokryłaby koszty przygotowania wykładu, podróży dla prof. Wilczka, dwóch (2) osób towarzyszących z American University in Poland, jednej (1) osoby z Worcester Institute of Technology, pobytu w Polsce i honorarium dla prof. Wilczka”.
Nie wiem, czy WAT dysponował taką kwota na współpracę zagraniczną, ale pertraktacje w tej kwestii podjął. Wykład proponowany do wygłoszenia przez prof. Wilczka: „Future of electronics and new quantum computers” był interesujący i leżał w zakresie zainteresowań zarówno pracowników WAT jak i wojska. Rektor WAT porozumiał się z AUP i oficjalnie zaprosił prof. F. Wilczka do odwiedzenia uczelni. Padła jednocześnie propozycja nadanie mu godności doctora honoris causa Akademii (18.). Do spotkania jednak nie doszło. Dowiadujemy się o tym z wykazu kontaktów, które w imieniu WAT prowadził Prorektor prof. Trębiński (19.). Oto fragment z tego wykazu, który można uznać za powód zerwania współpracy:
„14. Pani Bardziński – Speidel wysyła prośbę o nadesłanie drogą elektroniczną zdjęć WAT. Prof. Trębiński spełnia tą prośbę.
15. Rektor Smółski, będąc w Waszyngtonie z delegacją Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich spotyka się z p. M. Speidelem i p. R. Norkiem. M. Speidel prezentuje prospekt reklamowy AUP ze zdjęciem głównego budynku WAT jako siedziby AUP. Rektor Smólski prosi go, aby nie używać zdjęcia WAT do tego celu.”
Ponieważ, dalszych kontaktów nie ma, należy uznać, że incydent ze zdjęciami budynków Akademii był przyczyną ich zerwania. To w jakimś sensie było niepodporządkowanie się Rektora polityce Ministra.
4.2.2. Wojna o Statut Wojskowej Akademii Technicznej
W dn. 27 lipca 2005 roku wprowadzona została ustawa: „Prawo o szkolnictwie wyższym.” W stosunku do obowiązującej uprzednio zmieniała ona w wielu miejscach zasady funkcjonowania wyższych szkół wojskowych, w tym WAT. Ustawa dawała uczelniom resortu MON wiele uprawnień, których wcześniej nie posiadały. Przewidywała między innymi możliwość wyborów rektora uczelni wojskowych, a jedynie przedstawiania ich do zatwierdzania Ministrowi Obrony Narodowej. Ograniczone zostało w ten sposób tzw. „ręczne sterowanie” przez urzędników ministerstwa uczelniami, powiększając ich samodzielność. Dla WAT zmiany powyższe były niezwykle korzystne. Uczelnia nasza kształciła już studentów cywilnych. Było ich nawet znacznie więcej niż podchorążych. Możliwość wyborów rektora chroniła WAT przed przysyłaniem z ministerstwa na to stanowisko ludzi nieodpowiednich. Jakby nie było autorytet naukowy rektora, jego dorobek, ma dla uczelni pierwszorzędne znaczenie.
Nowa ustawa nakładała jednocześnie na uczelnię obowiązek opracowania nowego Statutu, uwzględniającego powyższe zmiany.
Statut opracowywał Senat i zgodnie z zapisami ustawy w części dotyczącej uczelni wojskowych, zatwierdzany był przez Ministra Obrony Narodowej. Projekt Statutu WAT zatwierdzony uchwałą Senatu z 23.02.2006 został przesłany Ministrowi ON do zatwierdzenia. Projekt statutu zamieszczam ewentualnie dla porównania, mimo że nie zamierzam go omawiać lub komentować (20.).
Będąc świadkiem zdarzeń jakie miały miejsce w 2006 roku dotyczących Statutu WAT i nie tylko, mam wrażenie, że w MON nie przeanalizowano wszystkich konsekwencji objęcia ustawą Prawo o szkolnictwie wyższym szkół wojskowych. Świadczyć o tym może szereg pytań i wątpliwości przesłanych przez Pełnomocnika Ministra ds. reformy szkolnictwa wojskowego do Departamentu Prawnego MON (21.). Na pewno szereg tych wątpliwości nie dawało się rozstrzygnąć w sposób niekonfliktowy. Co najmniej w jednym punkcie ta rozbieżność nie została nigdy zniwelowana. Oto stosowny fragment:
„MON akceptując efekt wyboru rektora musiałby wyznaczyć pułkownika na stanowisko rektora i awansować go „z przeskokiem” o trzy stopnie (w przypadku AON). Z drugiej strony wydaje się, iż pomimo sprzeczności z zasadami służby, MON nie ma ustawowego upoważnienia do kwestionowania efektów wyborów w uczelni. Czy konsekwencją niespójności będzie nagminne korzystanie z przepisu art. 73 ust. 3 Prawa o szkolnictwie wyższym, tj. stosowanie szczególnego trybu powoływania rektora uczelni wojskowej?”
Tryb ten oznaczał, że wyborów rektora nie przeprowadzano, a był on wyznaczany przez Ministra ON. Rzeczywiście, w trakcie obowiązywania ustawy aż trzykrotnie korzystano z tego trybu, zanim przepisy te nie zostały zmienione w ustawie znowelizowanej. Będzie czas pokazać te przepisy i ich konsekwencje.
Na razie MON „przespał” moment, kiedy mógł oddziaływać na zapisy dotyczące szkół wojskowych w Ustawie i rozpoczął obronę „swoich pozycji” dopiero po jej uchwaleniu i wprowadzeniu w życie.
W każdym razie zapisy w Statucie, będące przeważnie bezpośrednią konsekwencją zapisów Ustawy, urzędnikom ministerstwa i Ministrowi ON nie odpowiadały. Urzędnicy ministerstwa obrony czuli się niedocenieni, pozbawieni wpływu na działalność uczelni. Zaczął się okres „przepychanek”, który trwał praktycznie cały 2006 rok. Wykaz tych czynności zawiera przedstawiony w zbiorze dokument: KALENDARIUM PRAC NAD STATUTEM (22). Charakterystyczne zdarzenia mają miejsce w połowie roku. Minister 20 marca poleca zmodyfikowanie Statutu w uzgodnieniu z:
„pełnomocnikiem ministra obrony narodowej do spraw reformy szkolnictwa wojskowego” – p. 4 Kalendarium. Wspólne działania z Pełnomocnikiem przynoszą chwilowy konsensus; Pełnomocnik (gen. bryg. dr inż. Grzegorz Wiśniewski) na piśmie Rektora WAT umieścił (03.04.2006) adnotację:
„Pan gen. bryg. B. Smólski
Pan Minister zaakceptował moją pozytywną opinię prosząc, aby nie wprowadzać dalszych zmian” (23.).
Wysłany do zatwierdzenia projekt Statutu WAT nie wracał jednak. Za to „jak grom z jasnego nieba” 2 czerwca 2006 pojawiła się Decyzja nr 718 Ministra ON burząca dotychczasowe ustalenia (24.). Przytoczę jej obszerne fragmenty:
„Na podstawie art.36 ust. 1 i 2 ustawy z dnia 27 lipca 2005 r. – Prawo o szkolnictwie wyższym (Dz. U. Nr 164, poz. 1365 oraz z 2006 r. Nr 46, poz. 328) unieważniam uchwałę Nr 46/II/2006 Senatu Wojskowej Akademii Technicznej z dnia 6 kwietna 2006 r. w sprawie zmiany statutu Wojskowej Akademii Technicznej – z powodu jej niezgodności z przepisami prawa. ……
…Postanowienia uchwały Nr 46/II/2006, w warstwie merytorycznej, naruszają kompetencje Ministra Obrony Narodowej, wynikające ze wskazanych przepisów powołanych wyżej ustaw oraz nie zapewniają realnej kontroli tego organu nad realizacją przez uczelnię zadań związanych z obroną narodową……
…Treść tych przepisów stwarza fikcję prawną, gdyż nie daje Ministrowi Obrony Narodowej prerogatyw, umożliwiających skuteczny jego nadzór nad realizacją przez uczelnię wskazanych wyżej zadań oraz zapewnieniem potrzeb Sił Zbrojnych w zakresie specyfiki kształcenia i badań naukowych.
Co stało się w przeciągu dwóch miesięcy, co tak radykalnie zmieniło sytuację? Oczywiście nie ręczę za podaną tu diagnozę. Opieram ją na podstawie pisma Pełnomocnika Ministra ON ds. reformy szkolnictwa wojskowego z 8 czerwca 2006, które podpisał tym razem gen. dyw. prof. dr hab. inż. Andrzej Ameljańczyk (25.). Pan gen. A. Ameljańczyk objął w międzyczasie to stanowisko. W zacytowanym piśmie powtórzone zostały zarzuty z Decyzji Ministra oraz pewne pomysły wyjścia z tej sytuacji, a właściwie obejścia niewygodnych zapisów Ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym. Gen. A. Ameljańczyk stwierdza jasno niedopasowanie Ustawy do już obowiązujących wyższe szkoły wojskowe regulacji. Gen. A. Ameljańczyk jest zdania, że powyższe niedopasowania powinny być usuwane w Statutach uczelni. Pisze na ten temat:
„Wobec braku w innych aktach prawnych szczegółowych uregulowań dotyczących specyfiki studiów kandydatów na żołnierzy zawodowych oraz statusu, zasad pracy i służby wojskowych nauczycieli akademickich Statut powinien zawierać oddzielne działy regulujące te kwestie”.
Chodziło o to, by Statut kompensował nie dość wygodne dla Ministerstwa Obrony Narodowej zapisy ustawy. Zasadniczą sprawą były wybory rektora. Co na ten temat ma do powiedzenia gen. A. Ameljańczyk:
„Zapisy & 130 Statutu dotyczące wyboru rektora w trakcie obecnej kadencji uniemożliwiają Ministrowi Obrony Narodowej powołanie rektora WAT w szczególnym przypadku, co jest naruszeniem art. 73 ust. 3 ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym.
Szczególny tryb powołania rektora WAT – to niewiadoma. Czytając ustawę, każdy wyciągnie wniosek, że normą jest wybór rektora. W szczególnych okolicznościach dopuszczalny jest szczególny tryb jego powołania przez ministra. Jednak takich szczególnych, wyjątkowych okoliczności w ustawie nie zdefiniowano. Zachodzi zatem pytanie nie tylko kiedy można szczególny tryb zastosować, ale kto ma to ogłosić i w jakich okolicznościach? Minister rękoma pełnomocnika ds. reformy szkolnictwa wojskowego podpowiada, że tą rolę winny spełnić wojskowe uczelnie w statutach. Tam ma być powiedziane, że szczególne okoliczności występują „tu i teraz”, a w związku z tym Senat ogłasza permanentne powoływanie rektora również w trybie szczególnym.
W końcu pełnomocnik postanowił sprawą zająć się osobiście, bowiem napisał:
„Ponadto informuję Pana Generała, że z upoważnienia Ministra powołałem Zespół Konsultacyjny ds. Statutów Uczelni Wojskowych (załącznik nr 1), którego głównym zadaniem jest pomoc w sprawnym przygotowaniu projektów zapisów statutowych w obszarze zadań z zakresu obronności i bezpieczeństwa państwa”
Znając sprawność działania pełnomocnika z okresu, gdy był Komendantem WAT, należy wierzyć, że powołany zespół zadanie to wypełni. Zakończenie prac zespołu przewidywano w końcu lipca 2006. Jak się okazało, nie było to łatwe. Senat WAT powinien stosować prawo, a nie go naginać lub tworzyć. Wszystkie zarzuty „wykrzyczane w Decyzji Ministra” i podane przez Pełnomocnika powinny paść w Sejmie w trakcie uchwalania ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym. Ustawodawca (sejm) miał powody, by ujednolicić prawa wszystkich wyższych uczelni w kraju. To niewątpliwie dobry kierunek. Jeżeli następowała kolizja przepisów ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym z innymi regulacjami dotyczącymi szkól wojskowych, powinnością MON było na nie wskazać i zaproponować drogi ich rozwiązania. Nie uczyniono tego.
W końcu zarówno projekt statutu WAT, jak i zastrzeżenia pełnomocnika wylądowały w Departamencie Prawnym MON. O wynikach przeprowadzonej oceny możemy dowiedzieć się z notatki, jaką sporządził Dyrektor Departamentu Prawnego MON (cz. p. o płk mgr P. Pabisiak-Karwowski) (26.) dla Dyrektora Generalnego MON. Co z tej oceny wynika:
„Analiza uchwały Senatu WAT nr. 71/11/2006 z dn. 12 października 2006 w sprawie zmian Statutu Wojskowej Akademii Technicznej oraz meldunku Pełnomocnika Ministra Obrony Narodowej do spraw Reformy Wyższego Szkolnictwa Wojskowego nr. 6763 z dn. 7 listopada br. pozwala stwierdzić, że wspomniana uchwała nr 71/11/2006 …. w sprawie zmiany Statutu Wojskowej Akademii Technicznej nie wykracza poza regulacje wynikające z ustawy z 27 lipca 2005 – Prawo o szkolnictwie wyższym”.
Dalej notatka ustosunkowuje się do konkretnych zarzutów pełnomocnika konkludując, że poddawane w wątpliwość sformułowania Statutu:
- „nie pozostają w opozycji do obowiązującego stanu prawnego”
- uczelnia publiczna może tworzyć inne niż podstawowe jednostki organizacyjne, a ich rodzaj, warunki i tryb tworzenia, likwidacji i przekształcania powinien określać statut uczelni.”
- Wspomniany &52 Statutu, przewidujący możliwość udziału rektora lub osoby przez niego wskazanej w posiedzeniach konwentu, wydaje się pozostawać w zgodzie z art. 63 cytowanej ustawy, który nie wyklucza takiej możliwości, pozostawiając uczelniom znaczną swobodę w kształtowaniu składu i sposobu obrad tego gremium”.
- „Także wspomniany & 53 omawianego Statutu odstąpienia od opiniowania przez Senat WAT corocznych wniosków organizacyjno-kadrowych na rzecz rozszerzenia kompetencji Rektora tej uczelni, który będzie samodzielnie przedstawiał je Ministrowi ON (bez wymogu zachowania określonego terminu), mieści się w granicach nakreślonych przez ustawę – Prawo o szkolnictwie wyższym”.
Inne są oceny wymagań formułowanych przez Pełnomocnika:
- „rezygnacja w & 63 Statutu WAT z zatwierdzania przez Ministra ON planów studiów dla kandydatów na żołnierzy zawodowych nie pozbawia ministra ON możliwości wpływu na treść tych programów, ponieważ ust. 3 tego paragrafu przewiduje obowiązek uzgadniania wspomnianych planów z szefem resortu lub jego przedstawicielami”.
- „sugestia, że konsekwencją zmiany & 71 Statutu WAT będzie brak możliwości wyboru, prorektorów, dziekanów i prodziekanów spośród żołnierzy zawodowych, nie znajduje uzasadnienia …”
- „wątpliwość dotycząca zasad odpowiedzialności dyscyplinarnej żołnierzy zawodowych pełniących służbę w WAT (84 Statutu WAT) nie znajduje uzasadnienia”
Wniosek końcowy oceny:
„W świetle powyższego, zasadnym wydaje się twierdzenie, że uchwała Senatu WAT nr. 71/II/2006 z dn. 12 października 2006 r. w sprawie zmiany Statutu Wojskowej Akademii Technicznej z prawnego punktu widzenia wpisuje się w system przepisów z zakresu szkolnictwa wyższego”
Najważniejsze są ręczne adnotacje na notatce:
Przedstawiłem w dniu 8.XII. 06. MON. Przyjął do wiadomości.
Minister ON w dn. 19 grudnia przesłał do WAT, a właściwie do Senatu WAT bardzo niejednoznaczne pismo (27.). Przedstawiam go w całości i polecam jego lekturę. Na wstępie Minister stwierdza, że:
„Wobec zbliżającego się terminu zaakceptowania lub odrzucenia uchwały nr. 71/II/2006 Senatu WAT z 12 października 2006 r. w sprawie zmian w statucie WAT informuję Wysoki Senat, że znowelizowany statut WAT nie spełnia oczekiwań Kierownictwa Ministerstwa obrony Narodowej i w sposób istotny odbiega od kształtu statutów pozostałych uczelni wojskowych. Pomimo tego nie skorzystam z ustawowego prawa uchylenia wymienionej uchwały na podstawie art. 36 ust. 1 ustawy z dn. 27 lipca 2005 r. – Prawo o szkolnictwie wyższym, aby nie utrudniać bieżącej działalności Uczelni”.
Dalej cytowanie tego pisma nie ma sensu, choć końcowy fragment Minister poświęcił na życzenia Świąteczne i Noworoczne.
Gdybyśmy nie posiadali oceny prawnej sporu WAT – MON można by uwierzyć w szczerość intencji zacytowanej frazy tego pisma. Wiedząc o treści tej oceny widzimy, że partykularny interes (ministerstwa czy swój – nie wiem) minister przedkłada ponad prawo, a przecież Senat WAT mógł brać pod uwagę jedynie prawo.
Na jedną charakterystyczną rzecz w tym miejscu chcę koniecznie zwrócić uwagę. Minister pisząc ostatnie pismo do WAT, nie wysłał go do Komendanta czy Rektora WAT. Wysłał go do Przewodniczącego Senatu WAT, chociaż wiadomo, że Przewodniczącym Senatu jest zawsze Rektor.
Upatruję w tym zapowiedź tego co zdarzyło się zaledwie za kilka dni.
4.2.3. „Mocna zmiana”
To nie ja wymyśliłem tytuł „Mocna zmiana”. Jeden z członków komendy WAT udostępniając mi nagranie z pobytu Ministra ON w WAT na początku stycznia 2007 nazwał tak to nagrane zajście. Niech będzie, chociaż zmiana, która się wtedy wydarzyła nie należy do mocnych, a raczej do fatalnych. Przejdźmy do tych zdarzeń.
Minister Obrony Narodowej Radosław Sikorski w trakcie niespodziewanej wizyty w Wojskowej Akademii Technicznej w dniu 5 stycznia 2007 roku, powiadomił zebranych członków Komendy i Dziekanów Wydziałów WAT o swojej decyzji zmiany Komendanta WAT oraz o utworzeniu Uniwersytetu Obrony Narodowej (UON) w skład, którego wejdą wszystkie wyższe uczelnie wojskowe: Akademia Obrony Narodowej (AON), Wojskowa Akademia Techniczna (WAT), Wyższa Szkoła Oficerska Wojsk Lądowych (WSO WL), Wyższa Szkoła Oficerska Sił Powietrznych (WSO SP), Akademia Marynarki Wojennej (AMW), oraz Wojskowy Instytut Medyczny (WIM).
Na załączonych zdjęciach widzimy po jednej stronie głównych uczestników zdarzenia ministra ON R. Sikorskiego, rektorów: odwoływanego gen. B. Smólskiego i powoływanego gen. A. Sowę oraz nieco z boku (w zasadzie nie zabierającego głosu) zastępcę komendanta WAT płk. Zygmunta Mierczyka. Naprzeciw zgromadzono wszystkich ważniejszych przedstawicieli władz Akademii: kanclerza, prorektorów i dziekanów wszystkich wydziałów akademickich. Dlaczego płk Z. Mierczyk nie siedział wśród nich, a obok gen A. Sowy nie wiem i na razie wolę się nie domyślać. Jest też ciekawe, że z WAT jedynie płk. Z. Mierczyk został wyznaczony jako jeden z kierowników Zespołu (zdaje się ds. statutu) opracowującego zasadnicze dokumenty nowo powoływanego UON. O ile mi wiadomo jakieś prace w tym zakresie nawet rozpoczął.
Decyzję o odwołaniu Rektora WAT gen. bryg. prof. Bogusława Smólskiego minister podjął już 11 grudnia 2006 roku i uprawomocniła się ona 2 stycznia 2007 r. W takim razie w momencie wizyty gen. Smólski już komendantem WAT nie był, chociaż pewno o tym jeszcze nie wiedział. To, dlatego minister skierował pismo (27.) do przewodniczącego senatu, a nie do komendanta czy rektora WAT. Jednocześnie w trakcie tej wizyty minister przedstawił gen. bryg. dr inż. Adama Sowę, któremu powierzył właśnie w tym dniu funkcję Komendanta WAT. Odwołania rektora można się było spodziewać prześledziwszy stosunki pomiędzy WAT i Ministerstwem w minionym roku, biorąc oczywiście pod uwagę charakter głównego animatora tych zdarzeń. Dziwić może jedynie osoba wyznaczona na stanowisko Rektora WAT. To, że gen. A. Sowa kończył WAT, to za mało. Nigdy nie pracował w uczelni wyższej i nie miał żadnego dorobku naukowego, który usprawiedliwiłby powierzenie mu tak wysokiej w uczelni godności. To pierwszy przypadek powołania na stanowisko rektora WAT osoby tak nie przygotowanej do pełnienia tej funkcji. W dotychczasowej historii naszej uczelni, nikt tak nierozważnego kroku nie uczynił. Przeważnie Komendantami WAT zostawali oficerowie, którzy jakiś czas w Akademii przepracowali, osiągnęli odpowiedni dorobek naukowy i zdobyli niezbędne doświadczenie, nie mówiąc o autorytecie i akceptacji środowiska. To jednocześnie dowód na to, na ile bezpieczniejsze dla WAT byłoby utrzymanie wyborów rektora. Wtedy pojawienie się rektora w rodzaju gen. Sowy nie miałoby szans. Wymieniam tu nazwisko pana generała, chociaż nie on tu zawinił. Pewnie nie powinien przyjąć tego stanowiska, ale zawinił kto inny. Decyzyjne stanowiska powinny należeć do mężów stanu, którzy skutki swoich poczynań widzą dla kraju w perspektywie dziesięcioleci, a nie obecnej chwili. Zdaje się, że za daleko zabrnąłem w marzenia.
Najbardziej niepokojący była jednak informacja o reformie, polegającej na połączeniu pięciu wyższych szkół wojskowych w jeden uniwersytet. Wiadomo, nie miała to być ich suma. Więc co?
Przeprowadzenie tak radykalnej reformy wyższego szkolnictwa wojskowego Minister uzasadnił wprowadzaniem pełnej profesjonalizacji w polskiej armii i ograniczeniem jej liczebności do 150 000 żołnierzy (w tym 120 000 w koszarach). Nowe, znacznie niższe zapotrzebowanie na szkolenie oficerów, wymuszają zmiany w szkolnictwie wojskowym. W dotychczasowym systemie dotacje na szkolnictwo wojskowe jest 20-to krotnie większe na jednego studenta, niż w szkolnictwie cywilnym. Konieczność reformy wymaga, jak wyraził się minister, by w WAT był komendant, który „będzie rozumiał potrzeby wojska”. Myślę, że raczej wypełniał polecenia Ministra. Zasadnicze pytanie, czy minister rozumiał potrzeby wojska?
Cechą charakterystyczną akcji związanej z reformowaniem szkolnictwa wojskowego był brak jej przygotowania poprzez konsultacje z senatami i kadrą przekształcanych uczelni i ogromny pośpiech w jej przeprowadzaniu.
Koncepcja reformy (28.) tj. informacja o powołaniu i składzie Uniwersytetu Obrony Narodowej została ujawniony na stronie internetowej MON w Sylwestra 2006, zmiany kadrowe w kierownictwach uczelni (np. w WAT) w pierwszych dniach stycznie 2007, pierwsza wersja projektu ustawy o utworzeniu Uniwersytetu Obrony Narodowej oraz o zmianie niektórych innych ustaw nosi datę 12 stycznia 2007 (29.), 25 stycznia 2007 przesłana została do uzgodnienia lista zespołów ds. legislacyjnych, logistycznych, organizacyjno-etatowych, programów studiów i statutu UON, z terminem wykonania 30 stycznia 2007 oraz projekty decyzji Ministra w sprawie ich powołania (30. i 31.). Całość reformy miała być zakończona do 01.10.2007. Tempo wręcz sprinterskie.
Merytorycznie koncepcja nie precyzowała struktury wewnętrznej Uniwersytetu. Ustawa określała ramy i skład UON, resztę pozostawiano „samoregulacji”, jak to określano w koncepcji (gdy czegoś nie potrafimy, każemy zrobić innym). W szczególności niepokazane zostało, w jaki sposób osiągnięte będą oszczędności szkolenia w nowej strukturze w stosunku do starej, bez naruszenia liczby specjalności, spełnienia wymogów ustawy o szkolnictwie wyższym przy planowanej liczbie studentów. Było jasne, że wprowadzenie zaplanowanej reformy jest równoznaczne z likwidacją Wojskowej Akademii Technicznej. Uczelnia, która była budowana przez 55 lat, wysiłkiem wielu światłych i ofiarnych ludzi, spełniała wtedy wszystkie wymogi ustawy o szkolnictwie wyższym oraz osiągnęła porównywalny poziom z renomowanymi szkołami wyższymi nie tylko w kraju, może być zniszczone dla realizacji niesprawdzonej, chimerycznej idei.
WAT jest uczelnią techniczną dobrze wyposażoną aparaturowo i powinna znaleźć swoje miejsce w kształceniu specjalistów z zakresu nauk technicznych. Takich uczelni jest niedobór w Polsce w stosunku do innych krajów. Mówienie przez Ministra, że chce przywrócić WAT wojsku było bałamutne i nieprawdziwe.
Zamiar włączenia WAT w struktury AON wywołał powszechny sprzeciw pracowników i studentów WAT (szczególnie cywilnych) oraz zdziwienie większości krajowych organizacji związanych z nauką i szkolnictwem wyższym. Już w pierwszych dniach stycznia prorektorzy WAT wystosowali protest przeciw tak nieprzemyślanej reformie szkolnictwa wojskowego, który podpisali także kanclerz i dziekan dziekanów (32.). W dniu 4 stycznia 2007 grupa członków Senatu WAT wystosowała list otwarty do Ministra Obrony Narodowej Pana Radosława Sikorskiego (33.), w którym informują, że Senat WAT nie został dopuszczony do dyskusji nad reorganizacją szkolnictwa wojskowego, co jest niezgodne z zapisami ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym, a 25 stycznia 2007 Senat WAT podejmuje uchwałę w tej sprawie, zobowiązując Komendanta – Rektora do skierowania jego stanowiska do podstawowych organów Państwa, Wojska, Szkolnictwa Wyższego oraz Senatów Wyższych Szkół Wojskowych (34.). Wypowiada się także w tej sprawie Parlament Studentów WAT (19.01.2007 – 35.) zapowiadając akcję protestacyjne (miały miejsce przed Sejmem) oraz NSZ ZPW WAT (Uchwała z 23.01.2007 – 36.).
Na temat projektowanej reformy zabrały głos ważne krajowe organizacje związane z wyższym szkolnictwem i nauką. Należy przywołać w tym miejscu opinie Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Wyższych (KRASP – 37.), Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego (RGSzW – 38.) i Wydziału IV Nauk Technicznych PAN (39.). Organizacje powyższe są zgodne i opiniują negatywnie projekt powołania UON. Podkreślają one, że projekt nie jest zgodny z duchem i literą ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym, a sposób procedowania jest naruszeniem norm należnych autonomicznym wyższym uczelniom w Polsce.
O istnieniu większości wspomnianych powyżej dokumentów szeregowi pracownicy WAT niewiele albo nic nie wiedzieli. Akcje, których dotyczyły były rozłożone w czasie około jednego miesiąca, a ponadto nie były one w WAT szerzej udostępniane.
Członkowie w tym zarząd Stowarzyszenia Przyjaciół WAT, zdawaliśmy sobie sprawę z konieczności podjęcia bardziej spektakularnych działań. W końcu Stowarzyszenie powstało po to, by służyć Uczelni pomocą, gdy takiej pomocy będzie potrzebowała. Niewątpliwie taki czas wtedy nadszedł. Wykorzystując kontakty prywatne J. Barzykowski i Z. Jankiewicz udali się do Senatora RP, Pana prof. Mariana Miłka i wręczyli mu list (40.), prosząc o pomoc. Złożona została w sprawie WAT-u interpelacja, wysłana do MON prośba o wyjaśnienie, na które marszałek senatu otrzymał zawiłe pismo, które nic nie wyjaśniało i nic nie zmieniało. Zrozumieliśmy przed jak trudnym problemem stanęła nasza Uczelnia.
Wiedzieliśmy, że powaga i siła naszego głosu będzie większa, gdy wystąpienia nasze będzie wspólne: Stowarzyszenia Przyjaciół WAT i Stowarzyszenia Absolwentów WAT.
W tym czasie Prezes naszego stowarzyszenia pan gen. dyw. doc. dr inż. Marian Pasternak był już poważnie chory i powierzył mi porozumienie się w tej sprawie z prezesem Stow. Absolwentów WAT.
Z pewnymi trudnościami porozumienie takie zostało zawarte i wystosowaliśmy wspólne oświadczenie – „list otwarty” (41). Zawarliśmy w nim nasz pogląd dotyczący szkolnictwa wojskowego i roli jaki powinien spełniać w nim WAT. Poddaliśmy krytyce samą ideę proponowanej reformy szkolnictwa wojskowego dowodząc, że nie prowadzi ona do wyszkolenia wymaganej współcześnie sylwetki oficera oraz nie przyniesie oczekiwanych oszczędności. Co najważniejsze w przypadku WAT doprowadzi do degradacji osiągniętego już poziomu uczelni. Z treścią „listu otwartego” postanowiliśmy zapoznać pracowników WAT, a także możliwie szeroki grono osób z kierownictwa WAT, MON, instytutów i polskich uczelni technicznych, niektórych członków Senatu (prof. Kazimierz Wiatr – przewodniczący Kom. Nauki, Edukacji i Sportu) i Sejmu (posłanka Krystyna Szumilas – przewodnicząca Kom. Edukacji, Nauki i Młodzieży), oraz szeregu znanych nam osobistości ze świata nauki, techniki i przemysłu. Oddźwięk, jaki wywołał nasz list był nadspodziewanie szeroki. Otrzymaliśmy w sumie 57 odpowiedzi od organizacji i osób prywatnych (42.). Wszystkie wypowiedzi były dla nas przychylne, wyrażały zdumienie działaniami MON i podkreślały zasługi i znaczenie WAT jako autonomicznej wyższej uczelni technicznej. Nie jesteśmy w stanie omówić wszystkie aspekty poruszane w otrzymanych pismach. Myślę jednak, że warto niektóre z nich przytoczyć w załączniku, by wskazać na zainteresowanie, jakie wywołał „list otwarty” i reakcje, jakie towarzyszyły wiadomości o reformie szkolnictwa wojskowego prowadzącej do likwidacji WAT (43.). Przy okazji mogliśmy się przekonać, jak dobrym pomysłem było wspólne wystąpienie obydwu stowarzyszeń. Ustępujący Rektor gen. bryg. prof. B. Smólski napisał do nas: „Z ogromną radością odebrałem tak bardzo oczekiwane przez społeczność akademicką wspólne stanowisko Stowarzyszeń Absolwentów i Przyjaciół Wojskowej Akademii Technicznej w sprawie tzw. reformy szkolnictwa wojskowego, a de facto likwidacji naszej uczelni”. To jedno zdanie dawało pełną satysfakcję za podejmowany trud.
Brak było jednak jednej z zasadniczych odpowiedzi na nasz apel – Komendanta WAT, mimo, że był o naszej akcji powiadomiony. On z pełną determinacją realizował to, co nazywał swoją misją (44.), to znaczy przygotowywał WAT do włączenia do UON-u. Tą misję opublikowaną na samym początku objęcia władzy w WAT udostępniam także w tym miejscu. Proszę się z nią zapoznać. Nie wiem jak państwo. Ja czytam ją ze zdumieniem. To co uznał pan gen. Sowa za swoje motto, moim zdaniem, nijak nie pasowało do tego co zamierzał i czynił w naszej uczelni.
Zajmowałem wtedy mało znaczącą funkcję przewodniczącego komisji wyborczej z ramienia Senatu WAT. To dziwna funkcja. Komisja wyborcza (i jej przewodniczący) wybierani byli przez ustępujący senat na następną kadencję senatu. Komisja wyborcza organizuje i przeprowadza wybory wybieralnych władz Akademii. Jej podstawowym zadaniem jest dbałość o zachowanie zgodnych z prawem wszelkich procedur z tym związanych. Dziwność tej funkcji polega na tym, że ma dużą samodzielność. Wybierana przez senat poprzedniej kadencji, a więc praktycznie nie podlega senatowi aktualnie urzędującemu. Jako ciało wybieralne, nie podlega również władzom Akademii. Nie można jej nic nakazać, ma działać wyłącznie zgodnie z obowiązującym wyższe uczelnie prawem. W tym celu przewodniczący komisji wyborczej może zasięgać opinii zespołu radców prawnych uczelni, a nawet zwracać się z odpowiednimi pytaniami do Ministerstw: Szkolnictwa Wyższego i ON.
Może dzięki szczególnej pozycji tej komisji jako jej przewodniczący, zostałem zaszczycony rozmową z nowym Komendantem WAT. To była żenująca rozmowa. Pan generał pokazał mi leżący przed nim telefon komórkowy i powiedział, że ma w nim zanotowany telefon prywatny Ministra ON i ma możliwość rozmowy z nim w każdej chwili. Widocznie nie byłem dostatecznie „zdumiony” tą wiadomością, gdyż dodał, że niewielu ma taką możliwość. Na dodatek zaznaczył, że Minister jest postacią niezwykłą.
– To mąż stanu, który w przyszłości zostanie prezydentem Polski. Nie mówimy tego oficjalnie, bo Kaczyńscy na tym punkcie są przewrażliwieni. Jednak prezydentem Polski niewątpliwie będzie. Ważne byśmy teraz realizowali jego idee odnośnie do przebudowy WAT.
Padło następnie pytanie, czy będę z nim w tym dziele współpracował?
Odpowiedź moja była oczywista, chociaż nie wiem, czy zadowoliła Pana Generała:
– Jestem w WAT od jej powstania, najpierw jako student, następnie jako pracownik. Każdy kto będzie działał w interesie kraju, wojska i naszej uczelni może liczyć na moje zaangażowanie i współpracę.
Nie była to raczej satysfakcjonująca generała odpowiedź, gdyż jak się później dowiedziałem, sprawdzał czy może mnie odwołać. Faktycznie nie marzyłem o wstąpieniu R. Sikorskiego na piedestał polskiej prezydentury. Nie był to mój wymarzony kandydat na tym stanowisku. Jak zwykle pewnie moje słabe zdolności do politykowania ujawniły prawdziwe zamiary, gdyż chciał się mnie pozbyć.
Tam, gdzie mógł to tak czynił. Zwolnił z zajmowanego stanowiska Kanclerza i (wbrew opinii senatu tj. z naruszeniem prawa) przyjął nowego, realizującego posłusznie jego swoiście rozumianą, jak państwo widzą napuszoną, „misję”.
Kolejne moje spotkanie z Komendantem miało miejsce wkrótce po pierwszej wizycie w jego gabinecie, podczas której otrzymałem zadanie przygotowania odwołania z funkcji prorektora ds. naukowych prof. Leszka Jaroszewicza. Komendant, jak się wyraził, stracił do niego zaufanie. Sądzę, że powodem było ogłoszone stanowisko „legalnych władz” Akademii przeciwstawiające się zamiarowi likwidacji uczelni (32.). „Legalnych” znaczyło pochodzących z wyboru. Jedna osoba spośród podpisujących to stanowisko nie pochodziła z wyboru. To był kanclerz. Dlatego usunięty został jako pierwszy. Pozostali pochodzący z wyboru mogli być odwołani jedynie przez gremium, które ich wybrało. Bezpośrednio Komendant odwołać ich nie mógł.
Poprosiłem gen. A. Sowę o zwłokę dwóch dni, po czym po konsultacji w Biurze Prawnym WAT wysłałem do niego pismo (45.) precyzujące zgodnie z obowiązującymi przepisami sposób przeprowadzenia odwołania. Komendant powinien zwrócić się w tej sprawie do Komisji Wyborczej WAT na piśmie. Odwołanie nastąpi na zebraniu Kolegium Elektorów WAT, czyli tam, gdzie odbyło się powołanie, a odwoływany będzie miał prawo do obrony. Do odwołania nie doszło, Komendant nie przysłał polecenia na piśmie.
Dla zmarginalizowania znaczenia wybranych prorektorów (próba odwołania jednego z nich, jak wiadomo, nie powiodła się) Komendant wprowadził funkcje pełnomocników ds. naukowych i dydaktycznych i obsadził je osobami mu przychylnymi. Powołał zespół konsultacyjny, który formalnie bronił interesu WAT, ale stanowił coś w rodzaju osłony jego poczynań. Do najważniejszych jednak sukcesów nowego komendanta zaliczyć należy oświadczenie jakie uzyskał od grona dziekanów (46.). Ciekawym punktem tego oświadczenia, było dość absurdalne stwierdzenie, że dziekani uznają gen. dr. inż. A. Sowę za Rektora WAT wyznaczonego zgodnie z prawem. Najważniejszym jednak jest stwierdzenie o współpracy dziekanów przy realizacji reformy. To stwierdzenie należy uznać za dziwne, mimo zastrzeżeń, że reforma „uwzględniać winna rangę i dobre imię Akademii”. Komendant WAT posługiwał się tym dokumentem np. w trakcie posiedzenia Sejmowej Komisji Obrony Narodowej w dn. 11 stycznia 2007 jako dowodem opanowania sytuacji w uczelni. Nic dziwnego, że do tego dokumentu w WAT przylgnęła nazwa „lojalki”.
Dokument ten ma swoją wymowę. W rzeczywistości powołanie gen. A. Sowy na urząd Rektora WAT można, z prawnego punktu widzenia, podważać. Zasięgnięto w powyższej sprawie opinii wybitnego prawnika, specjalizującego się w sprawach dotyczących szkolnictwa wyższego, prof. Huberta Izdebskiego[8]. Dysponuję jego dwiema opiniami:
- Opinia w przedmiocie statusu Rektora Wojskowej Akademii Technicznej im. J. Dąbrowskiego z dn. 18 grudnia 2006 (47.).
- Opinia w przedmiocie obsady funkcji Rektora Wojskowej Akademii Technicznej im. J. Dąbrowskiego z dn. 24 stycznia 2007 (48.).
Obydwie opinie są miażdżące dla decyzji Ministra Obrony Narodowej. Zgodnie z poglądem prof. H. Izdebskiego to, że WAT jest wyższą uczelnią techniczną, jest nadrzędne w stosunku do tego, że jest jednocześnie jednostką wojskową. Użyty termin „jednocześnie” jest tu znamienny, a zasada autonomii szkół wyższych gwarantowana jest nie tylko w Prawie o szkolnictwie wyższym, lecz również w Konstytucji RP. Wychodząc z tych założeń prof. H. Izdebski w szczególności odnosi się do odwołania rektora. Pisze w tym przypadku:
„Ustawa normuje też (w art.38) tryb odwołania rektora na wniosek właściwego ministra (w tym przypadku MON), a w przypadku rażącego naruszenia prawa przez rektora, ale też tylko w tym przypadku – przez tego ministra. Nie zawiera w tym zakresie, należy podkreślić, żadnych wyjątków odnoszących się do rektorów uczelni wojskowych”. Jednym słowem zwolnienie prof. B. Smólskiego z funkcji rektora WAT odbyło się z naruszeniem prawa.
Ciekawa jest konkluzja prof. H. Izdebskiego dotycząca obsady funkcji rektora WAT. Dotyczy to powołania na tą funkcję gen. A. Sowy. To przedmiot rozważań drugiej opinii. W konkluzji pisze na ten temat:
„trzeba uznać, że WAT, mając obecnie Komendanta uprawnionego do dokonywania tych czynności, które są właściwe dla dowódcy jednostki wojskowej, nie ma Rektora.
Brak Rektora powinien wymagać podjęcia odpowiednich czynności przez właściwe organy celem zastosowania art. 73 Prawa o szkolnictwie wyższym oraz odpowiednich przepisów Statutu”.
Pamiętamy, że w tym czasie sprawowałem funkcję przewodniczącego Uczelnianej Komisji Wyborczej, której zadaniem jest ocena i przestrzeganie prawa w sprawach obsady wybieralnych stanowisk w Akademii. Funkcję zastępcy przewodniczącego pełnił prof. Jarosław Rutkowski, który miał podobne do moich poglądy. Uważaliśmy, że naszym obowiązkiem jest przestrzeganie przepisów ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym. Opinie prof. H. Izdebskiego, o których mowa powyżej dawały nam wiele do myślenia. Szczególnie ostatnia skierowana była wprost do Komisji wyborczej. Większość członków (z małymi wyjątkami) podzielała nasz pogląd, że sprawa wyboru rektora jest kluczową dla Akademii. Dodatkowo niezależnie od poglądów KW WAT zgodnie z ustawą Prawo o szkolnictwie wyższym i statutem WAT Rektor był wybierany. Komisja nie mogła zakładać, że kolejny raz minister będzie korzystał z art. 73 ust.3 ustawy „o przypadku szczególnym”. A jeżeli nie skorzysta? W Ustawie i Statucie wyznaczone były ścisłe terminy działań Komisji Wyborczej (KW WAT) związanej z wyborem Rektora. Komisja winna o nich pamiętać i odpowiednio wcześnie planować stosowne poczynania. Sytuacja taka wyraźnie nadeszła wtedy, ale zdarzała się również w przyszłości, gdyż przewodniczącym KW WAT byłem przez dwie kadencje (do 2012 r.).
Dziś jestem przekonany, że wybory rektora byłyby zasadniczym zdarzeniem, które przecięłyby dalsze dyskusje w sprawie autonomii WAT. Komisja była przygotowana do ich przeprowadzenia już w końcu 2006, przed odwołaniem z funkcji komendanta WAT gen. Smólskiego. Była także później. Mam wrażenie, że do tego nie doszło, ponieważ nigdy zdecydowanie nie dążył do tego komendant WAT. Nawet gen. Smólski, który miał prawo przypuszczać, że była to jego ostatnia kadencja i na pewno we wrześniu 2007 odejdzie. Widocznie miał jakieś nadzieje (wspominał kiedyś o rozmowie z ministrem na korytarzu). Nadzieje się nie sprawdziły. Odszedł wcześniej ustępując miejsca gen. A. Sowie, osobie zupełnie do pełnienia tej funkcji nie przygotowanej.
Komisja Wyborcza działając zgodnie z wcześniej podaną zasadą w końcu grudnia podejmuje Uchwałę nr 4/2006 z 28.12.2006 określającej tryb i terminarz wyborów rektora WAT (49.) i powiadomiła o tym MON (49a). Uchwała nie uszła uwadze władz Akademii. Gen. A. Sowa zażądał od komisji wyjaśnień. W odpowiedzi komisja podjęła 22.01.2007 uchwałę 1/2007 (50.) uzasadniającą podjęcie uchwały 4/2006 i zapowiadającą wystąpienia do biura prawnego MON o wydanie stosownych opinii prawnych. Niech się w tej sprawie wypowiedzą się prawnicy MON. W piśmie z 23.01.07 w imieniu Komisji Wyborczej WAT przesłanym do Departamentu Prawnego MON (51.) zadałem trzy zasadnicze pytania wynikające z opinii prof. Izdebskiego:
„1. Czy fakt wyznaczenia Żołnierza zawodowego na stanowisko Rektora uczelni wojskowej, na podstawie przepisów ustawy Z dnia 31.03.1965r o wyższym szkolnictwie wojskowym, uzasadnia możliwość pominięcia, przy jego odwołaniu art. 38 ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym?
2. Czy powołanie nowego rektora uczelni wojskowej, bez wskazania przepisów ustawy Prawo szkolnictwie wyższym, jak również bez uzasadnienia tego działania okolicznościami, wynikającymi z przepisów ustawy o szkolnictwie wyższym, czyni to powołanie skutecznym.
3. Czy powołanie rektora uczelni wojskowej, bez wskazania szczególnych przypadków, o których mowa w art. 73 ust.3 ustawy prawo o szkolnictwie wyższym, na okres przekraczający kadencję organów wybieralnych uczelni, wyklucza możliwość ogłoszenia i przeprowadzenia wyborów w uczelni”.
Zgodnie z przewidywaniem prawnicy Departamentu Prawnego MON zupełnie inaczej widzieli zagadnienie niż prof. H. Izdebski i żadnego problemu związanego ze sprzecznościami w ustawach nie zauważali (52.). Należało przyjąć, że rzeczywiście szczególny tryb powoływania Rektora WAT będzie trybem normalnym. To wybory Rektora stały się i pewnie staną na przyszłość trybem wykluczonym.
Początek roku 2007 był dla nas pracowity. Na dodatek zacząłem występować w dwojakiej roli. Jako kierujący (wiceprzewodniczący) Stowarzyszeniem Przyjaciół WAT i przewodniczącym KW WAT. Nietrudno zauważyć wzajemny wpływ na siebie tych funkcji.
Widać było moje zaangażowanie po stronie przeciwników reformy wyższego szkolnictwa wojskowego tzn. urzędującego komendanta WAT. W senacie WAT zostałem przedstawiony jako osoba, która uzurpuje sobie występowanie w imieniu WAT nie mając do tego najmniejszego prawa. Senat podjął uchwałę zawieszającą uchwały 4/2006 i 1/2007 KW WAT. Zmuszony zostałem do obrony. Wystąpiłem do Działu Prawnego WAT o interpretację prawną poczynań Komisji i stosunku do jej uchwał Senatu (53.). Kierownik tegoż działu (znałem go osobiście, gdyż często prosiłem w tym czasie o radę) objaśnił rolę i podległości komisji wyborczej w obszernym piśmie (54.). Radca prawny WAT mecenas Andrzej Karczewski uratował moją skórę, gdyż zgodnie z obowiązującym prawem we wnioskach napisał:
„1. Przepisy ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym oraz statut WAT w kompetencjach stanowiących Senatu nie przewidują uprawnienia Senatu do zawieszania uchwał Komisji Wyborczej WAT.
2. Przepisy Statutu WAT uprawniają Komisję Wyborczą WAT do rozstrzygania wątpliwości dotyczących spraw związanych z przebiegiem wyborów (par. 79 pkt 9). W przedstawionym stanie faktycznym wątpliwości Komisji były uzasadnione stanowiskiem KRASP z dnia 12.01.2007 r.
3. Uchwała Senatu WAT nr. 85/II/2007 z dnia 25.01.2007 nie wywołuje żadnych skutków prawnych w stosunku do uchwał nr. 4/2006 i 1/2007 Uczelnianej Komisji WAT”.
Trudne położenie Komisji Wyborczej WAT wynikało z niefrasobliwości (tak to nazwę, by nie używać takich słów jak bałagan itp.) działań MON. Gen. A. Sowa na stanowisko komendanta WAT otrzymał nominację do 4 stycznia 2010 r. Nie miał on żadnego odniesienia do obowiązującej w uczelniach wyższych kadencyjności władz. Te zaś, zgodnie z Ustawą Prawo o szkolnictwie wyższymobowiązywały także nas (myślę o komisjach wyborczych) odpowiedzialnych za przeprowadzanie wyborów. Nasza komisja była w fatalnym położeniu. Zgodnie z ustawą powinniśmy wybierać także rektora. Jeżeli nominacja rektora przekraczała kadencyjny termin, komisja nie mogła rozpocząć tej procedury. Z taką sytuacją mieliśmy już do czynienia i niespodziewanie pojawiła się w połowie 2007 roku. W czerwcu pojawiła się informacja prasowa, że komendant WAT gen. Sowa zostaje z dniem 1 stycznie 2008 mianowany zastępcą szefa dyrektora Europejskiej Agencji Obrony (EDA) ds. operacyjnych[9]. Komisja Wyborcza nie chce dopuścić do posądzenia, że nie dopełniła warunków niezbędnych do przeprowadzenia wyboru rektora. Pytamy prawników co powinniśmy w tej sytuacji robić? Znany mecenas A. Karczewski daje odpowiedź na piśmie (55.). Tu cytat z tego pisma: „…uzasadnione jest w zaistniałych okolicznościach faktycznych wystąpienie do Ministra Obrony Narodowej z pismem o podjęcie czynności zakresie zmiany terminu wyznaczenia pana gen. bryg. Adama Sowy na komendanta WAT w celu umożliwienia realizacji ustawowej zasady wyboru Rektora WAT”.
Problem w tym, że to nie podoba się w MON. MON nie chce dopuścić do wyboru rektora. Minister ON chce rektora wyznaczać. Byłoby dobrze, gdyby powodem (winą) za to można było kogoś obarczyć. Na pewno nadawała się do tego KW. Zrozumiałe, że nie chcieliśmy do tego dopuścić. Jak widać wspierał nas w tym dziele ówcześnie pracujący w dziale prawnym WAT mecenas A. Karczewski. Cóż mogę powiedzieć. To był przyzwoity człowiek. Widział co się wyprawia wokół naszej uczelni. Na pewno wspierał nasze (w tym moje) wysiłki w obronie uczelni. To niestety nie podobało się to także w WAT. Zapłacił za to stanowiskiem. Został zwolniony z pracy w WAT. Zatrudnieni później prawnicy mieli już zupełnie odmienne poglądy, o czym oczywiście w swoim czasie się przekonałem.
Na początku stycznia (7.01.2007) odszedł z funkcji Ministra ON Radosław Sikorski. Zastąpił go na tym stanowisku Aleksander Szczygło. Nowy minister A. Szczygło o reformie szkolnictwa wojskowego wyrażał się od samego początku mniej zdecydowanie. Widział jej wady, a co ważniejsze przyjmował do wiadomości powszechnie wyrażane protesty. Nie stwierdziliśmy jednak, by nastawienie gen. Sowy do wypełnienia przyjętej „misji” zmieniło się, W ślad za wzmożonymi działaniami Komendanta, rosła nasza (mam na myśli SP WAT) determinacja, by pobudzić reakcję środowiska pracowników WAT.
4.2.4 Komitet Obrony Wojskowej Akademii Technicznej (KO WAT)
Wspólne zebranie Stowarzyszeń: Przyjaciół WAT i Absolwentów WAT odbyło się 19 lutego 2007 r. Jego rezultatem była deklaracja o powołaniu Komitetu Obrony WAT (56.). Zdaliśmy sobie sprawę z siły faktu, że jesteśmy niezależnymi stowarzyszeniami. Inaczej taki komitet, jak nam się wydaje, nie mógłby powstać. W dniu następnym zebraliśmy się ponownie, ale już w znacznie szerszym gronie i powstanie Komitetu Obrony WAT (KO WAT) stało się faktem. Do Komitetu wstąpili wszyscy członkowie stowarzyszeń, ale także wiele innych osób w tym studenci. Na czele Komitetu stanął człowiek o dużym autorytecie, jedyny w WAT członek Polskiej Akademii Nauk prof. Antoni Rogalski, zastępcą Przewodniczącego KO WAT została prof. Alfreda Graczyk. Komitet wydał odezwę (57.), w której określił cele, jakie stawia przed sobą i zwrócił się do środowiska Akademii o poparcie poprzez wstępowanie w skład jego członków lub udzielenie wsparcia jego działaniom. O fakcie utworzenia KO WAT powiadomiony został, podobnie jak o wszystkich innych naszych działaniach, Komendant WAT specjalny pismem.
Pierwszym zadaniem, jakie postawiliśmy przed sobą w KO WAT było dotarcie z naszymi argumentami i postulatami do min. A. Szczygło. Jego wypowiedzi wskazywały na to, że nie popiera, widzi zasadnicze wady tak radykalnych posunięć, jakie miały się dokonać przy organizacji UON. Tak pomyślana reforma raczej miała na celu doraźne ratowanie akademickości szkól oficerskich (nie spełniały one wymogów ustawy o szkolnictwie wyższym) niż poprawę wyszkolenia oficera polskiej armii. Zwolniony przez min. R. Sikorskiego rektor WAT gen. prof. B. Smólski został zaproszony przez min. A. Szczygło do współpracy przy ponownym podejściu do reformy szkolnictwa wojskowego. To była dobra wiadomość. WAT miał opracowane ramy koncepcji reformy. Wychodziła ona przede wszystkim naprzeciw potrzebom nowoczesnej armii. Oczywiście brała pod uwagę zastany stan: istnienie wyższych szkół wojskowych o dużych tradycjach takich jak WAT, „Szkoła Orląt”, czy Akademia Marynarki Wojennej i ich specyfikę. Ale również aktualne, potrzeby armii i konieczność czynienia oszczędności. Rozwiązania kompromisowe są możliwe. Niczego jednak nie należy niszczyć. Niszczenie osiągniętego poziomu szkół wojskowych jest nie tylko nierozsądne. Jest szkodliwe, niedopuszczalne. Co będzie, gdy okaże się, że nasza armia z dnia na dzień, będzie musiała być większa? Z „Bożej łaski” reformatorzy może gdziekolwiek wtedy wyjadą. My chcemy „tu” pozostać.
Stowarzyszenia istniejące w WAT i komitet obrony WAT, zapoznały Ministra A. Szczygło ze swoimi działaniami obszerną korespondencją w dn. 5 marca 2007 (58.). Zawarta została w nim także, opracowana w WAT, całościowa koncepcja (zał. 7) reformy wyższego szkolnictwa wojskowego, biorąc pod uwagę dwa podstawowe modele przygotowania kadr oficerskich dla naszej armii. W zakończeniu pisma prosiliśmy o rozważenie zmiany rektora. Napisaliśmy w nim:
„Niestety musimy poruszyć także problem drażliwy. Bulwersująca jest decyzja poprzedniego Ministra Obrony Narodowej, który powołując na Komendanta WAT gen bryg. dr inż. Adama Sowę wprowadził do Akademii jej likwidatora. Z niepokojem obserwowane są obecne działania Komendanta typu: wprowadzanie cenzury internetowej i prasowej, uniemożliwienie zatrudnienia w macierzystej uczelni byłego rektora, dokonywanie zmian Kanclerza pomimo negatywnej opinii Senatu, brak odniesienia się do praktyk kierownictwa WAT opisanych w raporcie o likwidacji WSI, itd. – niemieszczące się w normach państwa demokratycznego oraz ogólnie przyjętych praktykach uczelni akademickich. Działania te są kompromitujące tak dla uczelni jak i ministerstwa. Uważamy, że uczelnia posiadająca ponad 140. osobową kadrę profesorską, jest w stanie zgodnie z prawem wybrać samodzielnego nauczyciela akademickiego na rektora, którego w pełni poprze Ministerstwo Obrony Narodowej. Cała społeczność akademicka prosi Pana Ministra o przywrócenie właściwych norm przynależnych uczelni wyższej.”
Na wysłane następne pismo (z dn. 30.03.2007 – 59.) z prośbą o audiencję otrzymaliśmy pozytywną odpowiedź. Na spotkanie, które miało miejsce 18 kwietnia.2007 (z ramienia KO WAT wzięli w nim udział prof. A. Rogalski i prof. Z. Jankiewicz) Minister zaprosił również gen. prof. B. Smólskiego – pełniącego w tym czasie w MON funkcję pełnomocnika ds. reformy szkolnictwa wojskowego. Przedstawiliśmy ponownie nasz punkt widzenia, prosząc o zachowanie potencjału Akademii, a poszukiwanie oszczędności wydatków MON w poszerzeniu liczby kształconych w WAT studentów cywilnych głównie na potrzeby przemysłu zbrojeniowego (nie może go w takim kraju jak nasz zabraknąć), obsługi infrastruktury wojskowej i innych potrzeb naszej armii, gdzie pracować mogą i powinny osoby cywilne.
Mówiliśmy także o tym, że nie może istnieć uczelnia z prawdziwego zdarzenia, która nie ma autentycznej autonomii, nie uchwala stosownie do swoich potrzeb statutu uczelni i nie wybiera władz. Tak zwane „ręczne sterowanie” uczelnią prowadzi z zasady do jej degradacji i utraty prestiżu. Mamy tego przykłady w przeszłości (niektóre z wyższych uczelni wojskowych mimo dostatecznie długiego okresu istnienia nie osiągnęły poziomu wymaganego przez ustawę o szkolnictwie wyższym) i obecnie, gdy rektorem WAT jest osoba bez tytułu i dorobku wymaganego ustawowo na tym stanowisku.
Wydawało nam się, że argumenty nasze przemawiały do Ministra i przekonywały go. Czy słusznie, miało się okazać w przyszłości.
W lipcu udało mi się otrzymać z MON kopię tekstu programu reformy dotyczącego WAT. Był on niezwykle pocieszający (60.)[10]. Miał nawet akceptację ministra A. Szczygły, lecz jakość kopii nie świadczyła o wyjątkową o dbałości o nią. Czytałem ją z uwagą podkreślając ważniejsze fragmenty. Podkreślone partie świadczyły o naszym wpływie na decyzję Ministra. Przytoczmy z niej niektóre zdania:
– „Akademia powinna być uczelnią specjalizującą się w kształceniu dla MON na wybranych kierunkach (specjalnościach) studiów oraz prowadzeniu badań naukowych w zakresie technologii obronnych i zarazem otwartą, funkcjonującą na cywilnym rynku edukacyjnym”
– „Struktura i ustrój wewnętrzny WAT powinny odpowiadać rozwiązaniom przyjętym w uczelniach akademickich”.
– „Zgodnie z zapisami prawa o szkolnictwie wyższym, rektor WAT będzie wybierany spośród żołnierzy zawodowych lub osób cywilnych posiadających odpowiedni status naukowy (samodzielny pracownik naukowy) W etacie wojskowym będzie stanowisko zastępcy w randze generała brygady”.
– „Do prerogatyw Ministra Obrony Narodowej należy prawo do wyznaczania na stanowisko rektora – wybranego żołnierza zawodowego lub akceptacja i zatwierdzanie proponowanej na to stanowisko osoby cywilnej”
Panie Ministrze, akceptując te sformułowania nie towarzyszyła Panu małostkowość poprzedników pana na tym stanowisku. W tej wersji programu Minister realizował także myśli zawarte w opinii prawnej prof. H. Izdebskiego. Dopuszczał rozdzielenie funkcji Akademii jako uczelni wyższej od traktowania jej jako jednostki wojskowej, w przypadku wyboru na funkcję Rektora osoby cywilnej. Wprowadzał bowiem stanowisko Zastępcy Rektora przynależne osobie wojskowej i to w stopniu generała brygady. Zastępca Rektora byłby wtedy przełożonym wszystkich żołnierzy i dowódcą WAT jako jednostki wojskowej. Zapewne byłby także bardzo pomocny w przypadku, gdy rektorem byłaby osoba wojskowa. Zastępca Rektora nie musiałby spełniać wymagań stawianych prorektorom – byłby zastępcą ds. wojskowych.
Zarzucano mi, że z uporem twierdzę, że Rektor WAT powinien być wybierany, a nie mianowany przez Ministra spośród oficerów, chociaż dotychczas procedura powyższa była z powodzeniem stosowana i WAT dobrze się rozwijał. Odpowiedź na ów zarzut ujmę w dwóch punktach:
- Dotychczas z reguły powoływano na Rektorów wojskowych pracowników WAT, po zdobyciu przez nich odpowiednich kwalifikacji i dorobku. Obecnie służba wojskowa została skrócona do 55. roku życia żołnierza. Zdobycie odpowiednich kwalifikacji i autorytetu naukowego nie jest proste, a nawet możliwe.
- To nie prawda, że procedura ta zapewniała właściwy rozwój Akademii. Można się o tym przekonać nawet pobieżnie śledząc historię Akademii. Gdyby Rektor był wybierany, zapewne do wielu przypadków i wcześniej, i później by nie doszło.
Przywołaną powyższej powyżej kopię korzystnej dla WAT wersji programu reformy otrzymaliśmy z pewnym trudem z ministerstwa. Przypuszczam, że Minister miał silną wewnątrz opozycję, której w końcu ustąpił. Świadczy o tym pismo jakie otrzymałem 16 Sierpnia 2007 od wiceministra J. Kotasa (61.). Była już w starym stylu jeszcze za R. Sikorskiego. Jak widać styl ten powracał w ministerialne progi. Widocznie minister Szczygło nie chciał już z nami dyskutować. Może się wstydził.
Równolegle ze staraniami w MON, Przewodniczący Komitetu Obrony WAT prof. A. Rogalski podjął korespondencję z Rzecznikiem Praw Obywatelskich, powiadamiając Rzecznika o zaistniałej w WAT sytuacji i zapoznając go z dotychczasowymi działaniami Stowarzyszeń Przyjaciół i Absolwentów WAT i powołanego prze nie Komitetu Obrony WAT. Treść tej korespondencji jest charakterystyczna i na tyle ważna dla dalszych losów WAT, że warto ją prześledzić i przytoczyć (w załącznikach).
Prof. Rogalski w pierwszym liście do rzecznika z dn. 13 marca 2007 (62.) podniósł i uzasadnił dwie zasadnicze kwestie:
- Odwołanie starego rektora i powołanie nowego bez odwołania się do zapisów ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym.
- Powołanie nowego komendanta WAT na okres dłuższy niż kadencja wybieralnych władz uczelni, blokujące możliwość wyboru rektora w 2008 r.
Komitet Obrony WAT uważa obydwa powyższe fakty za pogwałcenie autonomii naszej uczelni, gwarantowanej Ustawą Prawo o szkolnictwie wyższym, co jest równoznaczne z pogwałceniem praw obywatelskich ogółu pracowników i studentów WAT. Rzecznik Praw Obywatelskich dysponował (zostały mu dostarczone) dwoma opiniami wybitnego prawnika prof. Huberta Izdebskiego, specjalisty od spraw szkolnictwa wyższego, które w sposób niebudzący wątpliwości dowodziły, że:
- W przypadku WAT istnieje konstytucyjna nadrzędność ustawy Prawo o szkolnictwo wyższym w stosunku do ustawy O powszechnym obowiązku służby wojskowej RP.
- Odwołanie gen. prof. B. Smólskiego z funkcji Rektora WAT naruszały zapisy ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym.
- Zgodnie z powyższą ustawą minister ON powołał gen. dr A. Sowę na funkcję Komendanta WAT, a nie na funkcję Rektora WAT, co powinno wymagać podjęcia czynności związanych z jego wyborem.
Rzecznik w piśmie do MON z dn. 12 kwietnia 2007 (63.) odniósł się do obydwu tych zdarzeń: odwołania i powołania rektora. Odwołanie nastąpiło na podstawie ustawy O służbie wojskowej żołnierzy zawodowych, chociaż ustawa Prawo o szkolnictwie wyższym i Statut WAT przewidują zgoła inną procedurę. W ramach tej procedury rektor nie mógł być odwołany. Nieco inaczej widziane jest powołanie rektora. Minister skorzystał tu z zapisu art. 73 ust. 3 ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym uznając, że zaszły „szczególne okoliczności” upoważniające ministra do wyznaczenie rektora spośród generałów niespełniających powszechnie przyjętych wymogów. Zastosowanie tego trybu prowadzi do istotnego ograniczenia autonomii uczelni i powinno być wyjątkowo wszechstronnie umotywowane.
W odpowiedzi Rzecznikowi z dn. 17 maja 2007 (64.) Minister Obrony Narodowej nie pozostawił żadnej wątpliwości. Przytoczmy dosłownie dwa fragmenty z tej odpowiedzi:
1) „Wyznaczenie na stanowisko Komendanta – Rektora WAT gen bryg. dr inż. Adama Sowy odbyło się z poszanowaniem obowiązujących przepisów tj. art. 73 ust.3 ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym, który przewiduje, że w „szczególnych przypadkach Minister Obrony Narodowej może powołać rektora uczelni wojskowej spośród generałów niespełniających warunków określonych w art. 72 ust. 1. Należy przy tym wskazać, iż decyzja Ministra Obrony Narodowej w zakresie oceny przypadków, które uznaje „za szczególne” jest decyzją suwerenną, niepodlegającą konsultacjom i uzgodnieniom”.
2) „Stanowisko Komendanta – Rektora Wojskowej Akademii Technicznej jest stanowiskiem służbowym przewidzianym dla żołnierza zawodowego. Kwestie wyznaczania i zwalniania żołnierzy zawodowych ze stanowisk służbowych oraz zwalniania ich z zawodowej służby wojskowej reguluje ustawa z dnia 11 września 2003 r. O służbie wojskowej żołnierzy zawodowych RP.”
Wszystko, co dalej jest napisane we wspomnianej wyżej odpowiedzi Ministra nie jest już ważne. Podane powyżej cytaty uczyniły „normą” to, co ustawa Prawo o szkolnictwie wyższym przewidywała dla „okoliczności szczególnych”. W ten sposób szereg przepisów tej ustawy odniesionych do uczelni wojskowych w tym WAT stają się martwe. Dotyczy to w szczególności art. 73 ust 1 mówiącego o wyborze rektora. Minister w swojej odpowiedzi rzecznikowi nie jest oryginalny. Wcześniej w ten sam sposób argumentował min. R. Sikorski i inni urzędnicy MON. Min. A. Szczygło widać uległ presji ministerialnego środowiska. Należy bowiem zaznaczyć, że treścią odpowiedzi Rzecznikowi Minister odwołał wszystko to, co wydawało nam się wcześniej zatwierdził, w przytoczonej kopi (60.) Programu Reformy Szkolnictwa Wojskowego. Nie byłem zdziwiony, takie same stanowisko miałem już w piśmie do mnie wiceministra J. Kotasa.
Nadal trwająca wymiana listów w trójkącie KO WAT – Rzecznik PO – MON nic już praktycznie nie wnosi. Rzecznik Praw Obywatelskich dr J. Kochanowski napisał w dn. 17 grudnia 2007 (65.) jeszcze jeden list do Ministra ON, ale już Bogdana Klicha, który od 16 listopada 2007 objął tą funkcję po dojściu do władzy Platformy Obywatelskiej. Rzecznik PO jeszcze raz podkreślał dalece niewystarczające uzasadnienie odwołania rektora gen. prof. B. Smólskiego i sprzeciw, jaki budzi czynienie zasady z prawa dopuszczalnego wyjątku powoływania, a nie wyboru rektora.
Na list ten właściwie nie było odpowiedzi, w każdym razie my nie otrzymaliśmy takiej informacji. Nawet tak wysoki urząd w państwie jak Rzecznik Praw Obywatelskich nie był w stanie spowodować przestrzegania obowiązującego prawa w przypadku, gdy łamane było ono przez urzędników szczebla ministerialnego. Nie był w stanie również otrzymać logicznego uzasadnienia takiego kroku. Otrzymana przez Rzecznika odpowiedź była typu „nie, bo nie”.
Jak już pisałem w prasie ukazuje się anons o odejściu gen. A. Sowy z dn. 1 stycznie 2008 do Brukseli. Zgodnie z obowiązującym prawem w WAT powinno się z odpowiednim wyprzedzeniem przygotować wybory uzupełniające rektora. By stało się to możliwe, za radą mecenasa Karczewskiego Komisja Wyborcza WAT wystąpiła do MON z pismem o zmianę terminu powołania gen. A. Sowy na stanowisko Komendanta WAT. Odpowiedzi udzielił nam wiceminister Jacek Kotas. Jej treść była kopią odpowiedzi ministra Rzecznikowi PO, powtarzając argumentację i decyzję o wyznaczeniu rektora na podstawie art. 73 ust. 3 ustawy.
Na prośbę o spotkanie z ministrem, przyjął nas (A. Rogalskiego i Z. Jankiewicza) nie Minister, a Wiceminister ON J. Kotas, by osobiście przekazać nam punkt widzenia ministerstwa. Relację ze spotkania prof. A. Rogalski przedstawił Rzecznikowi PO (66.), zasadniczymi fragmentami, której tutaj się posłużę. Zdaniem przedstawiciela resortu w randze wiceministra:
- Rektor Wojskowej Akademii Technicznej nie musi być utytułowanym, czynnym naukowcem.
- Z wybieranym rektorem nie będzie się dostatecznie dobrze układała współpraca ministerstwa.
Ze spotkania z wiceministrem Kotasem wyszedłem przygnębiony. Praktycznie czułem się obrażony. Pan Minister uznał, że przyszliśmy po protekcję, gdyż uspokoił nas, bo osobiście nic nam nie grozi. Pan minister nie zauważył, że naszą troską była Akademia, a nie losy osobiste.
Zgodnie z zapowiedzią urzędujący gen. dr A. Sowa odszedł z pełnionej funkcji komendanta – rektora WAT z dniem 1 stycznia 2008 r. Nieco wcześniej odbyła się feta pożegnalna, na której podobno miał być kandydat na przyszłego naszego komendanta, ale z jakiś względów go nie było. Tak więc drobny fakt, uszedł uwadze odpowiedzialnemu za uczelnię ministerstwu, że w dn. 2 stycznia 2008 WAT nie miał oficjalnie wyznaczonego rektora. Jeżeli nawet w planach był, to nic na ten temat nie było wiadomo nikomu, także Komisji Wyborczej, do której obowiązków należy dbałość o terminowość postępowań w sprawie obsadzania stanowisk wybieralnych w organach władz uczelni.
W odpowiedzi na zaistniałą sytuację w dn. 2. 01 2008 odbyło się posiedzenie KW WAT, na którym podjęta została uchwała nr 1/2008 o określeniu trybu i terminarza wyborów uzupełniających rektora WAT (67). Fakt ten został ogłoszony w WAT (68), oraz wysłane pismo (69.), informujące Ministra o rozpoczęciu procedury wyborów uzupełniających rektora WAT.
Należy zaznaczyć, że Uczelniana Komisja Wyborcza, (w tym jej przewodniczący) uchwałę o wyborach uzupełniających podjęła samodzielnie bez uzgodnień z kimkolwiek, w szczególności z Komendą WAT. Kilka słów wyjaśnienia. Urzędnicy MON podchodzili dość lekceważąco do spraw podległych im uczelni. Kolejni komendanci chcieli awansować do stopnia generalskiego, gdy go nie mieli lub następnego, gdy mieli już pierwszy. Zależało to od opinii jaką u nich zdobywali. O bycie komendantem – rektorem WAT rozgrywały się batalie wewnątrz resortu. Nie można było pozbyć się takiej synekury. Może nieco przesadzam, ale do wyborów rektora Minister ON dopuścić nie zamierzał głównie z tych względów. Mnie na opinii w MON, ale także w WAT nie zależało. Miałem ją i tak dostatecznie zaszarganą. Z drugiej strony nie chciałem wikłać w tą sprawę osób funkcyjnych z WAT, które w przyszłości mogły odegrać znaczącą dla uczelni rolę, co zresztą potwierdziło się.
Na początku stycznia 2008 najważniejsze stanowisko w WAT zajmował zastępca komendanta płk Zygmunt Mierczyk. Po wykonaniu najważniejszej czynności tj. wysłaniu samochodu z pismem do Ministra poszedłem do płk. Mierczyka i zapoznałem go z wykonanymi dokumentami i czynnościami. Rozmowa między nami, o ile pamiętam przebiegała mniej więcej tak:
– On: Nie mógł Pan przyjść do mnie z tym wcześniej?
– Ja: Oczywiście mogłem. I cóż by mi Pan powiedział?
– On: Starałbym się Pana od tego odwieść.
– Ja: Wiedziałem. To, dlatego nie przyszedłem.
Odzew na wysłany do ministerstwa anons był praktycznie natychmiastowy. Minister znalazł natychmiast czas, by odwiedzić WAT, spotkać się z senatem (8. 01. 2008), dyskutować kwestie obsady personalnej w kierownictwie WAT i sposobu dokonywania tych czynności. Wysłał pismo. nawet do tak mało znaczącej osoby jak Przewodniczący KW WAT z prośbą o wstrzymanie procedury wyboru Rektora wobec podjęcia rozmów z Senatem WAT w sprawie obsady stanowiska komendanta uczelni (70.). Gdybym mógł, chętnie bym tej procedury nie wstrzymywał. Był odzew ze strony WAT. Zgłoszona została kandydatura na rektora w osobie długoletniego prorektora prof. Radosława Trębińskiego. Znałem osobiście profesora Trębińskiego. Tak naprawdę, to chciałbym przeprowadzić jego wybór na tę najwyższą godność w naszej uczelni. Niestety.
Zgodnie zawartymi z Senatem uzgodnieniami, w dniu 11 stycznia minister przysłał (71.) listę kandydatów, jaką bierze pod uwagę przy obsadzie stanowiska rektora WAT. Charakterystyczne jest to, że na liście znajdują się osoby będące rezerwistami tzn. niebędące już czynnymi żołnierzami zawodowymi. To nowość w stosunku do dotychczasowych deklaracji MON i jak widać rektor nie musi koniecznie być oficerem w czynnej służbie chociaż można temu zaradzić i przywrócić go do służby.
Jeżeli ktokolwiek ma wątpliwości czy aktywność ministerstwa spowodowana była uchwałą Komisji Wyborczej WAT, może to sobie uświadomić, zapoznając się z bardzo pilnym pismem Ministra do senatu WAT wstrzymującego rozpoczętą procedurę wyborów uzupełniających (72.).
W zaistniałej sytuacji dla nas, mam na myśli Komitet Obrony WAT, najważniejsze było to, że po pierwsze w kwestii obsady rektora mógł się wypowiadać (został dopuszczony do głosu) senat uczelni i po drugie, że w skład grupy kandydatów na rektora zostali włączeni także przedstawiciele WAT. Wiadomo było wcześniej, że na to stanowisko szykował się i był bliski osiągnięcia celu, jeden z generałów pracujących w ministerstwie (gen. bryg. Andrzej Szymonik).
Można powiedzieć, że starania wszystkich, którym ważna jest przyszłość naszej uczelni w tym Stowarzyszeniom Przyjaciół i Absolwentów WAT oraz Komitetowi Obrony WAT zakończyły się sukcesem. Komendantem – Rektorem WAT wyznaczony został młody wychowanek naszej uczelni płk dr hab. inż. Zygmunt Mierczyk, który w związku z tym został awansowany do stopnia generała brygady. Miał on za sobą poparcie senatu (tak wynika z pisma Ministra do WAT) i jak wiem w zaistniałej sytuacji także znacznie szerszego kręgu pracowników Akademii. Był to jednak sukces połowiczny. Dla przyszłości uczelni ważne byłoby, gdyby rektor został wyłoniony w drodze wyborów. Raz na zawsze zakończyłoby to próby manipulacji przy obsadzie tego stanowiska. Na dodatek utrwalił się zwyczaj powoływania na to stanowisko zastępcy komendanta ds. wojskowych. W przypadku płk. Mierczyka nie stanowiło to problemu. Był on profesorem i wcześniej komendantem Instytutu Optoelektroniki. Miał ponadto mierzalny dorobek naukowy. Późniejsza tego typu nominacja nie była już tak szczęśliwa.
Gdyby bardziej wnikliwie wgłębić się w skład listy kandydatów zawartych w (71.), można dojść do wniosku, jak wiele może się nam tj. pracownikom uczelni wojskowych przydarzyć. Zawarty w niej skład osobowy kandydatów wskazuje, że rzeczywiście Minister nigdy nie powinien wyznaczać rektorów wyższych uczelni wojskowych.
Wyznaczenie na stanowisko komendanta – rektora WAT płk. Z. Mierczyka pozwoliło powrócić naszemu środowisku do normalnej pracy. Zawieszona została działalność Komitetu Obrony WAT i wzmożona aktywność na tym polu Stowarzyszenia Przyjaciół WAT. Sądzę jednak, że nasza i wielu innych aktywność w trakcie próby tworzenia UON dotknęły boleśnie urzędników ministerstwa. Skasowanie przez ministerstwo trybu wyboru rektora w uczelniach wojskowych w tym WAT, pomimo zakończenia się sukcesem, wymagało jednak naruszenia zasad ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym. Widzieli to wszyscy z Rzecznikiem Praw Obywatelskich włącznie. Czy i jak można było temu zapobiec na przyszłość, wkrótce się przekonaliśmy.
W marcu 2010 ukazał się projekt ustawy o zmianach niektórych ustaw dotyczących szkolnictwa wyższego w tym także ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym. Inicjatorem nowelizacji tych ustaw było, jak należy sądzić, Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, a powodem ułatwienie startu i działania prywatnych szkół wyższych. Ustawa była w zasadzie logiczna i liberalizowała procedury obsadzania poszczególnych funkcji w czelni (np. funkcję rektora mógł pełnić doktor), przyjmowania statutu (bez zatwierdzania przez ministerstwo) i inne.
Był to jednocześnie doskonały pretekst dla MON, by przy tej okazji dokonać stosownych zmian w zapisach paragrafów dotyczących szkolnictwa wojskowego. Znowelizowana ustawa po pierwsze nie była już jednolitą ustawą obejmującą autonomiczne szkoły wyższe, która dawała w przypadku wyższych szkół wojskowych Ministrowi Obrony Narodowej dodatkowe prawa w „warunkach szczególnych”, lecz praktycznie wyłączała wyższe szkoły wojskowe z grona szkół autonomicznych. Zapisy dotyczące szkół wojskowych przyjęły w nowej ustawie nielogiczną, niejasną karykaturalną wręcz postać, wobec których nie mogliśmy pozostać obojętni. Wznowił działalność Komitet Obrony WAT, tym razem pod przewodnictwem prof. Leszka Jaroszewicza. Prof. Antoni Rogalski tak zniechęcił się kontaktami z ministerialnymi urzędnikami, że z tej funkcji zrezygnował.
Analizę zapisów ustawy z odpowiednim komentarzem przedstawiliśmy (Stowarzyszenia i Komitet Obrony WAT) JM Rektorowi WAT i kierownikom podstawowych jednostek organizacyjnych, z prośbą o ich oprotestowanie (73.).
Ustawa kilku miejscach (przynajmniej czterech) wyraźnie zmieniała traktowanie szkól wojskowych w stosunku do innych wyższych uczelni:
- Statuty uczelni miały być uchwalane przez senaty bez zatwierdzania przez MNiSzW. W przypadku wyższych szkół wojskowych obowiązek zatwierdzania statutu przez MON utrzymano, lecz wykreślono wcześniej istniejące terminy zobowiązującego ministra do dokonania tej czynności. Uczelnia wojskowa miała termin wprowadzenia statutu, a minister na wypowiedzenie się w jego „zatwierdzeniu” lub „niezatwierdzeniu” nie miał. Czy to przeoczenie, czy sformułowanie celowe? W każdym przypadku prawo nie powinno pozostawiać tego typu niejednoznaczności.
- Nowe przepis ustawy wykluczał wybieralność rektora. Rektor był wyznaczany przez ministra i mógł mieć tylko stopień doktora. Co prawda w cywilnych uczelniach doktor też może być rektorem, ale tam mając dostatecznie liczną kadrę profesorską, nikomu nie przyjdzie na myśl wybieranie rektora spośród doktorów. To nie wszystko, minister wyznaczając rektora wyższej szkoły wojskowej, nie musi zasięgać w tej sprawie opinii senatu uczelni.
- Przepis dotyczący finansowania studiów i wyposażenia laboratoriów uczelni wojskowych jest na tyle zawiły i niejasny, że praktycznie finansowania studiów studentów cywilnych w tych uczelniach może odmówić zarówno MNiSzW jak i MON.To bardzo prosty sposób na likwidację takich szkół. Obawy o likwidację uczelni można by uznać za histerię, gdyby nie praktyka, jaka spotkała WAT w niedalekiej przeszłości.
- Zgodnie z ustawą minister może także odwołać rektora. Dodano również, że minister może odwołać także prorektora nie określając przy tym, którego. Traktując ten przepis formalnie minister może odwołać prorektora, którego nie powoływał tzn. wybranego przez elektorów. I znów zachodzi pytanie, czy to przeoczenie, czy zapis celowy?
JM Rektor i senat WAT zwrócili się w powyższej sprawie do KRASP, której zgromadzenie plenarne w dn. 4 listopada 2010 r. podjęło pryncypialną merytorycznie uchwałę korygującą wadliwe jej zdaniem zapisy ustawy dotyczące wyższych uczelni wojskowych w postaci:
- Art. 56 ust. 5: Brak uzasadnienia ograniczania autonomii akademickich uczelni wojskowych. Należy usunąć ten zapis lub dodać „zawodowej” uczelni wojskowej.
- Art. 73 ust. 1: należy dodać: „po pozytywnym zaopiniowaniu przez senat”.
- Art. 94 ust.3: przeredagować pkt. 1, tak, aby jednoznacznie wskazać, że Minister Obrony Narodowej przydziela dotację na kandydatów na żołnierzy zawodowych” Pkt. 3 „Dotacje, o których mowa w ust. 1, są udzielane z budżetu państwa z części, której dysponentem jest Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego, z tym, że dla:
- Uczelni wojskowej dotacje, o których mowa w ust. 1 pkt. 1 i 10, przeznaczone na wykonanie zadań związanych z kształceniem studentów studiów stacjonarnych oraz uczestników stacjonarnych studiów doktoranckich będących żołnierzami zawodowymi lub kandydatami na żołnierzy zawodowych oraz inwestycje służące ich realizacji, oraz dotacje, o których mowa w ust. 1 pkt. 2 są udzielane z części, której dysponentem jest Minister Obrony Narodowej.”
- Art. 161 ust. 3: Brak uzasadnienia ograniczenia autonomii akademickich uczelni wojskowych – należy usunąć ten zapis lub dodać „w zawodowych” uczelniach wojskowych.
O ile nam wiadomo, uchwała ta nie wywołała większego (nawet praktycznie żadnego) odzewu i nie przyniosła spodziewanego rezultatu – zmiany zapisów w ustawie. Stowarzyszenia Przyjaciół i Absolwentów WAT w dn. 23 listopada 2010 wystosowały petycję do Przewodniczącej Podkomisji Stałej do Spraw Nauki i Szkolnictwa Wyższego Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży Sejmu VI kadencji RP Pani poseł Krystyny Łybackiej z prośbą o wsparcie naszych starań o zmiany istniejących w projekcie ustawy zapisów dotyczących szkół wojskowych. Wskazaliśmy różnice zapisów w starej i nowej wersji ustawy, opatrzyliśmy je stosownym komentarzem (jak w 73.), przytoczyliśmy wersje zapisów zaproponowanych przez KRASP uznając je za optymalne i dając im swoje poparcie (74.)
Z petycjami o podobnym brzmieniu i podobnej argumentacji zwróciliśmy się również do wielu innych osób: posłów RP (wicemarszałków i przewodniczących klubów poselskich) Przewodniczącego Komisji Obrony Narodowej, Przewodniczącego Komisji Nauki, Edukacji i Sportu Senatu RP oraz Przewodniczącego Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego prof. dr hab. inż. Józefa Lubacza. Odpowiedź otrzymaliśmy od wicemarszałka J. Wenderlicha oraz Klubu Poselskiego Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Dyrektor Biura KP SLD Pani Małgorzaty Winiarczyk – Kossakowskiej w imieniu G. Napieralskiego, ujawnia niemoc argumentacji merytorycznej wobec tzw. „arytmetyki sejmowej” – (pismo 75.). Posłowie opozycji nie mają racji z natury rzeczy, a posłów koalicyjnych obowiązuje dyscyplina w trakcie głosowania. Nie znamy dokładnie „kuchni” tworzenia prawa. Nie wiemy czy nasze zastrzeżenia dotarły do MON, bo wiadomo, że to tam powstały wadliwe teksty reklamowanych powyżej paragrafów. Wiemy jednak, jak mogą powstawać nieprecyzyjne, niejasne, po prostu szkodliwe przepisy prawne. To smutna konstatacja, ale przykład właśnie takich przepisów prawa mamy powyżej.
Ocena starań Stowarzyszenia Przyjaciół WAT o zachowanie naszej uczelni, obrona przed włączeniem do projektowanego Uniwersytetu Obrony Narodowej nie jest jednoznaczna. Na pewno włożyliśmy w to wiele wysiłku i energii. Na pewno pokazaliśmy, że los Wojskowej Akademii Technicznej jest nam bliski i gotowi jesteśmy jej bronić z należytą determinacją. Na ile jednak byliśmy skuteczni? Częściowo tak, szczególnie w pierwszym okresie, bo mieliśmy za sobą prawo – przepisy pierwszej wersji Ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym.
Przepisy te zmieniły się jednak diametralnie w nowej (teraz obowiązującej) wersji ustawy. Wcześniej istniejące, mocno okrojone przepisy dotyczące autonomii wyższych uczelni wojskowych, okazały się w oczach urzędników ministerialnych zbyt liberalne. W nowej wersji ustawy zostały one sprowadzone do zera. Zabranie w pełni autonomiczności wyższym uczelniom wojskowym oznacza możliwość utraty czegoś więcej niż autonomiczność, te uczelnie mogą faktycznie przestać być uczelniami wyższymi. To nie przeciwstawianie się zasadom organizacji wojska, a brak zrozumienia tej prostej prawdy, stanowiło istotę naszych obaw i związanych z nimi działań. Byliśmy i jesteśmy zaniepokojeni losem naszej uczelni Wojskowej Akademii Technicznej, która staraniem wielu pokoleń stała się, została uznana za uczelnię wyższą. Nie możemy pozwolić sobie zabrać tak ciężko zdobytego „dobra”, „znaczenia” dla doraźnych korzyści urzędników, którzy faktycznie w żaden sposób nie przyczynili się do ich osiągnięcia.
5. Wrogie przejęcie Stowarzyszenia
Pierwsze lata działalności Stowarzyszenia Przyjaciół WAT zdominowane były obroną naszej uczelni przed grożącą jej likwidacją. Ukształtowało ją tak życie, zdarzenia, które nastąpiły wkrótce po jego rejestracji. Siłą rzeczy, a może i z braku doświadczenia, mniej uwagi poświęcaliśmy sprawom wewnętrznej organizacji. Nie oznacza to braku spotkań zarządu i członków stowarzyszenia, lecz były one podporządkowane jednemu głównemu celowi, który został uwydatnione w części 4. tego szkicu historycznego.
Przełomowy dla stowarzyszenia był rok 2010, w którym upływał termin kadencji jego władz. Kluczową była sprawa obsadzenia stanowiska prezesa. Dalsze pełnienie tej funkcji przez gen. M. Pasternaka nie wchodziło w grę, był bardzo chory i nie wyrażał zgody na dalsze angażowanie się w prace stowarzyszenia. Z drugiej strony uważaliśmy za ważne, praktycznie niezbędne, by na czele stowarzyszenia stała osoba w randze generała. Wśród ludzi związanych z WAT było wielu generałów. W imieniu zarządu stowarzyszenia jego dwaj członkowie (Z. Ognik i Z. Jankiewicz) ponowili propozycję objęcia tego stanowiska gen. bryg. Stanisławowi Świtalskiemu. Tym razem (były wcześniej odmowy) propozycja została przyjęta i to nawet ochoczo. Nieco to nas zdziwiło, ale przyjęliśmy zgodę z ulgą. Rozwiązywało to, jak nam się wydawało, problem wyboru prezesa. Generał zażądał jedynie, by był jedynym kandydatem do tego stanowiska. W dniu 16 listopada 2010 odbyło się walne zebranie wyborcze i w jego ramach wybory władz stowarzyszenia na następną do 2015 r. kadencję.
Oprócz prezesa, którym został wybrany Stanisław Świtalski, z nowych osób wszedł do zarządu Zbigniew Bielecki (bardzo go o to poprosiłem) i objął funkcję sekretarza, natomiast ze starego składu pozostali Zdzisław Jankiewicz – z funkcją wiceprezesa oraz Zygmunt Ognik – skarbnik i Waldemar Matusiak – członek zarządu. Składy komisji rewizyjnej i sądu koleżeńskiego, pozostały bez zmian. W późniejszym terminie (na zebraniu plenarnym 26 listopada 2013), na wniosek prezesa, zarząd został powiększony do siedmiu osób (statut na to zezwalał) i dodatkowo dokooptowani do zarządu Marek Jackowski (pełni obecnie funkcję skarbnika) i gen. bryg. Wojciech Wojciechowski, który objął opieką stronę internetową stowarzyszenia.
Wybór gen. S. Świtalskiego na prezesa Stowarzyszenia w początkowym okresie uznawaliśmy za szczęśliwy (mam tu na myśli rozmowy z członkami zakładającymi stowarzyszenie). Zwrócił on szczególną uwagę na te zagadnienia, które dotychczasowy zarząd, do czego lojalnie się przyznawał, jeżeli nie zaniedbał, to przynajmniej nie zwracał na nie dostatecznej uwagi. Na swoje usprawiedliwienie zarząd podkreślał ogromne zaangażowanie w akcję obrony uczelni, ale zawsze można wymagać pracy bardziej skoordynowanej, bardziej wydajnej i bardziej skutecznej.
Do zagadnień, na które nowy prezes, a za nim nowy zarząd zwracał znacznie baczniejszą uwagę należy zaliczyć:
- Regularne płacenie składek członkowskich pod rygorem stosowania sankcji statutowych z wykluczeniem ze stowarzyszenia włącznie.
- Wzrost liczby członków: prezes sięgnął do innych środowisk, przyciągając do stowarzyszenia liczną grupę oficerów starszych w tym w randze generała.
- Bliższą współpracę stowarzyszenia z WAT poprzez bliższe kontakty prezesa z komendą WAT oraz organizację zebrań członków stowarzyszenia w poszczególnych jednostkach organizacyjnych uczelni. Członkowie stowarzyszenia mogli zapoznać się z osiągnięciami tych jednostek i wzajemnie im przybliżaliśmy nasze cele i dążenia.
- Dokumentowanie istnienia stowarzyszenia poprzez włączenie się w tryb życia uczelni i w ramach skromnych możliwości finansowych Stowarzyszenia, nagradzanie wyróżniających się studentów, absolwentów i obron doktorskich.
- Zainteresowanie się losem niektórych byłych pracowników Akademii, którzy bądź ze względów zdrowotnych lub innych takiej pomocy potrzebują i oczekują. Praktycznie zainteresowanie to ograniczyło się do jednego przypadku ……….
- Podjęcie akcji składania wiązanek i zniczy w dniu Święta Zmarłych na grobach zasłużonych pracowników lub osób blisko związanych z uczelnią.
Wprowadzaniu tych zasad prezes (była to jego zasługa) poświęcił wiele energii i determinacji. W normalnych warunkach nie powinno to budzić zastrzeżeń i dlatego uznawaliśmy je za pożyteczne, zasługujące na uwagę i poparcie, oraz wszyscy współdziałaliśmy w ich realizacji. Wkrótce jednak w działaniu prezesa pojawiły się symptomy, które nie były już tak jednoznaczne.
W ramach nawiązywania bliższej współpracy z Akademią prezes zaczął bywać w pobliżu komendy WAT i „brylować” na wszystkich uroczystościach uczelnianych. To jeszcze można uznać za „ludzkie”, ale wprowadzenia jednego z prorektorów do stowarzyszenia i jego zarządu, oraz przyznanie Rektorowi członkostwa honorowego SP WAT było przygrywką do utraty przez stowarzyszenie niezależności. Dotąd staraliśmy się tego unikać i jak sądzę czyniliśmy to a powodzeniem. Zarówno prorektor jak i rektor godności przyjęli, mimo że działalność stowarzyszenia w tym powołanie Komitetu Obrony WAT było wcześniej przez nich było przez nich przyjmowane z rezerwą a nawet krytykowane. Zmieniły się także zwyczaje wewnątrz stowarzyszenia. Prezes nie kierował zarządem, a nim „dowodził”. Nie były to zebrania zarządu, a „generalskie odprawy” i w ich ramach stawiane do wykonania zadania. Nie obyło się także bez rozliczeń i przykrych połajanek. Dotknęło to w pierwszym rzędzie skarbnika Zygmunta Ognika. Obarczony został odpowiedzialnością za zły stan zbierania składek członkowskich, stracił (raczej z ulgą) swoje stanowisko skarbnika na korzyść jednego (Marek Jackowski) z dwóch nowo wprowadzonych w listopadzie 2013 członków zarządu. Do spięcia doszło także pomiędzy prezesem a sekretarzem Zbigniewem Bieleckim. Nie byłem świadkiem tego zdarzenia. Znam je z relacji innych osób, w tym zainteresowanego. Byłem zdziwiony, gdyż pana Z. Bieleckiego znam od dawna jako człowieka niezwykle pracowitego, ale przede wszystkim dalekiego od wszelkich konfliktów. Swoje obowiązki wykonywał bez zarzutu, niezwykle starannie i terminowo. Powstała różnica zdań została zażegnana groźbą rezygnacji przez Z. Bieleckiego z funkcji sekretarza, nie mniej skutkowała zdecydowaną odmową dłuższej jego pracy w zarządzie niż do najbliższych wyborów władz stowarzyszenia w 2015 r.
Ciężka atmosfera dotyczyła działalności w zarządzie zastępcy prezesa, czyli piszącego te słowa. Nie byłem krytykowany bezpośrednio przez prezesa to fakt. W końcu byłem pomysłodawcą i głównym realizatorem utworzenia SP WAT, wiceprezesem od jego powstania, a na dodatek z mojej inicjatywy zaproponowano prezesowi tą funkcję. Czynność tą prezes raczej pozostawiał innym i tacy się znaleźli. Obarczały mnie ogólne niedostatki w działalności merytorycznej stowarzyszenia, w szczególności nieprecyzyjność zapisów statutu, braki w realizacji statutowych zadań itp. Widziałem, że prezes we mnie widzi przeszkodę w całkowitym przejęciu stowarzyszenia i pewno chętnie zmieniłby także zastępcę prezesa. Przyznam się, że zmiany w prawodawstwie dotyczącym Akademii mocno zraziły mnie do pracy w stowarzyszeniu. Straciła dla mnie głębszy sens. Brylowanie obok komendy WAT w uroczystości uczelniane nie pociągało mnie na tyle.
Znalazło to wyraz w zorganizowanej w dn. 15 kwietnia 2013 naradzie celem wyłonienia najbardziej aktualnej problematyki, którą winno podejmować stowarzyszenia. Wzięli w niej udział oprócz członków zarządu i obu komisji SP WAT zaproszeni goście, którzy wcześniejszym zaangażowaniem dali wyraz poparcia dla działań stowarzyszenia oraz związku z jego celami i dążeniami. Tezy na powyższą naradę przedstawiono w (76.) Warto zaznaczyć, że próba dyskusji nad tezami wywołała nerwową reakcję prezesa. Nadmienił, że dalszą jego pracę w zarządzie warunkuje przyjęciem tych tez. W związku z tym uznano powyższe tezy za wytyczne dla dalszego działania stowarzyszenia.
Jak wynika z treści tego dokumentu, podejmują one oprócz spraw wymienionych dotychczas, problem zmiany zapisów statutu. Wymaga to nieco szerszego omówienia. Abstrahując od nieco innych sformułowań zasadnicze różnice nowych i starych zapisów statutu dotyczą dwóch kwestii:
- Jasne sformułowanie celu powołania i istnienia stowarzyszenia;
- Zamierzeń związanych z posiadaniem większych zasobów finansowych, a w szczególności zapisu dotyczącego pożytku publicznego, ujętych w starym statucie.
Odnośnie do zagadnienia pierwszego należy zaznaczyć, że zawsze celem zasadniczym powstania stowarzyszenia było to, co tak trafnie i dowcipnie określono w tezach: „majsterkowaniem przy uczelni”. Jak widać jednak z treści p. 2 zmienionych celów stowarzyszenia nawet teraz niełatwo to napisać w sposób odpowiednio jasny. Dziesięć lat temu, gdy „majsterkowania” nie było widać na zewnątrz, napisanie tego w sposób jawny nie było możliwe. Nie było możliwe także, dlatego, że nasz sprzeciw chcieliśmy także ukierunkowywać na zdarzenia wewnątrz Akademii. One wtedy miały miejsce i głównie z nimi nie zgadzaliśmy się. Cieszy, że teraz, gdy „majsterkowanie” mogli zobaczyć wszyscy i dowiedzieć się, do czego może ono prowadzić, możemy rzeczywiście w sposób jawny wyrazić słowami, jaki był główny cel powstania i jest istnienia Stowarzyszenia Przyjaciół Wojskowej Akademii Technicznej.
To dobrze, że jawny zapis tego celu powstał; powinniśmy go podkreślać i przypominać. Daje on nam możliwość występowania przy każdej okazji, gdy zauważymy, że interes i dobro naszej uczelni (w sposób nieuprawniony) są naruszane. Powinniśmy pamiętać o tym również obecnie, gdy zapisy ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym są dla wyższych uczelni wojskowych tak niekorzystne. Spotkałem się ostatnio z krytyką (w jednej z audycji telewizyjnych) tej ustawy. Gdyby doszło do dyskusji nad jaj zmianą, powinniśmy wziąć w niej udział i starać się wykazać wadliwość zapisów dotyczących wyższego szkolnictwa wojskowego. Obrona naszej uczelni musi być ciągłą troską i powinnością Stowarzyszenia.
Odnośnie do zagadnienia drugiego należy się przyznać, że grupa inicjatywna nie miała żadnych doświadczeń w tworzeniu organizacji typu stowarzyszenie czy fundacja. Nie było też miejsc, skąd wiedzę tego typu można było czerpać. Pisząc statut wzorowaliśmy się na statutach organizacji absolwenckich innych uczelni starając się przystosować je do naszych wyobrażeń o organizacji, którą chcieliśmy stworzyć. Jednocześnie wiedzieliśmy, że stowarzyszenie nie może niczego uczynić, czego nie ma w statucie i nie musi czynić wszystkiego, co w statucie jest zapisane. W takim razie, na wszelki wypadek, lepiej zapisać więcej niż mniej. No i „napytaliśmy sobie przysłowiowej biedy” przynajmniej w rozumieniu niektórych członków władz stowarzyszenia. W szczególności przewodniczący komisji rewizyjnej, statut pomylił z planem pracy i żądał wypełniania wszystkich zawartych tam zapisów. Przewodniczący Komisję Rewizyjną utożsamiał komisję rewizyjną, ze słynną Komisją Kontroli pewnej ogólnie wtedy znanej organizacji politycznej, siejącej postrach w innych czasach i warunkach. Jako stary partyjny „aparatczyk” chłostał zarząd ostrzem ostrej i pryncypialnej krytyki np. za brak czynności w zakresie wszystkich zapisów w statucie. Jednak przede wszystkim za niewypełnianie zaleceń pokontrolnych. Kontroli sam dokonywał i zalecenia tworzył. Uważał je przy tym za „tabu”, rzecz nie do dyskusji. Doszło do tego, przestał płacić składki w proteście przeciw zbyt wysokim kosztom utrzymywania konta bankowego. A tu banki jakby się sprzysięgły i mają dla stowarzyszeń konta stosunkowo drogie. W końcu znaleziono bank, który spełnił oczekiwania i konflikt zniknął. Nie znalazł go jednak przewodniczącego Komisji Rewizyjnej. Po co się fatygować, można przecież nakazać. Jego nazwiska nie znajdzie się także w przytaczanych dokumentach dotyczących działań stowarzyszenia na rzecz obrony Akademii przed włączeniem do AON. Tam można się było narazić.
Argumenty, które przytoczyłem powyżej nie trafiały do prezesa. Raczej skłaniał się do przyjęcia zarzutów komisji rewizyjnej. Do otwartego konfliktu nie dochodziło, gdyż nie protestowałem, a nawet godziłem się i popierałem wprowadzanie tych „ulepszeń”.
Doszło nawet do pewnego ocieplenia stosunków po przyjęciu „polecenia” napisania historii stowarzyszenia, chociaż fakt, że nie zgodziłem się napisać najpierw konspektu do zatwierdzenia, a następnie udostępnienia tekstu celem jego korekty, było już wyłamaniem się z stosowanych przez prezesa reguł. Prezes nie ukrywał, że przy okazji zebrania wyborczego związanego z dziesięcioleciem istnienia stowarzyszenia, chce zdecydowanie zmienić zarząd. Ze starych członków zarządu nie miał pozostać nikt. Działalność prezesa coraz bardziej budziła nasz (mój także) niepokój i to z wielu powodów. Wymienię niektóre.
1. Z różnych źródeł i publikacji w końcu dotarło do nas, że prezes stowarzyszenia gen. Stanisław Świtalski był członkiem rady nadzorczej spółki Pro Civili w okresie, gdy w końcu lat dziewięćdziesiątych wyprowadziła ona z WAT kilkaset milionów złotych. Pisałem już o tym i o stratach pieniężnych WAT także. Zdawać by się mogło, że publikacje te powinny wywołać w WAT „trzęsienie ziemi”. Nic takiego się nie wydarzyło. Jeżeli ktoś nie interesował się doniesieniami prasowymi, mógł jak wielu z nas, o tym zupełnie nie wiedzieć. Oczywiście krążyły plotki, ale kto by dawał wiarę plotkom, chociaż niektórzy pracownicy sztabu WAT po cichu przyznawali, że dzieją się rzeczy nie dobre. To właśnie na bazie tych plotek powstała koncepcja powołania Stowarzyszenia Przyjaciół WAT.
Powracając do kwestii gen. Stanisława Świtalskiego, to oferując mu prezesurę Stowarzyszenia nie wiedzieliśmy (ja na pewno), że jego nazwisko figuruje w raporcie A. Macierewicza i że jest w jakikolwiek sposób związany z organizacjami działającymi na szkodę Akademii. Wtedy propozycji takiej raczej by nie było. W późniejszym czasie Prezes bardzo różnie tłumaczył swoje członkostwo w radzie nadzorczej Pro Civili. Mówił, że „wpisano go tam bez jego wiedzy” później, że „jest to pomówienie i już wystąpił w tej sprawie na drogę sądową”. Oczywiście niczego takiego się nie doczekaliśmy.
2. Prezes korzystając ze swoich kontaktów istotnie zwiększył liczbę członków naszego Stowarzyszenia. Przyjmowaliśmy to oczywiście jako dobry objaw. Intencje towarzyszące tej akcji nie zawsze i nie do końca były zrozumiale. Jasne, że prezes zapraszał członków z grona bliskich znajomych. W stowarzyszeniu znalazło się wielu, których wcześniej umieścił w swoim raporcie A. Macierewicz i to na czołowych miejscach. Byli też tacy, którzy w przeszłości niekoniecznie dali się poznać, jako „przyjaciele WAT”. Mam tu na myśli osoby, które związane były z akcją ministra R. Sikorskiego powołania UON, prowadzącą w rezultacie do likwidacji WAT. Można rozumieć pracownika, a w szczególności oficera, który otrzymawszy polecenie od przełożonego, stara się je wykonać. Ważne jest jednak jak to robi. Niektórzy dążąc za wszelką cenę do zrobienia kariery, przy tej okazji głosili rzeczy nieprawdziwe, a nawet haniebne. Oczywiście każdy człowiek może dojrzeć, zmienić zdanie. Powinien jednak wtedy w jakikolwiek sposób dać temu wyraz. Nie można z dnia na dzień zmienić się z likwidatora WAT w jej przyjaciela. Stowarzyszenie nie powinno takich pozornych przemian umożliwiać, jeżeli chce uchodzić za autentyczne. Mimo, że mieliśmy takie odczucia, nie to wyrażaliśmy w tej kwestii zdecydowanych zastrzeżeń i nie to było powodem konfliktu, który wkrótce się pojawił.
3. Prezes zmienił także relacje pomiędzy Komendą Akademii a Zarządem Stowarzyszenia. To, że ze środków SP WAT zaczęliśmy fundować nagrody dla wyróżniających się studentów (doktorantów), uznać należy za dobry pomysł. To zapis statutowy i tylko skromność środków, jakimi dysponowało Stowarzyszenie nie pozwalał wcześniej i szerzej tego czynić. Jednak wprowadzenie do Zarządu Stowarzyszenia jednego z prorektorów, i to jak się później okazało niezbyt szczęśliwie dobranego, uważaliśmy za przekroczenie pewnej granicy naruszającej niezależność i samodzielność Stowarzyszenia. Nazywając rzecz po imieniu, należy chyba uznać, że tymi i jeszcze innymi działaniami Prezes chciał być wyróżniany przez Komendę. Samo dążenie można zrozumieć. Prezesi stowarzyszeń działających przy uczelni powinni mieć swoje ważne prawa i miejsca np. w trakcie uczelnianych uroczystości i świąt. Nie oznacza to jednak, by z tego powodu pozbawiały się one niezależności i tożsamości.
Przedstawiona powyżej ogólna charakterystyka i uwarunkowania nabrały nowego, uznaliśmy groźnego dla WAT wymiaru po zwycięstwie wyborczym w 2015 r. Prawa i Sprawiedliwości oraz powierzeniu resoru ON Antoniemu Macierewiczowi. Znając rozdział 10 Raportu teraz Ministra Obrony Narodowej, powinniśmy przewidywać możliwość wystąpienia szeregu zagrożeń dla WAT. Nie ma wątpliwości, że po napisaniu raportu dotyczącego Wojskowych Służb Informacyjnych i ich działaniu na terenie WAT, minister A. Macierewicz może poddać naszą uczelnię szczególnej uwadze. Chcę się tu zastrzec, że pisząc powyższe nie zamierzam wyrażać żadnych preferencji, i jako członek Stowarzyszenia, zachować pełną bezstronność. Niestety nawet pobieżny rzut oka na obecny skład osobowy Stowarzyszenia Przyjaciół WAT wykaże, że trudno będzie kogokolwiek przekonać, że jest to organizacja wyłącznie merytoryczna, bez inklinacji politycznych.
Powyższe zagadnienia stały się przedmiotem dyskusji w dość szczupłym gronie osób, które już wcześniej współdziałały w obronie WAT przed reformą min. R. Sikorskiego. Byli to (opuszczono stopnie i tytuły): Bogusław Smólski, Radosław Trębiński, Leszek Jaroszewicz, Andrzej Witczak i piszący te słowa Zdzisław Jankiewicz. Zebrani doszli do wniosku, że w zaistniałej sytuacji jakiekolwiek działania osłaniające WAT przez Stowarzyszenie z podpisem aktualnego Prezesa będą mało skuteczne, a nawet mogą mieć skutek odwrotny i przynieść nieobliczalne szkody. Pozostaje wykorzystać fakt, że za kilka dni odbędą się wybory i dokonać zmiany na stanowisku prezesa. Uzgodniliśmy, że zaproponujemy, by prezesem przyszłej kadencji został Leszek Jaroszewicz. Na moją propozycję, by prezesurę objął Bogusław Smulski, nie wyraził zgody zaineresowany. Stwierdził, że „…nie po drodze mu z szeregiem osób, które już znalazły się na liście członków”. Rozumiałem te zastrzeżenia.
Naiwnie wyobrażaliśmy sobie, że uda się przekonać urzędującego Prezesa do rezygnacji z kandydowania. Powinien zrozumieć zaistniałą sytuację jako nadrzędną, a to działanie jako w interesie WAT. Byłem osobiście tego zdania i namawiałem do takiego rozwiązania pozostałych. Fatalnym zadaniem rozmowy z Prezesem zostałem obarczony ja. To nie był szczęśliwy wybór, jak dziś sądzę, ale chętnych nie było wielu. Czasu też nie było dużo i należało działać szybko. Na dodatek Pan General miał w domu chorą żonę, nie mógł się spotkać i sprawę musiałem wyłożyć mu przez telefon. Przyjął ją wyjątkowo źle. Przypuszczam teraz, że posądził mnie o coś w rodzaju rewanżu. Stwierdził, że Stowarzyszeniu (wg. jego osądu w obecnych kształcie) poświęcił wiele energii, ma zobowiązania(?) wobec członków, a tak w ogóle chciał wiedzieć, kto stoi za tą propozycją. Nie przyjął do wiadomości, nie uwierzył, że jest to zdanie kilku członków, którzy wiele lat wcześniej utworzyli Stowarzyszenie i w nim działali. Nazwisk osób nie podałem, jedynie ewentualnego następcę: prof. L. Jaroszewicza.
Prezes był przekonany, że za propozycją stoi Komenda Akademii i taki werdykt byłby w stanie zaakceptować. To dziwne, że niektórzy „dostojnicy” nie mogą sobie wyobrazić, że ludzie mogą myśleć i samodzielnie działać. W każdym razie nie widział w gronie tak myślących mnie. Zapowiedział, że chce pozostać jeszcze prezesem przez trzy miesiące, a potem zrezygnuje, i że w tej sprawie porozumie się z prof. Jaroszewiczem. Rzeczywiście taka umowa pomiędzy panami Leszkiem i Stanisławem, o ile wiem, została zawarta, zaś ze mną postanowił rozprawić się bardziej surowo. Ze znajomym prorektorem i jednocześnie członkiem zarządu, oraz kanclerzem WAT sprawdził, że propozycja, by ustąpił z funkcji prezesa nie wyszła z Komendy WAT. Na spotkaniu w Komendzie oskarżył mnie, że taką wersję mu podałem. Zapowiedział, że zadbał o to i nie mamy szans pozbawić go prezesury. Członkostwa honorowego jednostronnie (była w tej sprawie uchwała zarządu) pozbawił mnie, a w krótce spowodował, że mający zastąpić go w Zarządzie prof. L. Jaroszewicz zrezygnował z członkostwa w stowarzyszeniu.
Pytanie, a cóż na to piszący te słowa? Ja nie zamierzałem nigdy walczyć z Prezesem. Gdybym chciał być prezesem stowarzyszenia mógłbym zostać wcześniej. Nie należę do ludzi walczących o zaszczyty (takowych nie miałem zresztą zamiaru osiągać), to po pierwsze, a po drugie, nie było, o co walczyć. W 2004 roku Stowarzyszenie Przyjaciół WAT zakładali ludzie, którzy nie zamierzali brylować w towarzystwie Rektora na uroczystościach uczelnianych, ale widzieli potrzebę, a nawet konieczność, by jako społeczne gremium, móc przeciwstawić się pewnym patologiom zewnętrznym i wewnętrznym, jakie wtedy zaistniały, a których pisałem na wstępie. Obecnie to nie było to samo grono ludzi i nie te cele ich działania. Co prawda w statucie pozostał zapis o obronie interesów WAT, lecz zapisy ustawy o wyższym szkolnictwie wojskowym nie pozostawiają w tym względzie żadnych możliwości. Ponadto w stowarzyszeniu znalazło się szereg osób, których nie sposób zaliczyć do grona przyjaciół WAT. Może to azyl do przetrwania, czegoś przeczekania? Parafrazując słowa Rektora Smólskiego, mnie też w tym towarzystwie trochę nie po drodze. Szalę przeważyła informacja o przyjęciu do SP WAT gen. Adama Sowę – Komendanta WAT narzuconego przez ministra R. Sikorskiego, a faktycznie niedoszłego jej likwidatora. Prezes nie widział w tym kroku nic złego, nic niewłaściwego i uzasadnił go faktem przyjęcie gen. A. Sowy do pracy w WAT. To, że powinien raczej odradzać Komendzie przyjmowanie do pracy w WAT gen. A. Sowy, nie przyszło mu do głowy. Do pracy w WAT w tym czasie przyjętych zostało znacznie więcej osób (wcześniej prominentnych) niezbyt związanych z uczelnią. Miało się wrażenie, że duże kłopoty miałby ktoś, kto chciałby uzasadnić przydatność ich zatrudnienia.
To wszystko robiło wrażenie, że mamy do czynienia raczej z towarzystwem wzajemnej adoracji, a nie z poważną instytucją – wyższą uczelnią. Pod wpływem chwili przesłałem na adres Stowarzyszenia pismo (77.) rezygnujące z przynależności do stowarzyszenia. Zgodnie z moim życzeniem wystąpienie ze Stowarzyszenia nastąpiło w dniu przyjęcia do niego gen. A. Sowy tj. 12.01.2016. (78.). Podobnie postąpiło jeszcze kilka osób. Na liście członków z tego okresu zabrakło, o ile wiem, ludzi stanowiących zasadniczą grupę założycieli Stowarzyszenia i działaczy w obronie WAT: Zbigniewa Bieleckiego, Alfredy Graczyk, Zdzisława Jankiewicza, Leszka Jaroszewicza, Zygmunta Łuczyńskiego, Antoniego Rogalskiego i Bogusława Smólskiego. Prezes przestał pełnić stanowisko prezesa w grudniu 2016. Udowodnił jednak wcześniej, że jest wyjątkowo sprawny w rozgrywkach personalnych i (nie ważne, jakim kosztem) w obronie swego „ego”. Niewątpliwie wymierne koszty poniosła także Akademia, Uczelnia, której członkowie stowarzyszenia mienili się przyjaciółmi, a którego prezesem mienił się on.
6. Podsumowania – słów kilka
Początkowa wersja tego opisu nazwanego tu rozdziałem 11., a wtedy „Zarysem historii Stowarzyszenia Przyjaciół Wojskowej Akademii Technicznej” powstała częściowo z okazji 10. rocznicy jego powołania i działalności w przededniu walnego zebrania wyborczego w 2015 r. Taka była moja umowa z prezesem, że napiszę szkic dotyczący historii Stowarzyszenia i jej dotrzymałem.
Po odejściu ze stowarzyszenia długo zastanawiałem się, czy i jak zachować zdarzenia jakie wtedy zaszły i mego w nich udziału. Przeważyło zamiłowanie do porządkowania spraw życiowych i przyznaję także zdanie niektórych z przyjaciół. Należy się zgodzić, że nie tylko ja, ale kilku innych pracowników WAT wiązało ze Stowarzyszeniem duże nadzieje; poświęcili mu wiele czasu i energii. Zapewne wiara, że można ochronić naszą uczelnię przed ręcznym sterowaniem przez urzędników Ministerstwa ON była naiwna. Dziś widać to jeszcze wyraźniej niż wcześniej. Nie braliśmy pod uwagę, że każdemu z rektorów WAT szalenie zależało, aby niezależnie od bycia rektorem móc zdobyć pierwszą lub kolejną gwiazdkę do generalskiego wężyka. Można ją było zdobyć jedynie jako Komendant WAT. Nie można było jej jednak zdobyć w kontrze do urzędników ministerstwa.
Z drugiej strony istnieje także wyraźnie zainteresowanie pracowników MON uczelniami wojskowymi. Zainteresowanie te są wielorakie. Oficerowie ci muszą – powinni się dokształcać; dobrze, gdyby nawet zdobywali stopnie naukowe. Bardziej dotyczyło to Akademii Sztaby Generalnego, ale zdarzało się także w WAT. Wcześniej bywało, że niewygodnych w danej chwili generałów przechowywano do emerytury na etatach dowódczych (zastępców komendanta do spraw liniowych – czytaj wojskowych itp.) w uczelniach. Na dodatek wszyscy byli ustosunkowani. Były więc wzajemne, wspólne interesy. Dotyczyło to również naszej Akademii. Mieliśmy takich kilku wcześniej, a ostatnio (2016 – 2017) niektórzy twierdzili, że liczba ich przekroczyła 20. Wśród nich znalazł się także powracający z Brukseli niedoszły likwidator Akademii gen. A. Sowa. Niespodziewanie stał się specjalistą od zagadnień kosmicznych. Mógł oczywiście zostać specjalistą od dowolnie innych zagadnień. Nadawał się, czego dał wcześniej dowody. Zagadnienia kosmiczne znalazły się w kręgu zainteresowań WAT- w Instytucie Optoelektroniki uruchomiona zastała taka specjalność i nawiązana współpraca z Centrum Badań Kosmicznych; pretekst więc był i specjalista się znalazł.
Na zakończenie historii istnienia i działania SP WAT chciałbym przytoczyć pewien epizod przypuszczam dość charakterystyczny w dziejach naszej ojczyzny. Było to wkrótce po zwycięskich wyborach przez PIS i objęciu przez A. Macierewicza teki ministra ON. Na nowo zaczęto traktować walki oddziałów AK już po wejściu wojsk Związku Radzieckiego na tereny naszego kraju. Dotąd byli traktowani jako zbrodniarze mordujący np. działaczy partyjnych parcelujących obszarnicze majątki i chłopów co dostawali z parcelacji ziemię. Mordowali także niewinnych Białorusinów, Ukraińców i Żydów na terenach włączanych do Związku Radzieckiego. Zapewne była jakaś akcja (już nie pamiętam jaka), ale oceniłem, że mogłoby w niej wziąć udział nasze Stowarzyszenia. Niewątpliwie chodziło nam o przychylne traktowanie Akademii przez nową władzę w MON, ale nie tylko.
Chyba razem z Leszkiem Jaroszewiczem próbowaliśmy namówić do przyłączenia się do nas jednego z ważniejszych współpracujących wcześniej z nami profesorów. Bezskutecznie. Nie był on przekonany, czy doniesienia o nagannym zachowaniu żołnierzy niezłomnych (wyklętych), o których donosiła wcześniej prasa nie były prawdziwe. To była jedyna jeszcze praca jaką gotów byłem podjąć w ramach naszego stowarzyszenia. Piszę o tym nie bez powodu. Stosunek do żołnierzy nazywanych przez jednych wyklętymi przez innych niezłomnymi rozgorzał na dobre i trwał długo. Zapominamy, że to była wojna, a biorący w niej udział nie byli aniołami. Pozostawali w lesie, bo czasami nie dawano im innej szansy. Organizowano na nich nagonkę, donosy i zdradę. Walczyli w zasadzie o życie. Powinniśmy pozostawić ocenę ich zachowań historykom, chociaż oceny te będą zapewne różne w zależności od poglądów oceniających. Z tym należy się liczyć. W naszym kraju niestety włączone to zostało do codziennej agitacji, dzielenia społeczeństwa. Skąd o tym wiem? W marcu 2018 w mojej WAT -u skrzynce mailowej znalazłem list od p. Sandry Zawadzkiej z następującym anonsem:
Szanowni Państwo,
w najnowszym numerze tygodnika „Przegląd” ukazał się artykuł „Zbrodnie bohaterów IPN”, który może Państwa zainteresować.
„Pracownicy IPN nie tylko przemilczają niewygodne fakty, ale wręcz posuwają się do przeinaczeń, wbrew wynikom własnych śledztw i badań historycznych.”
„W 1946 r. odnotowano prawie 4,2 tys. napadów o charakterze politycznym, w którym zginęło 2346 osób.”
„Prokurator IPN: zabójstwa furmanów i pacyfikacji wsi w styczniu i lutym 1946 r. nie można utożsamiać z walką o niepodległy byt państwa.”
Zachęcam do lektury artykułu i rozpowszechnienia jego treści.
https://www.tygodnikprzeglad.pl/zbrodnie-bohaterow-ipn/
Pozdrawiam, Sandra Zawadzka
Przejrzałem przysłany mi numer „Przeglądu” i zawarty tam artykuł: „Zbrodnie bohaterów IPN”. Ohyda. Zgodnie z jego autorem to nie byli żołnierze, a zwyrodnialcy żądni krwi niewinnych kobiet i dzieci, a zabijali jeszcze wyłącznie prawosławnych. Na dodatek miałem to rozpowszechniać. To była prymitywna propaganda ukierunkowana dodatkowo w IPN. Dlaczego otrzymałem to na adres pracy – WAT i moje nazwisko? To musiało być odpowiednio organizowane. Nie mogłem nie odpowiedzieć. Napisałem do P. Sandry dość długi list (79.), w którym prosiłem o pomijanie mnie w dalszych ich akcjach propagandowych i wyjaśniłem, dlaczego. Na zakończenie napisałem:
Powracając do „wyklętych”, a może „niezłomnych”, to po tylu latach może należy dać im już spokój. Zabraliśmy im wolność, wiarę w sprawiedliwość, przeważnie młode życie, cześć i coś jeszcze bardzo niezwykle ważnego – miejsce pochówku, mogiłę. Tam, gdzie najbliżsi mogą postawić znicz i pomodlić się za ich dusze. Proszę pomyśleć czy można kogoś skrzywdzić bardziej? Pani gazeta próbuje to robić. Chciałoby się rzec: zamilczcie.
Jednocześnie zwróciłem baczniejszą uwagę na licznie otrzymywane teksty z różnych organizacji. Nie tylko w pracy, ale także na komputer domowy. Stwierdziłem, że otrzymuję bardzo liczną korespondencję z „Onetu” o podobnych treściach. Wyrzucałem ją wcześniej przeważnie nie czytając. Teraz uparłem się. Każdorazowo, wielokrotnie żądałem zaprzestania przysyłania tych informacji, aż w końcu podziałało. Przestali, a ja mam spokój. „Onet” jednak pozostał. Truje innych.
[1] Stowarzyszeniem Przyjaciół WAT
[2] Do zawartych tam treści jeszcze powrócimy.
[3] CUP WAT powołane zostało Zarządzeniem Komendanta Akademii gen. dyw. A. Ameljańczyka nr 23 z 12.02.1996 r. jako jednostka nieetatowa. Zakres działalności CUP WAT nigdy nie został precyzyjnie określony. Szefem CUP WAT był m.in. Andrzej Kucharski. Na mocy rozkazu dziennego z 18.11.1996 r. nadano mu szerokie upoważnienia w zakresie podpisywania umów wewnętrznych i zewnętrznych. CUP WAT istniało do 31.12.1999 r. W jego miejsce powołano wtedy spółkę CUP WAT S.A.
[4] Fundacja „Pro Civili” została założona 5 lipca 1994 r. Miała zajmować się ochroną funkcjonariuszy służb państwowych, a także niesieniem pomocy osobom, które poniosły szkodę broniąc bezpieczeństwa i porządku prawnego RP. W Radzie Fundacji oprócz innych osób był z WAT gen. Stanisław Świtalski.
[5] Kwotę przeszło 36 milionów złotych daje już leasing jachtu przez pięć lat.
[6] 12 grudnia 2005 Norbert Andrzejewski, ze względu na stan zdrowia (pogarszający się wzrok) zrezygnował z funkcji skarbnika. Funkcję skarbnika przejął Zygmunt Ognik.
[7] Podano tam błędną datę konferencji w Ryni. W rzeczywistości odbyła się ona w 1975 r.
[8] O opracowanie opinii do prof. H. Izdebskiego jak sądzę zwrócili się prorektorzy WAT.
[9] To dziwnie z takim wyprzedzeniem kogoś mianować do objęcia jakiegoś stanowiska. Może w EU obowiązują takie zasady. Ogłoszenie takie pojawiło się.
[10] W lipcu wykonano jego ksero, sam dokument jest zapewne wcześniejszy.