| by Zdzisław Jankiewicz | No comments

Biznes

Był rok jak sadzę 1960 lub 1961. Nowym szefem Katedry Podstaw Radiotechniki, w której pracowałem został Zbigniew Puzewicz. Mój bezpośredni przełożony, kierownik Zakładu Miernictwa Radiotechnicznego i jednocześnie Szef Katedry płk Henryk Sacharewicz przeszedł właśnie na emeryturę. Plotka głosiła, że emerytura Sacharewicza była wymuszona. Chodziło o zwolnienie miejsca szefa katedry dla Zbyszka. Piszę „Zbyszka”, gdyż należał do pracowników młodszego pokolenia. Znaliśmy się i kolegowali, przynajmniej mnie się tak wydawało. Zbyszek ukończył studia inżynierskie na Politechnice Gdańskiej i skierowany został, jak wielu, do pracy w WAT. Był w sąsiedniej Katedrze Fal Ultrakrótkich, później przemianowaną na Urządzeń Mikrofalowych. Tam ukończył studia magisterskie i w 1960 obronił pracę doktorską. Miał szczęście. Szefem tej katedry był cywil, prof. Krystyn Bochenek, jednocześnie pracownik Instytutu Podstawowych Problemów Techniki w Warszawie, znany i ceniony specjalista z zakresu teorii pola elektromagnetycznego. Z tej tematyki, pod jego kierownictwem Zbyszek zdobył doktorat. To otworzyło mu drogę do zawodowego awansu; został szefem naszej katedry. 

Dr Puzewicz pojawił się w naszej katedrze ze swoją tematyką dotyczącą mikrofalowych  wzmacniaczy kwantowych tzw. MASERÓW. Chwalił się, że jest to najbardziej współczesny kierunek  rozwoju techniki fal ultrakrótkich, i że on dla tego kierunku załatwił dodatkowe finansowanie z MON (Ministerstwa Obrony Narodowej). Rzeczywiście Zbigniew Puzewicz i Kazimierz Dzięciołowski (późniejszy szef Katedry Urządzeń Mikrofalowych) często odwiedzali swego kolegę ze studiów w Gdańsku, który w Szefostwie Badań i Rozwoju Techniki Wojskowej MON zajmował wysokie stanowiska nawet zastępcy szefa. 

Pierwszy MASER, jak później zdołałem się dowiedzieć, został zbudowany w Stanach Zjednoczonych w 1954 r. przez Charlesa Townesa. Była to pierwsza realizacje (w pasmie mikrofal) pomysłu A. Einsteina z 1917 r. dotycząca budowy nowego typu wzmacniaczy fal elektromagnetycznych nazywanego wzmacniaczem kwantowym. Przypuszczam, że podobnie jak większością nowych uruchomień, maserem interesował się nasz wywiad, który czynił to równolegle i w porozumieniu z wywiadem Związku Radzieckiego. Polecam w tym zakresie stosowną lekturę: Wiktor Suworow: „Szpieg czyli podstawy szpiegowskiego fachu” Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o. Poznań 2017, a w szczególności Rozdział 23. „GRU i przemysł zbrojeniowy”. Znacznie później utwierdził mnie w tym mniemaniu również prof. W. Woliński, gdyż z tego samego Szefostwa MON, otrzymali oni  w 1963 r zlecenie opracowania referatu na temat laserów gazowych i otrzymali od nich stosowne materiały. 

            To wszystko moje późniejsze domysły. Wtedy zajmowałem się metrologią elektroniczną, wykładałem taki przedmiot studentom WAT, przygotowywałem z tego zakresu książkę do druku, i starałem się jak najwięcej dowiedzieć o miernictwie mikrofalowym, którym się bardzo interesowałem. Wiedziałem, że nowy szef katedry ma dodatkowe pieniądze na badania maserowe, nie ma co ukrywać, zazdrościliśmy mu, ale tematyką którą realizował, początkowo nie zajmowałem się.

Pamiętam, że pewnego razu zostałem zaproszony przez Zbyszka do siebie, gdzie konferował z Mieczysławem Piotrowskim (wtedy lubili się) i razem zaproponowali mi wyjazd do Krakowa, po odbiór pociętych kryształów rubinu i zorientowanie się w możliwości zakupu profilowanego przewodu do nawinięcia cewek elektromagnesu do badań rezonansu paramagnetycznego, i do ewentualnej budowy przyszłego masera. Miała to być taka jednorazowa pomoc, związana z terminem oddania jakiegoś etapu pracy. Mietek zachęcał mnie mówiąc, że na pewno dam sobie radę, a Zbyszek udzielił mi pełnomocnictwa, bym w rozsądnych granicach mógł dysponować, w razie potrzeby, środkami finansowymi. Trudno było odmówić. Nie muszę  dodawać, że wyjazd był opłacony  z pracy zleconej przez Szefostwo Badań i Rozwoju Techniki Wojskowej MON. 

            W Krakowie przyszło mi pobyć nieco dłużej. Pozostawione wcześniej rubiny nie były jeszcze pocięte, a ja przywiozłem nowe. Stosowana w IOS (Instytucie Obróbki Skrawaniem) w Krakowie ultradźwiękowa metoda cięcia kryształów była uciążliwa  i powolna. Tu muszę zrobić małą dygresję. W czasie studiów i odbytych praktykach nie spotkałem się nigdzie ani z metodami wytwarzania kryształów ani ich cięciem ani z innymi metodami obróbki: szlifowaniem i polerowaniem. Pewnie powinienem, gdyż do stabilizacji częstotliwości generatorów elektronicznych stosowane były płytki z kwarcu. Wiedziałem o tym, ale jak się te kwarce wytwarza i wykonuje nie miałem pojęcia. Za to uczono mnie jak jest zbudowana maszyna parowa, chociaż nigdy ta wiedza nie była mi do niczego potrzebna. 

Wróćmy do podróży do Krakowa i rubinów. Rubin jest kryształem anizotropowym. Ma wyróżnioną oś symetrii. Kierunek osi i jej położenie w krysztale było wcześniej wykryte i zaznaczone. Zadaniem IOS było takie wycięcie kostki z dostarczonego kryształu, by położenia osi względem jedne ze ścianek rezonatora, do którego kostka miała być włożona, było z góry określone. Mam nadzieję, że udało mi się wyjaśnić po co do Krakowa pojechałem.

            Metoda ultradźwiękowa cięcia kryształów nie była metodą klasyczną i najczęściej stosowaną. Taką po prostu  stosowano w tym instytucie i dlatego mógł on przyjąć i zrealizować nasze zamówienia. Wspomnieć należy przy okazji, że była to metoda bardzo droga, a powierzchnie po cięciu dość nierówne. Wymagały dalszej zgrubnej obróbki szlifierskiej, a następnie jeszcze polerowania. Chodziło o to, by wkładane do rezonatora kryształy były możliwie czyste. W zagłębieniach mogły gromadzić się zanieczyszczenia, a wszelkie zanieczyszczenia wnosiły do rezonatora straty, pogarszające działanie urządzeń w tym parametry przyszłego masera. Niestety Instytut mógł tylko rubiny pociąć. Pozostałych prac już się nie podejmował. Tego już we wspomnianym instytucie nie wykonywano.

Miła pani, która doglądała urządzenia tnącego kryształy zlitowała się nade mną i pokazując mi pierścionek z dużych rozmiarów oczkiem, dała adres, gdzie został odnowiony. Oni tam polerują różne kryształy. Jak pan widzi, rubin w moim pierścionku odnowili wspaniale. Pierścionek jest stary i rubin był zmatowiony. Teraz wygląda pięknie. Postanowiłem to sprawdzić. 

Wdrapałem się na piętro kamienicy przy ul. Szewskiej i zostałem przyjęty wyjątkowo nieufnie (byłem w mundurze) przez starszego Pana, jak sią okazało właściciela warsztatu, gdzie odnawiano kamienie szlachetne. Na ścianach pokoju, do którego wszedłem wisiały fotografie właściciela dzierżącego w rękach wędkę i ryby pokaźnych rozmiarów. Jako wędkarz z zamiłowania, wyraziłem podziw i pogratulowałem tak znakomitych wyników.

Ociepliło to nieco atmosferę, i jak to bywa wśród zapaleńców, rozwiązało język gospodarza. Dowiedziałem się, że wyjeżdża w określonej porze roku nad pomorskie rzeki by łowić certy. To właśnie te okazy figurują na zdjęciach. Słysząc to, zrezygnowałem z pochwalenia się, iż też czasem wyjeżdżam na Mazury, by połowić okonki i przystąpiłem do wyjaśnienia co mnie do niego sprowadza. Interesował się techniką. O roli rubinu we wzmacnianiu musiałem powtarzać dwukrotnie. Zostałem nawet zaprowadzony do części produkcyjnej, gdzie zobaczyłem proste, ale funkcjonalne maszyny do szlifowania, polerowania i do cięcia kryształów. W trakcie negocjacji uzyskałem cenę polerowania całej kostki kryształu w cenie niższej niż cięcie jednej ściany w Instytucie. Zadał mi przy tym dziwne pytanie, czy otrzyma oficjalne zlecenie wykonania tej usługi z Akademii i płatność będzie przez bank? Odpowiedź, że oczywiście, że nie może być inaczej, wyraźnie go satysfakcjonowała. Więcej, wyjaśnił mi, że rubin jest jednym z najtwardszych kryształów  i tarcze tnące silniej się zużywają, ale gotów jest nie tylko polerować wycięte kostki. Może je także wycinać.  Na pytanie o cenę, tylko machną ręką.

 – Dla wędkarza w zaproponowanej cenie za polerowanie wykonamy wycięcie kostki i jej wypolerowanie. A może żona ma pierścionek do odnowienia?

Przypomniałem sobie, że żona ma pierścioneczek z koralem i na pewno do odnawiania w zaprzyjaźnionym warsztacie nie nadaje się. Odparłem, że pozostajemy przy rubinach do masera.

Nie do końca świadom zasad socjalistycznej gospodarki, uznałem, że zrobiłem doskonały interes. Wycięcie i polerowanie całej kostki rubinowej w cenie cięcia jednej ścianki w Instytucie! Wróciłem do IOS, zabrałem dwa z czterech przywiezionych nowych rubinów do wycięcia i zostawiłem je do wykonania w warsztacie na Szewskiej uliczce przy Krakowskim Rynku. Uzyskałem też zgodę na złożenie zamówienia, tym razem już w państwowych zakładach, na miedziany przewód o przekroju prostokątnym i cienkiej izolacji. Będzie idealny do nawinięcia cewek elektromagnesu. Zadowolony z siebie wróciłem do Warszawy.

Zbyszek był bardzo kontenty z mojej podróży. 

– Oczywiście to bardzo dobrze, że udało ci się znaleźć ten tani warsztat tylko zadbaj by utrzymali właściwe położenie osi krystalicznej. Dowiedz się też w sztabie WAT, jak złożyć tam zamówienie. 

Zdarzało się to, co stało się problemem większości mojego życia. Miałem pomysł, i stawałem się natychmiast jego wykonawcą. A tu zaczęły się przysłowiowe „schody”. Jak mnie poinformowano, zamówienie można złożyć do prywatnego wytwórcy lub usługodawcy, ale wtedy gdy trzy zakłady państwowe odmówią wykonania danej pracy. Sprawdziłem, jak to działa. Zakłady, które odwiedziłem mimo, że usługi nie były w stanie wykonać, odmówić przyjęcia zamówienia na piśmie nie chciały. Gdyby Akademia sfinansowała odpowiednią inwestycję, każdy z tych zakładów gotów był zamówienie zrealizować. Sprawa stała się poważna. Z Krakowa dostałem telefon, że nie czekając na formalne zamówienie, kryształy zostały już pocięte. Czułem, że przyjdzie mi płacić z własnej kieszeni, która nie była zbyt zasobna. Uratowała mnie Pani Róża z działu  zamówień WAT, która dała się zaprosić na kawę i wiedziała jak z tej bez wyjścia sytuacji, wyjść. 

Powiedziałem Zbyszkowi, że widziałem urządzenia do cięcia i szlifowania kryształów. Były niezwykle proste. Nie wymagały dużo miejsca. Prace te mogły być wykonywane u nas w Akademii, gdyby mieć odpowiedniego pracownika. Później taki warsztat,  i inne zostały w katedrze uruchomione. Tak niepostrzeżenie dałem się wciągnąć nie tylko w sprawy organizacji, ale także głębiej w zagadnienia merytoryczne dotyczących budowy maserów, a następnie w 1963 laserów rubinowych. 

Zwykły, jednorazowy wyjazd do Krakowa, chcąc nie chcąc, zaangażował mnie do długotrwałego zajmowania się tematyką wykonania kostek rubinowych do badań maserowych, nadzorowania budowy elektromagnesu (znalazłem przecież profilowy przewód do nawijania cewek). Na dodatek  poznałem Janusza Czaplickiego z Fakultetu Lotniczego WAT, Czesława Janusza ze Skawiny oraz innych entuzjastów przyłączających się do tych prac. Przybywało współpracowników, przybywało zagadnień do rozwiązania. Wkrótce w porozumieniu ze Zbyszkiem, wybraliśmy dla mnie temat pracy doktorskiej. Był nim maser rubinowy pobudzany promieniowaniem rubinowego lasera. W pewnym sensie był to wymarzony dla mnie temat. Przecież zajmowałem się tymi obydwoma zagadnieniami.  Z drugiej strony, właśnie pojawiały się z tego zakresu najnowsze publikacje. Był to więc tzw. „gorący temat”. 

W ten sposób wzmacniacze kwantowe – masery i lasery stały się moją drugą specjalizacją (pierwszą była metrologia elektroniczna) i zarazem życiową pasją. Nie żałuję tego i nigdy nie żałowałem. Uważam, że w pewnym sensie wyciągnąłem szczęśliwy los na „życiowej loterii”. Praca w tym zakresie przyniosła mi bowiem wiele satysfakcji. Rozczarowań też, ale te mniej się liczą. 

Wybierając biznes jako tytuł tego opowiadania, nie wiem co bardziej miałem na myśli. Czy tanie zlecenie ciecia rubinów w warsztacie prywatnym, chociaż niefortunne bo trudno mi było za nie zapłacić, czy to, że dokonałem w ten sposób wyboru życiowej specjalizacji? W jej ramach udało się mnie, chłopakowi z zapadłej wsi, zdobyć tytuł profesora i wypełnić w ten sposób sens życia. Skłaniam się ku interpretacji drugiej.