| by Zdzisław Jankiewicz | No comments

Rzeczpospolita

(Próba rozmowy z moim synem z wnukami)

Ostatnie wydarzenia polityczne w naszym kraju, dyskusje w sejmie, w telewizji i radiu skłaniają mnie do tego, bym uporządkował i uszeregował sobie niektóre związane z tym pojęcia. Wiem, że być może będę przypominał rzeczy banalne i powszechnie znane. Przepraszam za to, ale inaczej obawiam się, że sam nie zdołam zrozumieć zachodzących zdarzeń i co gorsze odróżnić tego co dla mnie jest ważne od gry politycznej i poglądów sprzecznych z moimi. Czas upływa, a ja nie jestem w stanie uporać się z tym tematem. Powracam do niego wielokrotnie, bez istotnego postępu w jego realizacji. Jednak muszę. Słania mnie do tego także rodzinna sytuacja. To pewnie za dużo powiedziane, ale nie tylko w innych rodzinach poglądy polityczne polaryzują lub wręcz skłócają ich członków, w mojej także. Ten artykuł jest jakby moim głosem w dyskusji na temat współczesnego kształtu naszego kraju. Jest skierowany do wszystkich, jednak szczególnie do kogoś znacznie bliższego, kogo nazywał będę dyskutantem.

1. Nieco historii – tej starej

Zacznę od wspomnień. Tak ułożyły się moje losy, że z polską kulturą w tym przypadku malarstwem zapoznawałem się dość chaotycznie i stosunkowo późno. Chyba już jako student Wojskowej Akademii Technicznej przy jakiejś okazji zobaczyłem obraz Jana Matejki nazwany „Rejtan” lub „Upadek Polski”. By wyjaśnić o co mi chodzi, ten obraz tu załączę. 

Tak przedstawia Jan Matejko protest Tadeusza Rejtana, który w 1773 r. piastował przedstawicielstwo w ramach poselstwa z województwa nowogródzkiego Wielkiego Księstwa Litewskiego na warszawski Sejm Rozbiorowy. 

Obraz zrobił na mnie kolosalne wrażenie. Zadziwia przede wszystkim wielka odwago tego człowieka. Sam jeden, prosty szlachcic, przeciwstawia się grupie znamienitych, aczkolwiek być może sprzedajnych, wielmożów wołając (jak dziś byśmy powiedzieli) „po moim trupie”. Na nic się zdały jednak protesty Rejtana i innych podobnych jemu patriotów. Rozbiór (pierwszy) Rzeczpospolitej stał się faktem. Autor protestu był z tego powodu prześladowany, a w siedem lat później w roku 1780 popełnił samobójstwo. Mimo, o ile zdołałem dociec, brak bezpośrednich powiązań pomiędzy protestem sejmowym a jego samobójstwem, osoba Rejtana przeszła do naszej historii jako postać tragiczna. 

Nazwałem przed chwilą ówczesną Polskę – Rzeczpospolitą. Taką nazwę Polska nosiła jeszcze długo przed unią z Litwą. Różnie była nazywana: szlachecką lub pierwszą Rzeczpospolitą. Wtedy, gdy dokonywany był jej rozbiór, nazywana była Rzeczpospolitą Obojga Narodów.

Nie jest moim celem wykład z historii. Inni zrobili to już wcześniej i na pewno lepiej. Przejdę zatem do etymologii tej nazwy. 

            Łacińska nazwa res publica w dosłownym polskim przekładzie oznacza właśnie rzecz publiczną, rzecz stworzona pospołu, rzecz pospolitą. To stąd w języku polskim wzięła swój początek nazwa Rzeczpospolita, która przylgnęła do nas i w końcowym rezultacie stosowana jest wymiennie jako nazwa Polski. Obecnie powszechnie stosowany jest skrót RP, który oznacza Rzeczpospolita Polska.

Łacińska res publica dała również początek bardziej znanej, bardziej popularnej, używanej powszechnie nazwie – Republika.

Zgodnie ze współczesną definicją zarówno republika jak i rzeczpospolita oznaczają ustrój polityczny, w którym władza jest sprawowana z woli ludu, przez organy wyłonione na określony czas w wyniku demokratycznych (demos – lud) wyborów

Przyjmując powyższą definicję należy niestety uznać, że wiele krajów dziś nazwę republika używa niezgodnie z jej znaczeniem, powiedzmy na wyrost. 

Również rzeczpospolita szlachecka, dając prawa jedynie szlachcie to znaczy obejmując zaledwie niespełna dziesięć procent ludności kraju, definicji tej w pełni nie odpowiadała, chociaż w porównaniu z ustrojami panującymi w sąsiednich nam krajach, była ona zdecydowanie najbardziej bliska demokracji. Podanej powyżej definicji republiki dalece nie spełnione były w Republikach Radzieckich. Nie są także w wielu innych krajach np. w Białorusi, w której ostatnie wybory zostały sfałszowane, a nosi ona nazwę – Republika. 

My zgodnie z prawdą uznajmy, że RP – Rzeczpospolita Polska będąc w Unii Europejskiej, podobnie jak inne kraje Unię tworzące, są krajami w pełni demokratycznymi, spełniającymi w pełni podane wyżej wymogi krajów mających w swej nazwie – republika

Dla porządku przypomnijmy zarys historii istnienia Rzeczpospolitej obejmującej nasze państwo Polskie od Unii Lubelskiej do dnia dzisiejszego z przerwami pomiędzy 1795 – 1918, kiedy Polska była pod zaborami Rosji, Prus i Austrii, 1939 – 1945 II wojny światowej, gdy nasze ziemie zajmowali Niemcy i Związek Radziecki, oraz 1947 – 1989 okresu nazwanego PRL (Polska Rzeczpospolita Ludowa), gdy byliśmy oddani w sferę wpływów Związku Radzieckiego i nie możemy uznawać, że kraj nasz był w pełni niepodległy. W takim razie wymienione na załączonych mapkach okresy można uznać za czas, gdy Polska była krajem samodzielnym, niezależnym, niepodległym. Należy nadmienić, że terytorium zajmowane przez Rzeczpospolitą Obojga Narodów znacząco zmieniało się w różnych okresach, a wskazane na pierwszej mapce dotyczy obszaru największego. Niezależnie od tego jest warte odnotowania, że terytoria kolejnych RP maleją. Największe straty miały miejsce w trakcie rozbiorów, przeciw którym tak tragicznie demonstrował swój protest Rejtan.

Po „trupie Rejtana przeszli jednak przedstawiciele narodu” i podpisali pierwszy akt rozbiorowy Rzeczpospolitej. Był to początek rzeczywistej agonii Rzeczpospolitej. Poniższa mapka pokazuje jak kolejno znikała z mapy Europy Rzeczpospolita Obojga Narodów.

W 1795 r. straciła ona podmiotowość państwową, samodzielność bytu i niepodległość narodową na okres przeszło całego stulecia. 

Można się zastanawiać, a nawet dziwić, że tak się stało. Dlaczego? Mało ludzi wie, ja dziecko wychowane w PRL-owskich szkołach nie słyszałem tam o zmowie „trzech czarnych orłów”. Takowa jednak była. To inaczej nazywany traktat Loewenwolda zawarty w 1732 r. przez trzech sąsiadów Polski: Rosję, Austrię i Prusy. Doprowadził on do trzech rozbiorów ziem silnie osłabionej wtedy Rzeczpospolitej: pierwszego w 1772, drugiego w 1793 i ostatecznego, trzeciego w 1795 r. Powyżej podana mapka obrazuje kolejne fazy znikania z mapy Europy poszczególnych części ogromnego wtedy kraju zwanego Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Nie odbyło się to niestety bez udziału naszych obywateli. Wewnętrzne niepokoje, rokosze i na koniec konfederacje znane pod nazwą Barskiej i Targowickiej wręcz podały na tacy niepodległość naszego kraju jej wrogom. Nie ulega jednak wątpliwości, że pakt trzech czarnych orłów był ideą przewodnią w myśl, której przez wszystkie te lata dokonywał się upadek Rzeczpospolitej. Z czasem jeden z orłów reprezentujący Austrię odpadł. Austro-Węgry będące zlepkiem wielu narodów europejskich w wyniku I wojny światowejrozpadły się na kilka niezależnych krajów i przestały mieć jej imperialne zapędyNie można niestety tego powiedzieć o pozostałych dwóch orłach reprezentujących Prusy (teraz Rzeszę Niemiecką), a przede wszystkim Rosję. Z I wojny światowej wyszły one tak mocno osłabione, że zaistniała możliwość na nowo przywrócenia na mapy świata niepodległej Polski. W naszej historii nazwano to cudem nad Wisłą. Różnie może być interpretowany ów cud. Ja widzę go w kilku aspektach.

  • W sensie ogólnym należy jako cudowne uznać przetrwanie w narodzie polskim narodowej, niepodległościowej świadomości. Napisałem w sensie ogólnym, gdyż jako Polak temu się nie dziwię. Tyle było w naszej historii krwawych zrywów, by narzucone więzy zerwać, że pamięć ta była ciągle żywa i dziwić się temu nie należy. Nie należy zapominać przy tym roli jaką w tym dziele odegrał kościół katolicki. Gdyby u nas panującym był kościół prawosławny, sytuacja (tak sądzę) byłaby znacznie gorsza. Moi rodacy, którzy uważacie się za ateistów, a jesteście patriotami pamiętajcie o tym. Chociaż z tego powodu nie powinniśmy totalnie walczyć z kościołem.
  • Wrogie nam kraje wyszły z wojny światowej (pierwszej) na tyle osłabione i zdezorganizowane, że nie były w stanie skutecznie przeciwstawić się dążeniu narodu i   narodowych patriotów do odbudowy polskiej państwowości. Na dodatek znaleźli oni poparcie w tym dziele taką światową potęgę jak Stany Zjednoczone.
  • Gdy pojawiła się możliwość zdobycia niepodległości mieliśmy w kraju mężów stanu, którzy mimo różnic politycznych zapatrywań, a nawet niechęci osobistych byli w stanie zjednoczyć siły w jednym kierunku – wywalczenia niepodległości dla swojego kraju. Czcimy ich jako ojców naszej niepodległości, mimo wad, jakie niewątpliwie mieli lub moglibyśmy im przypisać. Wśród nich był utalentowany strateg, dowódca. To Józef Piłsudski. Duch niespokojny, więzień i zesłaniec carskiej Rosji i więzień Prus. Jednocześnie twórca legionów i organizator polskiej armii, która w latach 1920 – 1922 rozgromiła wielokrotnie silniejszą armię Rosyjską.
  • Naród po przeszło stuletnim rozdarciu pomiędzy trzech zaborców zjednoczył się, gdy ojczyzna była w potrzebie. Najbardziej było to widoczne w 1920 r., gdy wróg stał na przedpolach Warszawy. To była mobilizacja. Do walki stanęli wszyscy. Przede wszystkim młodzież. Mam nadzieję, że dziś również jesteśmy tak zjednoczeni, chociaż są fakty, które temu przeczą.

Ojcowie naszej niepodległości rozumieli, że Polska powiązana z którymkolwiek z sąsiadów jest iluzją i połączyli wysiłki w jednym celu – odbudowy niezależnej od nikogo naszej państwowości. Powtórzmy Polskiej PaństwowościPolska bez „Państwowości” jest tylko nazwą geograficzną. Zamieszkała nawet przez ludność uważającą się za Polaków, mówiącą polskim językiem nie jest Polską. Powinniśmy to dobrze rozumieć także dziś, właśnie a może nade wszystko zwłaszcza dziś. Tyle razy byliśmy w takim położeniu. Po co w takim razie to piszę. Do diabła, może uznaję, że za bardzo przywykliśmy do tego. 

Przypomnijmy, że okresy, gdy pozbawieni byliśmy własnej państwowości były dość częste niestety, a także długie. 

Największe straty terytorialne poniosła Rzeczpospolita na rzecz Rosji. Gdzieś wyczytałem, że przeszło 80% całości. Nie były to czasy spokoju. Prowadzony był intensywny proces wynaradawiania Polaków: rusyfikacji i germanizacji. Nie godziliśmy się ponadto na pozbawienie nas suwerennego bytu. W poszczególnych regionach naszego kraju nieustannie wybuchały niepokoje i zbrojne powstania. Trudno podać ich liczbę. Miały przebieg krwawy i kończyły się z reguły dla nas źle. Ludność masowo była mordowana, a wielu (w szczególności elity) były mordowane lub emigrowało z kraju w sposób dobrowolny lub przymusowo było wywożonych na Syberię. Zdarzało się to nie tylko za sprawą władzy carskiej. Największa liczba Polaków trafiła na „nieludzką ziemię” za czasów władzy radzieckiej. Mordowanie polskich elit nasiliło się w ostatniej wojnie i to po obydwu stronach okupacji, Niemieckiej i Rosyjskiej. Wszystko to nie pozostaje bez śladu na naszą współczesną egzystencję. Myślę, że obserwowane ostatnio rozdarcie naszego społeczeństwa bierze w znacznej mierze stamtąd swój początek. 

2. Dużo podróżowałem po byłym ZSRR – co z tego wynika.

            Dotychczasowy tekst napisałem dość dawno. Na pewno przeszło rok temu i sądziłem, że do tego tematu już nie powrócę. Nie widziałem sensu pisania o rzeczach oczywistych. Tak doczekał on się przełomu lat 23/24. Pomiędzy zdarzeniami, które zachodzą teraz, a przytoczonym na wstępie obrazem Matejki i moimi przemyśleniami widzę powiązania, współzależności. Wydaje mi się, że wiem co chcę, co powinienem napisać, by połączyć moje doświadczenia życiowe, liczne zdarzenia z mojego życia z tematyką tej opowieści.

Tak się zdarzyło, że moje najbardziej aktywne życie zawodowe przypadło na okres, gdy nasz kraj nie był niezależny. Był to okres nazywany PRL. Przymiotnik „Ludowa” oznaczał naszą praktycznie pełną zależność od Związku Radzieckiego. Mogło być gorzej. Mogliśmy być PRR – Polską Republiką Radziecką, ale Bóg ustrzegł. 

W 1951 rozpocząłem studia w Wojskowej Akademii Technicznej. Wojsko – WAT było środkiem – nie celem mojego tam wstąpienia. Chciałem koniecznie studiować, niekoniecznie być wojskowym – oficerem. Jednak zostałem. W 1955 w stopniu kapitana zostałem pracownikiem naukowym WAT-u. W tym czasie większość wyższych stanowisk w wojsku i oczywiście również w WAT zajmowali oficerowie armii Związku Radzieckiego. Czy to było Wojsko Polskie? Wielu z was zapewne będzie miało co do tego słusznie wątpliwości. Chcę was jednak zapewnić, że mentalnie ja szedłem do Polskiego Wojska, chciałem służyć i służyłem Polsce i Polskiej Armii. Robiłem to w warunkach w jakich przyszło mi żyć, służyć i pracować. Służyłem wojsku takiemu jakie było, ale chciałem służyć i służyłem nade wszystko krajowi, Polsce. Starałem się robić to rzetelnie i uczciwie. Tak mnie wychowywano od dziecka. Wydaje mi się, że słowa dotrzymałem. Nie mam w życiorysie zdarzeń, których bym się wstydził. To nie znaczy, że całe ówczesne wojsko było takie jak trzeba. Trójka zabójców Księdza Popiełuszki nosiła taki sam jak ja mundur polskiego oficera. Było mi wstyd z tego powodu. Uważałem, że to oni zhańbili mundur, byli jego niegodni. Były także Wojska Wewnętrzne. Jednego z nich płk. Cimoszewicza poznałem osobiście. Powiedział mi, że mieli stosowne dyrektywy i gdyby te dyrektywy obejmowały takich rudzielców jak ja, to nie studiowałbym w WAT. Był też stan wojenny, w którym wojsko odegrało niegodną rolę. Udało mi się szczęśliwie nie uczestniczyć w tym czynnie. Nie byłem np. komisarzem wojskowym.

W 1968 już jako doktor nauk technicznych otrzymałem zadanie od Komendanta WAT prof. Sylwestra Kaliskiego budowania urządzenia laserowego na najwyższym wtedy poziomie światowym do przeprowadzenia eksperymentów laserowej syntezy termojądrowej. Zostałem kierownikiem takiego zespołu. Opis tych zdarzeń znajduje się na moim blogu i nie będę tu do niego wracał. Tu chcę nawiązać do innych faktów. Kierowanie tym zespołem wiązało się z możliwością, koniecznością nawet zagranicznych podróży zarówno na wschód jak i na zachód. Musiałem zobaczyć, zorientować się co robią i jak to robią inni. Bywałem na konferencjach naukowych i nawiązywałem współpracę z zagranicznymi ośrodkami naukowymi. Na wschodzie w Moskwie, Kijowie, Mińsku. Charkowie, Lwowie, Leningradzie (Petersburgu), Wilnie. Również nieco dalej leżących stolicach: Taszkiencie, Tbilisi, Erewaniu. Na zachodzie w tradycyjnie organizowanych konferencjach naukowych w Niemczech (Monachium), Szwajcarii (Genewa, Lozanna, Montreux), Anglia (Oxford), USA (Los Angeles). W 1975 gen. Kaliski zorganizował w Polsce Konferencję, w której uczestniczyli uczeni zajmujący się tą tematyką w USA (w Lawrance Livermoore National Laboratory). To wtedy zrozumiałem, że z naszym dostępem do najnowszych technologii i posiadanymi środkami w tej tematyce nie mamy czego szukać. Z tych podróży wyniosłem wiedzę nie tylko techniczną.  Szczególnie na wschodzie dowiadywałem się co o nas myślą i jak nas traktują. Proszę przy tym wziąć pod uwagę, że wszędzie traktowany byłem po przyjacielsku. W towarzystwach, gdzie rozmawialiśmy (a na wschodzie zarazem piliśmy wódkę) mawiano, że tu „swołoczy niet” i można mówić wszystko. Czasem mówiłem może nie wszystko, ale więcej. Przede wszystkim jednak słuchałem. Picie wódki w tych towarzystwach to duża umiejętność. Nie koniecznie chodzi o ilość, ale raczej o tempo spożywania trunku. Musiało być mniejsze od tempa spalania przez organizm wypitego alkoholu. Proszę nie sądzić, że byłem alkoholikiem. Nie byłem i nie jestem. Posiadłem tą umiejętność i nic więcej. Inaczej nie wyobrażam sobie bycia w tych towarzystwach.

Przejdźmy do tych wyobrażeń. My Polacy byliśmy w Rosji traktowani jako zdecydowani nacjonaliści. Takie pojęcie jak patriota tam nie istnieje. Za to istnieje pojęcie Internacjonalista. Nie Rosjanin, kto kocha swój kraj jest nacjonalistą. Nie Rosjanin internacjonalista kocha Związek Radziecki. Wiem, że to swoista filozofia, ale do takiego wniosku wtedy doszedłem i nie byłem w tym poglądzie odosobniony. 

Zgadnijcie jaki kraj jest największym wrogiem Rosji? A jakiemu krajowi Rosja zabrała największą część jego terytorium? Oczywiście Rosja w zaborach zabrała 80% ziem Rzeczpospolitej i to Polska (spadkobierca tamtej Rzeczpospolitej) jest największym wrogiem Rosji. Polska podobno przez wieki napadała na Rosję i nastawała na jej wolność. Doszło do tego, że rosyjskie święto narodowe związane jest z datą wygnania Polaków z Moskwy. Te rewelacje powiedział mi wprost jeden z Rosjan, dr V. G. Artiuszenko (IF AN ZSRR), konstruktor światłowodów na podczerwień (10 μm). Powiedział mi to w czasie, gdy już wyemigrował do Niemiec, gdzie z moim znajomym Cezarem Wojciechowskim utworzyli firmę „Artphotonik”. Handlowali różnego typu światłowodami i innymi optoelektronicznymi wyrobami. Na moją uwagę, że zabieraliśmy Rosji wolność walcząc z nimi przeważnie nad Wisłą, nie znalazł odpowiedzi. 

            Gdyby ktokolwiek szukał rzeczywistych największych nacjonalistów to z pewnością znajdzie ich w Rosji. To kraj, który przez lata siłą przyłączał przylegle do ich granic kraje. Zajmował wtedy znakomitą część wschodniej Europy i całą północną Azję. Tylko silne i wyjątkowo różniące się od nich narody (Turcja, Chiny) przeciwstawiły im się. Różnie traktują dołączone narody, z różnym stopniem podległości, ale zawsze jednak podległości. Mogłem się temu przyjrzeć jeżdżąc do różnych miejsc ówczesnego rozległego ich kraju. 

            Najpierw Ukraina. Przyłączone skrajne wschodnie i południowe jej części w czasie słabości Rzeczpospolitej w trakcie rokoszu Chmielnickiego powiększane z czasem o kolejne jej części spowodowały, że rosyjski zabór ziem Rzeczpospolitej utworzył i powiększał Radziecką Ukrainę. To i niepodległościowe aspiracje tego kraju powodowały specyficzną politykę Rosji w stosunku do Ukrainy i Polski. 

Po pierwsze Rosja nie widzi się jako mocarstwo bez Ukrainy. Powtarzam to wielokrotnie moim rozmówcom, mimo wielu w to wątpiących. Powiedziało mi to dawno temu (za czasów ZSSR) wielu Rosjan i czyni, udowadnia, to teraz jej władca W. Putin. Rosja ma być mocarstwem nie dlatego, że zajmuje olbrzymie terytorium w Azji, ma być mocarstwem tu, w Europie. Najlepiej, gdyby wróciła do zajmowanych ziem w XIX wieku, gdy Polski na mapie świata nie było. Takie zdanie wypowiedział nie tak dawno właśnie W. Putin i przypominam, że nie wywołało to żadnej reakcji u naszego najlepszego partnera i podobno przyjaciela na zachodzie – Niemiec.

Po drugie Polska przedstawiana jest jako kraj czyhający na Ukraińskie ziemie. Ukraina zachodnia, a szczególnie Lwów, to ośrodki uważane za polskie. To samo dotyczy zachodniej Białorusi. Wielokrotnie spotkałem się z takim zdaniem. W trakcie zwiedzania Lwowa prosiłem o zawiezienie mnie na cmentarz Łyczakowski. Dla mnie to zwiedzenie miejsc związanych z historią polski kultury i polskimi historycznymi osobistościami (Konopnicka. Orzeszkowa). To dla tych nazwisk zwiedzałem ten cmentarz. Bez resentymentów terytorialnych. 

Zwiedziłem także Politechnikę Lwowską. Oprowadzał mnie starszy wiekiem profesor mówiący piękną, śpiewną polszczyzną o jej historii. Pokazał mi salę posiedzeń Senatu Uczelni z cudowną galerią 12 (może 13) obrazów Matejki przedstawiających historię rozwoju nauki. Nie wiedziałem o istnieniu takiego zestawu obrazów tego mistrza (może jego uczniów). Pytałem się kilku znajomych, oni też nie wiedzieli o istnieniu tam tak wielu obrazów tego twórcy. Nie znam się na malarstwie i nie mogę wypowiadać się o ich artystycznych walorach. Uderzyła mnie sama kompozycja: początek – stwórca, koniec – technika: mechanika, silniki parowe, elektryka. 

            W czasie jednej z podróży do Mińska, wybraliśmy się samochodem wraz ze znajomym prof. Aleksym Szkadarewiczem (IF BAN) do Wilna. Zorganizował mi tą podróż wiedząc, że w Wilnie dotychczas nie byłem. Po drodze minęliśmy drogowskaz do Nieświeża. Aleksy skomentował to słowami:

            – Patrz Zdzisław, tu mieszkali („żyli”) „Polskie Pany”

W rzeczy samej, o ile pamiętam była to chyba posiadłość Radziwiłłów. Tylko czy o nich można mówić „polskie pany”. Byli rdzennymi mieszkańcami tych ziem, tak jak mój rozmówca. Starałem się mu to wytłumaczyć. O skutek nie ręczę. 

Miałem więcej takich przypadków, kiedy stwierdzałem u nich chyba braki rozumienia tych czasów lub wręcz celowe braki wiedzy. Przyjmowałem w domu jednego z ukraińskich profesorów. Zawsze zapraszałem do domu na kolację (ku utrapieniu mojej żony) gości zagranicznych odwiedzających instytut. Miałem taki stary przedwojenny atlas geograficzny z dużą mapą Polski. Ujrzawszy ją mój gość nie mógł ukryć zdumienia: 

            – Nie możliwe, Wilno i Lwów należały do Polski?

Mój gość miał stopień naukowy Kandydata Nauk (równoważny Doktorowi), a wcześniej musiał ukończyć studia wyższe: uniwersytet lub politechnikę. Upolitycznianie wiedzy historycznej było więc tam wszechobecne. Nie mam się czemu dziwić. Ja także wiedzę z historii jaką mam zawdzięczam wielu przeczytanym książkom. A więc to powszechna polityka historyczna krajów pod władzą komunistów. 

            Kiedyś uczestniczyłem w konferencji organizowanej przez akademika Prochorowa w stolicy Gruzji Tbilisi. Jak zwykle byli tam Ukraińcy, z którymi byłem zaprzyjaźniony. To dzięki tej przyjaźni trafiłem z nimi na gruzińską biesiadę w jednej z kawiarni (może restauracji) w starej części Tbilisi. Znajdowała się ona w głęboko położonej piwnicy. Biesiada była tradycyjna, zgodna z obowiązującym w Gruzji zwyczajem. Siedzieliśmy przy długim stole, na honorowym miejscu którego urzędował tamada, organizator i prowadzący biesiadę. Piliśmy oczywiście wino. Nie było to jednak pijaństwo jakie znamy w innych nacjach. Tamada przykuwał naszą uwagę opowieścią jakie i skąd pijemy wino. Opowieści były długie i barwne. Przywoływani byli inni członkowie biesiady. Z reguły wznosili toasty. Toast oczywiście kończył się piciem wina, ale wcześniej musiał być poprzedzony stosownym wstępem. Ów wstęp, to cały urok tych biesiad. Powinien być odpowiednio długi, barwny, nieoczekiwany i kończyć się właściwą danej biesiadzie puentą. Siedziałem w pobliżu końca stołu z Wilenem Krawczenko, gdy w pewnym momencie dostałem kuksańca w bok i Wilen szepną mi: słuchaj on mówi do ciebie.

Rzeczywiście, usłyszałem o dalekim kraju, ważnym profesorze i coś tam jeszcze, a w końcu padło może niezbyt zgodnie z prawidłami polskiej wymowy moje nazwisko i zaproszenie do wzniesienia toastu. Klamka zapadła i coś należy zrobić. Muszę wznieść toast. Pewnie nie byłoby co pamiętać i wspominać z tej biesiady, gdyby nie ciąg dalszy toastu za nasze ojczyzny, te nasze małe ojczyzny, skrawki ziemi i nieba pod jakimi rodzimy się i wzrastamy. W końcu proponowałem wypić za sławną Gruzję, gdzie goszczę, za sławną Ukrainę kraj mego sąsiada przy stole, cały Związek Radziecki, no i za mój kraj, za Polskę. Nie zdążyliśmy spełnić toastu, gdy młody chłopak siedzący nieopodal (pewnie Rosjanin) uderzył ręką w stół i zawołał:

            – To ty uważasz, że Gruzja i Ukraina to takie same kraje jak Zw. Radziecki i Polska?

Powinienem być zadowolony, że uznał Polskę za równą ZSRR, jednak z tak gwałtowną reakcja ze strony Rosjanina spotkałem się po raz pierwszy. Odrzekłem:

            – Malczik, był toast, chcesz wypij, nie chcesz nie pij

po czym przy aplauzie zebranych opróżniłem moją szklaneczkę. 

To malczik, jak wyjaśnił mi później Wilen było wyrazem lekceważenia sprawcy zamieszania. To dobrze. Wkrótce spostrzegłem, że mojego dyskutanta nie ma przy stole. Zapytałem Wilena – jego ubrali – odpowiedział. To „ubrali” nie wiem jak dokładnie przetłumaczyć. W każdym razie już do końca uczty się nie pojawił. 

Jeszcze gorzej traktowani byli mieszkańcy republik azjatyckich. Byłem (nawet nie raz) na konferencjach w Uzbekistanie (Taszkient). Na jego terytorium znajdują się historyczne miasta Buchara i Samarkanda. Ta ostatnia była stolicą imperium Timura (Tamerlana). Uzbecy są dumni za swojej historii. To zrozumiałe. Lekceważąco odnosili się do nich nie tylko Rosjanie, także mieszkańcy innych republik europejskich. Taka hierarchia pogardy. Miałem tego przykłady. Włodek Nowakowski zostawił wieczorem na ławce na przystanku tramwajowym aparat fotograficzny. Zorientował się, gdy tramwaj już ruszył. Po dość cenny aparat i to służbowy w różnym czasie i różnymi środkami wrócił Włodek i jeden z Ukraińców. Nasz przyjaciel dotarł do ławki, gdy Włodek już aparat z niej zabrał. Nie przeszkodziło to mu posądzić o jego kradzież dwóch młodych uzbeckich dziewczyn, które w międzyczasie tam się przysiadły. Skończyło się oddaniem dziewczyn miejscowym milicjantom, którzy też przypadkowo tam się znaleźli. Taki splot okoliczności. Gdy wszystko wyszło na jaw, poprosiłem Wilena, by zadzwonić na milicję i uwolnić od podejrzeń te dziewczyny. Machną tylko ręką. To przecież Uzbeczki. 

            W tym czasie istniało jeszcze w Taszkiencie tzw. „stare miasto”. Później zostało podobno zniszczone w czasie trzęsienia ziemi, które nawiedziło ten region. Miałem możność zwiedzić tą część stolicy – Taszkientu. Podobno to była typowa muzułmańska zabudowa. Wzdłuż ulicy ciągnął się mur z gliny bez okien z dość szeroką co pewną odległość jedna od drugiej bramą. Taki monotonny krajobraz. Droga utwardzona gliną. Idąc wzniecamy kurz. Przed jedną z bram stała kobieta. Proszę czy może nam pokazać, co znajduje się za bramą. Weszliśmy. Plac z przylegającymi do niego ośmioma mieszkaniami po dwa na każdym boku. Jedno mieszkanie jedna rodzina. Kobieta okazała się rozmowna. Nie są miejscowi. Są Tatarami. Zostali wysiedleni z Krymu, tu przywiezieni i przymusowo osiedleni. Nie było tam wodociągu ani kanalizacji. 

            – Żywiom, kak widzisz – dodała rozkładając ręce. 

Myślę, że dobrze się stało, gdy trzęsienie ziemi zmiotło z powierzchni tą dzielnicę, tylko co stało się z tą rozmowną z nieznanym jej mężczyzną, kobietą? Jej rozmowność faktycznie mnie zdziwiła. Normalnie tak nie było. Kiedyś spytałem na bazarze siedzącego w kucki, brodatego w turbanie sprzedawcę futerałów na noże, czy może sprzedać mi komplet: nóż i futerał. Podniósł na mnie taki wyblakły wzrok i mruknął:

            – Po ruski nie ponimaju.

Zdaje się, że bratni narody wzajemnie nie pałali do siebie szczególną sympatią. Mam znacznie więcej przykładów na potwierdzenie tej tezy, ale nie po to piszę ten tekst. Byłem tam w czasie, gdy rozpadał się Związek Radziecki i widać to było jak na dłoni. Dziś Uzbekistan jest podobno niepodległym krajem, ale czy niezależnym oto jest pytanie? 

3. Trzecia Rzeczpospolita – rozmowy z moim synem i wnukami ku ich rozwadze

Związek Sowiecki rzeczywiście się rozpadł. My też z tej okazji skorzystaliśmy. Opuściły nas mieszkające na naszym terytorium wojska sprzymierzone. Odrzuciliśmy przymiotnik „Ludowa” przy Rzeczpospolitej i formalnie od 1989 r. powstała III Rzeczpospolita Polska traktowana jest jako kraj niepodległy, niezależny. Żyję w tym kraju, cieszę się z jego niezależności, ale często mam wątpliwości czy dostatecznie dobrze ją rozumiemy i strzeżemy. Podobno wolność nigdy nie jest dana na wieczność i zawsze na co dzień powinno się ją chronić, o nią dbać, zabiegać. Jak my powinniśmy to robić. Czy wystarczy uczciwie pracować i płacić podatki, jak twierdzą niektórzy? To podstawa. Nieuczciwość i oszustwa podatkowe są karalne i nie o to mi chodzi. 

            Przystąpiliśmy do najważniejszych organizacji międzynarodowych NATO i UE. Jako człowiek mający związek z wojskiem nie miałem żadnych wątpliwości przy przystępowaniu Polski do NATO. Ze względu na najbliższe sąsiedztwo, było to praktycznie konieczne, chociaż o ile pamiętam nie było to powszechnie uświadomione. Wątpliwości miałem natomiast co do naszej przynależności do UE. Zasadniczą rolę odgrywały i pewno będą jeszcze długo odgrywały w niej Niemcy, a ja dobrze pamiętałem ich zachowanie w czasie okupacji. Jakoś nie chciało mi się wierzyć w ich odmianę po przegranej wojnie. W rezultacie w referendum głosowałem za przystąpieniem do Unii. Założyłem, że są w niej Francja i Anglia i nie pozwolą na zbytnie panoszenie się Niemców. Pomyliłem się. W wyniku przeprowadzonego w 2016 r. referendum 1 lutego 2020 Wielka Brytania opuściła Unię Europejską. Stało się to podobno przy cichym wsparciu Niemiec (czytaj także Tuska). 

            Tak doszedłem do współczesności (naszych czasów) i dopisałem do tytułu „próby rozmów z moim synem i może wnukami”. Próby nie zawsze udane. Niestety nie umiem dyskutować na współczesnym poziomie. Jestem niedostatecznie szybki w mowie i argumentacji, a ponadto może nie używam dostatecznie soczystego języka. Mam chyba niewłaściwe wykształcenie. Socjologia lub prawo byłyby bardziej odpowiednie. 

4. Najważniejszą rzeczą dla RP jest jej niepodległy byt państwowy.

            Powróćmy jeszcze na chwilę do obrazu Jana Matejki. Chcę zwrócić uwagę na inny pośrednio wynikający z niego, charakterystyczny fakt. Otóż przedstawiani na tym płótnie notable pośrednio czy bezpośrednio zgodzili się na rozbiór Polski. Wszyscy jak jeden mąż twierdzili, że działają „w imieniu Rzeczpospolitej”. Czy to było możliwe? Oni tak twierdzili, to zapewne tak sądzili. Działali może „w imieniu Rzeczpospolitej” ale czy w jej interesie  to na pewno była już nieprawda. Ani w interesie Rzeczpospolitej, ani jej ludności. Brak państwowości kraju zawsze jest przeciw jego ludności, obywateli.

Działanie „w imieniu Rzeczpospolitej” pozostało w obiegu do dziś. Sędzia ogłaszający wyrok czyni to „w imieniu Rzeczpospolitej”. Ten powtarzany przez sędziów zwrot jest dla mnie dziwny, niezrozumiały. Czasami miewał opresyjny wydźwięk. Szczególnie, gdy dotyczył kary dla dwojga staruszków niosących na plecach zimą na opał wiązki gałęzi z państwowego lasu. Taki fakt kiedyś miał miejsce. Innym razem zwrot ten w ustach sędziego miał charakter groteskowy. Sędzia Tuleja zasądził dla przestępcy odbywającego karę więzienia ogromne, kilkaset tysięczne odszkodowanie, za używanie w jego celi światła, by mógł być obserwowany i nie „powiesił się”. Zdarzyło się to wcześniej dwom jego kompanom. Takich wyroków było więcej: uniewinnienia sędziów kradnących produkty w supermarketach, brak ukarania celebryty, który samochodem potrącił staruszkę, gdyż „wtargnęła zbyt szybko na pasy przejścia dla pieszych przez jezdnię” Było jeszcze kilka innych. Słyszeć, że wyroki te zapadły „w imieniu RP” jest wysoce frustrujące. Te wyroki nie mogły być wydane „w imieniu Rzeczpospolitej”, gdyż nie były one zgodne z elementarnym poczuciem sprawiedliwości, a przez to z „interesem Rzeczpospolitej”. Byłbym zdania, aby w większości przypadków zwrot: w imieniu Rzeczpospolitej” zamienić na „w interesie Rzeczpospolitej”. Może wtedy wspomniane przed chwilą wyroki sędziowskie nie przeszłyby tak łatwo przez ich usta i może byłyby inne – bardziej ludzkie, spełniające powszechne odczucie sprawiedliwości. 

Zwrot w imieniu Rzeczpospolitej” moim zdaniem przysługuje jedynie Prezydentowi RP. Prezydent „w imieniu Rzeczpospolitej przyznaje ordery, odznacza i mianuje. To nie budzi zastrzeżeń. Pozostali np. senatorowie i posłowie stanowiący prawo, premier i ministrowie sprawujący rządy, urzędnicy wszelkich szczebli zezwalający lub zabraniający poszczególnych czynności obywateli mogliby wszystko to czynić nie w imieniu…, a w interesie Rzeczpospolitej. Zgodnie z moim odczuciem, byłoby to bardziej odpowiednie. 

Zdecydowanie sędziowie powinni wykonywać swoje obowiązki interesie Rzeczpospolitej.

Wszyscy tu wymienieni, a także inni nie wymienieni przedstawiciele władz, składają ślubowania. Począwszy od prezydenta, a kończąc na szeregowych żołnierzach wszyscy przysięgają wiernie służyć Rzeczpospolitej i przestrzegać obowiązujących w niej praw. Niezależnie od zmian, jakie historycznie zachodziły w tekstach poszczególnych rot przysiąg, zawsze na poczesnym miejscu zawarte były tam słowa: suwerenność, wolność, niepodległość, ojczyzna, patriotyzm, prawo. Nie tylko to, ale cała historia nasza dowodzi, że najważniejszą dla naszego (i zapewne też każdego innego narodu) sprawą jest: niepodległy byt państwowy.

Przytoczmy dla przykładu rotę przysięgi parlamentarzysty: „Uroczyście ślubuję rzetelnie i sumiennie wykonywać obowiązki wobec Narodu, strzec suwerenności i interesów Państwa, czynić wszystko dla pomyślności Ojczyzny i dobra obywateli, przestrzegać Konstytucji i innych praw Rzeczypospolitej Polskiej”.

Ten przykład wybrałem nieprzypadkowo. Gdzie jak gdzie, ale w takich instytucjach jak Senat i Sejm wartości te, a szczególnie Niepodległość Państwa Polskiego powinny być niepodważalne i zasadnicze. Tym bardziej, że są one najważniejsze dla całego narodu, nas wszystkich. Jeżeli senatorowie i posłowie są przedstawicielami narodu, wartościom najważniejszym dla niego (narodu) nie można, nie wolno się sprzeniewierzać.

Nie może przysłonić nam tej wartości żaden inny przywilej dotyczący klasy (warstwy) społecznej, kasty zawodowej, partii, koterii czy innych, podobnych im tworów. 

Stwierdzenie, że najważniejszą, największą wartością powinno być dla nas Niepodległe Państwo Polskie w zasadzie nie budzi zastrzeżeńPytani wprost wszyscy się z tym zgadzamy. 

Czy jednak w praktyce jest to przestrzegane? Były czasy, gdy Niepodległości Państwa nie strzegliśmy w dostateczny sposóbCzasy te zawsze kończyły się źle dla naszego kraju, a tym samym nas wszystkich. Tej sprawy dotyka również wspomniany na wstępie obraz Jana Matejki. Utrata niepodległości nie odbyła się bez udziału niektórych z jej obywateli. Czyn ten powszechnie w naszym kraju uznany został za zdradę. Targowica, konfederacja pod tą nazwą, dająca prawo ingerencji Rosji w zwalczenie reform wprowadzanych przez Konstytucję 3. majową stała się (szczęśliwie jest nadal) synonimem narodowej zdrady. Dobrze, że rocznica uchwalenia konstytucji 3. maja ustanowiona została jako narodowe Święto Państwowe. Przypominać winna nam, a szczególnie naszej młodzieży o jej znaczeniu, a jednocześnie także o jej przeciwnikach, o Targowicy.

            Nie czuję żadnej satysfakcji, że moje przewidywania o kierunku rozwoju UE okazały się prorocze. Już powołanie parlamentu europejskiego, ale szczególnie ustanowienie Euro – wspólnotowej waluty o tym świadczyły. Ponadto Komisja Europejska, jak każda administracja, a właściwie biurokracja szuka dla siebie źródeł władzy. Komisję tworzy wybierany przez parlament przewodniczący (obecnie Ursula von der Leyen była minister obrony Federacji Niemieckiej) i 27 przedstawicieli poszczególnych państw członków UE. Ciało to nie jest więc wybierane w wyborach powszechnych jak inne rządy krajowe, a przypisuje sobie takie same kompetencje i prawa. Oczywiście pod przemożnym wpływem i protektoratem kraju najważniejszego – Niemiec. Komisja wydaje rozporządzenia i uważa, że powinny obowiązywać one wszystkich członków UE. Natychmiast wtedy powstaje sprawa ich pierwszeństwa nad prawodawstwem krajów członkowskich. Zderzenia powstają także z zapisami krajowych Konstytucji, słusznie chyba powszechnie uważanych za dokument podstawowy, zasadniczy. Jak widać w tak zorganizowanej UE będą występowały kontrowersje i konflikty. Nie są one przeważnie usuwane. Pozostają nierozwiązane. Przypuszczam, że są pozostawiane celowo. Jak kropla drąży skałę, tak te niezgodności mają drążyć niezależności krajów członkowskich na korzyść pierwszeństwa prawodawstwa unijnego. Ma się to samo załatwić. Najmniej mają się same utworzyć kompetencje krajów członkowskich. Powoli, ale ciągle do przodu. Zrezygnujemy z polskiego sejmu (jest unijny), potem prezydenta dla przykładu będziemy nazywać gubernatorem itd. Itd.

            Mam znajomą zapatrzoną bezkrytycznie w UE. Moją uwagę na temat konieczności przebudowy Unii, a nawet zagrożenie wystąpieniem z niej przy zachowaniu jej dzisiejszych tendencji oburzyła się: 

            – Ciekawe co powiedziałaby na to młodzież, gdyby odebrać jej możność swobodnego podróżowania po Europie – zareplikowała.

Czy rzeczywiście dotarliśmy do stanu, że niezależność państwową jesteśmy gotowi przehandlować za otwarte granice państwowe? Wtedy wszystko jedno, czy podróżujemy po Europie czy „Vaterlandzie”, nowo odbudowanej wielkiej Rzeszy. Przesadzam? Chciałbym, by tak było.

            Mam prawnuczkę. Cieszę się z tego powodu. Ma już 1,5 roku. Na pierwsze urodziny podarowałem jej książeczkę i napisałem list. Oto on:

Kochana Laruniu

            Czas szybko upływa i zbliża się chwila, gdy skończysz rok. Wiem, że oczywiście nie przeczytasz tego listu i pewno jeszcze długo to nie nastąpi. Mam jednak potrzebę napisania do Ciebie. Przeczytasz go może kiedyś, kiedyś i to mi wystarczy. Mam ponadto dla Ciebie prezent i powinienem Ci go jakoś wręczyć. 

Najpierw jednak życzenia: rośnij w zdrowiu. Bądź piękną dziewczynką, wyrośnij na śliczną panienkę i damę. To przede wszystkim. Z życzeń innych chciałbym byś pozostała Polką niezależnie od tego, gdzie w jakim kraju, ewentualnie przyjdzie Ci mieszkać. Wszystkim tym, którzy uznają to życzenie za absurdalne odpowiadam, że ja też bym chciał, by takim tzn. absurdalnym pozostało. 

Mój dla Ciebie prezent jest z tym życzeniem trochę związany. Jest nim (prezentem) niepozorna książeczka nazwana „O mój rozmarynie – śpiewnik 1914-39”. To rzeczywiście bardzo niepozorna książeczka i biednie wydana. W swoich zbiorach, a książki kochałem zawsze bardzo, mam dalece cenniejsze. Chcę Ci jednak podarować właśnie tą. Z paru powodów:

  1. To wybór starych, patriotycznych: żołnierskich i harcerskich piosenek powstałych głównie w czasach II Rzeczpospolitej i jeszcze starszych, a śpiewanych w czasach trudnych – tajnie II wojny światowej i może mniej tajnie, ale trochę – PRL.
  2. Książeczka wydana została w 1989 roku. W tym roku zakończył się w Polsce stan wojenny (pewnie będziesz musiała zajrzeć do podręcznika historii, by się dowiedzieć co to takiego było) i zaczął liczyć się czas pełnej niepodległości naszego kraju.
  3. Niektóre z wybranych w tej książeczce piosenek wcześniej (w PRL)  nie były wydawane. Nie były też śpiewane w radiu i telewizji.
  4. Ilustracje do piosenek wykonał Szymon Kobyliński, co wystarczy by książeczka ta miała artystyczną wartość. 

Gdy dorośniesz będziesz z pewnością lubiła śpiewać, a co ważniejsze słuchać piosenek. 

W książeczce są nuty i proste ich melodie łatwo odtworzyć. Mam też nadzieję, że będą dostępne ich nagrania. Chciałbym, by Ci się spodobały. Tak jak kiedyś dla nas, były źródłem wzruszeń. 

                                                                        Pradziadek, Warszawa, 17 stycznia 2025

            Kończę życzenia dla prawnuczki i tą opowieść apelem do wszystkich młodych Polaków w tym moich wnuków także ojca mojej prawnuczki. Dla niej, dla mojej prawnuczki i innych najmłodszych polskich dzieci, dla przyszłych pokoleń Polaków, bardzo was proszę:

-.pilnujcie Polski.