Szkopy
Tytułem tym nie chcę nikogo obrażać. Nadaję go temu OKRUCHOWI przez pamięć moich rodziców i sąsiadów, mieszkańców mojej wsi, gdzie się urodziłem, przebywałem w czasie okupacji, często powracam w myślach, a także fizycznie. Otóż tam w czasie okupacji i później nikt inaczej Niemców nie nazywał. Zawsze mówił: „Szkopy”. W ich pojęciu (moim także) była to nazwa pogardliwa, nieprzyjazna. Powstała i ugruntowała się oczywiście w czasie, okupacji. Nie ma wątpliwości, że zapracowali na nią sami Niemcy. W różnych miejscach naszego kraju zasłużenie na nazwę Szwabów miało inną historię. Ja mogę najbardziej autorytatywnie wypowiedzieć się odnosząc się do mojej miejscowości i do tam istniejących warunków. To mała wieś. Liczyła ok. 50 gospodarstw rozrzuconych w terenie. Nie skupionych wzdłuż drogi. Taka zabudowa mniej stwarzała możliwości konfliktów sąsiedzkich. Nawet jeżeli tak jak w pobliskich naszej wsiach mieszkańcy należeli do różnych narodowości. Oprócz Polaków zdarzali się Niemcy i sporadycznie Ukraińcy. W większości gospodarstwa niemieckie były większe i bardziej zadbane. Biedota była lokalna, miejscowa. Niemcy stanowili element napływowy. To powód, jeden z powodów tego zróżnicowania. Można doszukiwać się innych, ale nie będziemy. Nie były to jednak różnice znaczące, rzucające się w oczy i mogące generować konflikty. Piszę o tym, by wskazać, że przed wojną w zasadzie różnice narodowościowe nie były widoczne. Raczej zauważano różnice religijne. Te były zauważalne głównie dopiero po śmierci. Różne były cmentarze. Już o tym pisałem, że w Grodzeniu, wiosce mego urodzenia był cmentarz ewangelicki i na nim byli chowani okoliczni Niemcy. Piszę o tym by wskazać, że różnice narodowościowe pojawiły się dopiero po wybuchu wojny, a właściwie w okresie niemieckiej okupacji tych terenów. Okazało się, że posądzenie niemieckiego państwa o organizowanie tzw. „piątej kolumny” nie było wynikiem przewrażliwionej propagandy, a miało znamiona prawdy. Większość mieszkających na tych terenach Niemców natychmiast po wejściu wojsk okupacyjnych zaczęli nosić mundury. Często były to czarne mundury funkcjonariuszy SS. To nie wszystko. Z współmieszkańców, sąsiadów przekształcili się „władców”, „panów”. Zaczęli żądać dla siebie usłużności, uległości i specjalnego traktowania. Nie do wiary, ale jako dziecko zapamiętałem, że Polacy powinni, właściwie musieli na drodze ustępować Niemcom miejsce i zdejmując nakrycie głowy pozdrawiać sakramentalnym „moin”. Nie wyobrażalnym był częsty zwyczaj bicia Polaków. W tym celu niektórzy z nich nosili specjalne pejcze, jakie używają jeźdźcy na koniach. Wtedy nazywano je „pydami” i tak nazywał je mój brat w swoim pamiętniku. To wszystko miało miejsce pomiędzy ludźmi, którzy się od dawna znali, byli sąsiadami. Nie była to okupacja, a nieludzkie upodlanie. Wiem, że trudno w to uwierzyć. Dziś, gdy o tym mówię wielu patrzy na mnie z niedowierzeniem. Przecież, aby wszyscy to niemożliwe. W rzeczy samej poznałem takiego, który zmanierować się nie dał. Pisałem o tym. Wyjątek jak wiadomo potwierdza regułę. Regułą było przyzwolenie na skrajnie wrogie zachowania i takowe znajdowało licznych wykonawców.
Znajdowało to przede wszystkim wyraz w grabieży mienia. Słyszałem ostatnio, że Kanclerz Niemiec powiedział, iż zgodnie z prawem Polsce nie należą od Niemiec reparacje za straty wojenne. On śmie mówić o prawie? Takiego bezprawia jakiego dopuszczali się w czasie wojny trudno sobie wyobrazić. Byłem świadkiem pozbawienia nas naszej ziemi i całego gospodarstwa rolnego bez wyroku, bez jakiegokolwiek procesu sądowego. Alfred Wydzke, gestapowiec będący postrachem całej okolicy, powiedział:
– no Jankus teraz przyszła kolej na ciebie
i to był wyrok. To było prawo, zgodnie z którym traciliśmy naszą ojcowiznę, nasze miejsce pracy i miejsce do życia. Alfred Wydzke został upoważniony do stosowania tak rozumianego prawa. Przepraszam, powtarzam się, gdyż już wcześniej o tym pisałem. Dodam jednak jeszcze, że z tak rozumianym prawem jako dziecko, zostałem pozbawiony chodzenia do szkoły, możliwości uczenia się. Zgodnie z tym prawem miałem zostać analfabetą i robotnikiem rolnym u bauera niemieckiego. Takie uzurpowało sobie państwo niemieckie prawo przekazane do stosowania ludziom podobnym do Alfreda Wydzke. Mogę niby wystąpić o odszkodowanie, o zadość uczynienie doznanym krzywdom. Nie chcę. Nie dlatego, że tych strat nie poniosłem. Poniosłem. Po prostu tych strat nie można mi wyrównać. Są rzeczy, których wyrównać nie sposób. Do nich należą stracone bez nauki lata dziecka.
Dziś jako już stary człowiek chociaż nie jestem wyjątkowo zamożny ewentualnymi pieniędzmi niemieckimi gardzę. Co innego pieniądze, odszkodowanie dla moich współbraci, mego kraju. Te nam się bezwzględnie należą. Szkopy nasz kraj niszczyli planowo i celowo. Warszawa zniszczona została w znaczącej części nie w trakcie walk, a później już po ich ustaniu. Ludność została wysiedlona. Miasto, dom po domu był podpalany, zaminowywany i niszczony przez jego wysadzenie. W taki sposób zniszczony został zabytkowy Pałac Saski. Nie tylko on jeden. Zabytkowe stare miasto i całe śródmieście. Przyjechałem do Warszawy w 1951 roku. To co wtedy zobaczyłem było morzem ruin.
Często słyszę o wysokiej kulturze naszych zachodnich sąsiadów. Przekonywał mnie kiedyś mój syn o ich delikatności. Podobno nie rozmawiali po niemiecku w obecności Polaków, by ich nie razić. Jako naoczny świadek tych czasów nie potwierdzam tych opinii. Co więcej nie wierzę w zmianę ich przekonań z powodu przegranych dwóch wojen i zdobytych w ich wyniku doświadczeń. Oni w dalszym ciągu chcą przewodzić światu, a nas serdecznie nienawidzą. Zmienia się jedynie taktyka. Nie udało się ze mnie uczynić parobka, ale można to próbować zrobić z moimi i waszymi następcami. Dlatego proszę was bardzo. Nie zapominajcie o Polsce. Pilnujcie naszej Polskiej Państwowości.